Ludzie więdną jak liście... film bez kamery

Ludzie więdną jak liście... film bez kamery
Loading the player ...

Polska

1978
Czas trwania:
04:08
opis filmu
O filmie
Asystent reżysera: Danuta Zadrzyńska
Kierownik produkcji: Halina Kramarz
Prawa: Filmoteka Narodowa
Język: pl
zwiń zakładkę
treść

Nerwowo montowany, ekspresyjny kolaż poświęcony ludzkiemu przemijaniu złożony z motywów często pojawiających się w noncamerowych filmach Juliana Józefa Antonisza („Katastrofa”, „Dziadowski blues non camera, czyli nogami do przodu”, „Co widzimy po zamknięciu oczu i zatkaniu sobie uszu. Film non camera”): słońce, bijące serce, powykrzywiani ludzie, zwiędłe liście i dymiące coraz intensywniej fabryczne kominy. Zmieniają się pory roku, zmienia się także rzeczywistość, stając się coraz bardziej zdegradowaną i zdekonstruowaną. Świat traci kolor, staje się czarno-biały. Czerń smogu zaczyna przysłaniać coraz większą część kadru. Wszystko niszczeje, rozpada się, zanika – drzewa, kwiaty, ludzie... Ludzie więdną jak liście.

zwiń zakładkę
komentarz

Julian Józef Antonisz do 1977 r. uprawiał różne techniki animacyjne (rysunkową, wycinankową, nawet lalkową), często tworzył kolaże, zestawiając fragmenty zrealizowane w różnorodnych technikach, także nieanimacyjnych (tzw. żywa akcja). Od 1977 r., w którym powstało „Słońce – film bez kamery”, realizował wyłącznie filmy noncamerowe. Nie wystarczały mu już jednak eksperymenty tylko z obrazem. Zaczął szukać nowych rozwiązań również w sferze dźwięku. W animacji „Ludzie więdną jak liście” umieścił planszę: „Muzyka rysowana metodami graficznymi bezpośrednio na ścieżce dźwiękowej filmu”. Starał się metodą znaków graficznych modelujących strumień światła zakomponować ścieżkę dźwiękową filmu. Taki „wydrapywany” dźwięk można usłyszeć także w filmie „Co widzimy po zamknięciu oczu i zatkaniu sobie uszu” (1978). Już w 1966 r., a więc jeszcze przed reżyserskim debiutem („Fobia”, 1967), krakowski artysta pisał w swym „Manifeście Artystycznym Eksperymentalnego Studia Filmów Animowanych przy Muzeum Filmu Animowanego Non-camera”: „Metoda ręcznego nanoszenia znaków graficznych na ścieżkę dźwiękową filmu stanowi najdoskonalszy, bo bezpośredni, sposób syntetyzowania dźwięków bez uciekania się do pomocy aparatury elektronicznej itd. Nanoszenie dźwięku na taśmę ułatwia grafofon Juliana Antonisza. Zapis rysunkowy muzyki jest szansą nie wykorzystaną przez kompozytorów”. Poszukiwania w sferze non-camerowego dźwięku przyniosły interesujące efekty (Antonisz twierdził, że „wydrapał” nawet dźwięk imion swoich córek – Sabiny i Malwiny), choć nie tak oszałamiające jak w warstwie wizualnej. Wystarczy porównać pierwsze noncamerowe próby z filmami późniejszymi, które to filmy wygrały kilka prestiżowych festiwali, m.in. w Krakowie i Oberhausen: „Dziadowskim bluesem non camera, czyli nogami do przodu” (1978), „Ostrym filmem zaangażowanym” (1979) czy noncamerową ekranizacją pierwszej księgi Mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza” (1980). Non camera nie była już dla Antonisza celem samym w sobie, ale środkiem do realizacji ważniejszych zadań. To już nie zabawa w kino, eksperymentowanie, lecz prawdziwe kino, starające się podać za pomocą właśnie tej niezwykle trudnej metody konkretne, często skomplikowane treści. Warto zauważyć, że do realizowania filmów noncamerowych artysta korzystał wyłącznie ze skonstruowanej przez siebie maszynerii.

Jerzy Armata

zwiń zakładkę
zwiń zakładkę