Szalona opowieść o tym, co może wydarzyć się w opustoszałym stołecznym mieście podczas letnich upałów. Nie podjęty ze stosownymi honorami ambasador składa notę, która może wywołać incydent dyplomatyczny. Starsi Panowie podejmują działania mające uspokoić gościa. W historię wplątani są: piękna Barbarka, nieszczęśliwie zakochany Kornel, muskularny Albin, Miss Upału – Grzanka, za którą podąża tłum zalotników, a także żeńska brygada przeciwudarowa, z Zuzanną na czele. Wspólnymi siłami udaje się zażegnać kryzys.
Warszawę, opustoszałą z powodu letnich upałów, przemierza kawalkada limuzyn.
Rankiem premier odwiedza dwóch Starszych Panów. Rząd zamierza wyjechać za miasto, a oni mają w jego zastępstwie zaopiekować się miastem.
Elegancko ubrani Starsi Panowie wyruszają na inspekcję. Ich uwagę zwraca piękna Grzanka, Miss Upału, za którą podąża tłum zalotników. Barbarka zaprasza Starszych Panów do baru na śniadanie. W barmance jest nieszczęśliwie zakochany Kornel, sprzedawca z Domu Mody. Ona sama zaś tęsknie spogląda na muskularnego robotnika Albina.
Do Starszych Panów zwraca się Zuzanna z prośbą o pomoc. Zuzanna przybyła do stolicy na czele żeńskiej brygady przeciwudarowej, aby nieść pomoc udręczonym upałem warszawiakom. Razem ruszają do akcji. Pomagają osłabionemu gazeciarzowi, a w Domu Mody budzą Kornela. Ten pilnie potrzebuje zastępstwa, gdyż musi wyjść, by się oświadczyć.
Tymczasem na dworzec przybywa ważny gość z egzotycznego kraju. Nikt go jednak nie wita. Zezłoszczony ciska kapeluszem pierogiem pod koła pociągu. Limuzyną jedzie do baru Barbarki po nowego „pieroga”. Ta odsyła go do Domu Mody. Tymczasem Kornel właśnie przybył do Barbarki się oświadczyć, lecz... zasypia.
Ważny gość okazuje się ambasadorem „pewnego” mocarstwa. Uszczęśliwiony nabywa kapelusz i zaprasza Starszych Panów na popołudniowy koktajl do ambasady, po czym udaje się do ministerstwa z notą protestacyjną za złe potraktowanie go na dworcu. Konflikt dyplomatyczny wisi w powietrzu.
Ambasador powraca do baru - Barbarka zrobiła na nim wrażenie. Ona jednak nie chce wyjeżdżać z nim za granicę, ale wydaje się zainteresowana specjalnością eksportową jego kraju - gitarami. Albin lubi muzykować i Barbarka chciałaby sprezentować mu taką gitarę. Ambasador zaprasza na koktajl Barbarkę, a także zazdrosnych Albina i Kornela oraz podróżnego Sławka, który notorycznie jest w delegacji.
Kornel wraca do Domu Mody i znów zasypia. Nie pomaga nawet brygada przeciwudarowa. Dziewczyny z brygady także zasypiają. Starszych Panów martwi przyszły konflikt międzynarodowy. Ratunkiem może okazać się Grzanka, także zaproszona na koktajl.
Do ambasady schodzą się goście. Tłum zalotników Grzanki wyczekuje przed bramą. Przemowa ambasadora jest gorzka. Starsi Panowie proszą o wycofanie noty. Gdy ambasador odmawia, goście na znak protestu odchodzą od stołów. Na ambasadorze nie robi wrażenia nawet szantaż Grzanki, która – „jak Wanda, co nie chciała Niemca” – próbuje utopić się w wannie. Bardziej interesuje go zaprezentowanie Barbarce zimowego ogrodu ambasady. Albin nie tracąc czasu, chwyta za gitarę, lecz musi się o nią pojedynkować z lokajem. Tylko podróżny Sławek korzysta z zastawionego stołu.
W ogrodzie Barbarka odpiera awanse ambasadora. Przyjęła zaproszenie tylko po to, by zdobyć gitarę dla Albina. Postanawia opuścić przyjęcie. Albin podąża za nią, ciągle walcząc na szpady z lokajem. Ten ostatni dostrzega kłębiący się za bramą tłum zalotników i wpada w panikę. Myśląc, że to demonstracja polityczna, ambasador prosi Starszych Panów o pomoc. W zamian wycofa notę. Panowie próbują przekonać zalotników do rozejścia się, lecz bez skutku. Niewiele też pomaga pomoc Zuzanny i jej brygady.
Grzanka w tym czasie czeka aż z wyschniętych rur do wanny naleci woda. W końcu woda zaczyna lecieć, ale jest rdzawa, więc Grzanka rezygnuje z samobójstwa i opuszcza ambasadę. Zalotnicy podążają za nią. Problem „manifestantów” zostaje rozwiązany. Starsi Panowie spełnili obietnicę. Barbarka odbiera z ambasady gitarę, a ambasador jedzie do ministerstwa. Fortelem wdziera się do gmachu i wykrada jeszcze nie rozpieczętowaną notę.
Tymczasem nieszczęśliwi Kornel i Grzanka próbują utopić się w rzece. Akurat spada długo oczekiwany deszcz i wody przybierają. Niedoszłych samobójców ratuje przybycie Starszych Panów.
Starsi Panowie dostają ordery od ambasadora. Po otrzymaniu gitary Albin traci zainteresowanie Barbarką. Ta wyjechałaby z egzotycznym gościem, ale on przypomina sobie, że ma żonę i dzieci. Wszyscy żegnają się w przyjaźni.
Premier wraca do miasta. Panowie czują się zwolnieni z dalszych obowiązków. (JU)
„O nowym filmie polskim »Upał« słyszało się jeszcze przed jego premierą najgorsze rzeczy. Że kompromitujący, że należy go schować na półkę i nie pokazywać, że nie stać nas na takie dziwactwa kosztujące tysiące, które lepiej byłoby obrócić na szkoły itd. Opinia szeptana, poprzedzająca zwykle każdy film, była tym razem fatalna. […] Skąd więc wzięło się owo uprzedzenie? Specjaliści od intryg warszawskich utrzymują, że wyszło ono od filmowców, niechętnych wobec wtargnięcia do ich branży zespołu obcego – bo »Upał« jest przeszczepieniem widowiska, wykonywanego periodycznie w telewizji. Nie umniejszając w niczym zasług zawodowców w lansowaniu opinii nieprzychylnej, pozwalam sobie jednak przypuścić, że niechęć wobec filmu budzi też jego formuła: jest to komedia fantastyczna, posługująca się poetycznym absurdem. […] Nie da się więc zaprzeczyć, że protesty wobec »Upału« biorą się też z gustów: jesteśmy tu w ogniu odwiecznego sporu realizm kontra wyobraźnia. Tak więc »Upał« znajduje oddanych amatorów, lecz także zaciętych tępicieli. Już zresztą miał wrogów, zanim wszedł na ekrany, i to takich zasadniczych, potępiających sam gatunek: »humor bezsensowny, wydziwaczony, akrobatyka sztucznych pomysłów, bez związku z prawdą naszego życia!«. W tym miejscu jednak trzeba stwierdzić, że czego jak czego, ale oderwania od życia nie da się komedii »Upał« zarzucić. Więcej, ośmielę się utrzymywać, że mamy tu do czynienia z gatunkiem narodowym, typowym dla powiatu warszawskiego, i równie autentycznym, co głośna »polska szkoła filmowa« antybohaterska. Twierdzenie to może wydać się tym bardziej niespodziewane, że sceneria »Upału« nie ma kolorytu polskiego, mieści się poza czasem i w geografii abstrakcyjnej. […] Wszystkie te szczegóły lokalne są, powtarzam, bez znaczenia wobec najważniejszego, co decyduje o polskości tej farsy: wobec jej klimatu moralnego. Tu zaś uderza podobieństwo do »Ewa chce spać« – dowód, że mamy do czynienia z pokrewieństwem, z powtarzającym się stanem ducha, a więc – ze zjawiskiem cykliczności, wolno zatem zawołać: »Polska szkoła w komedii!« […] Czy wolno z okazji »Upału« mówić o szkole filmowej, skoro rzecz wylęgła się w telewizji? Wasz sprawozdawca telewizora nie posiada i styka się ze Starszymi Panami po raz pierwszy. Mam więc niejakie prawo, by twierdzić, że »Upał« jest widowiskiem całkowicie filmowym. Może jest to zasługa reżysera Kazimierza Kutza, ryzykanta, który potrafił przełożyć baśń Starszych Panów na kino! […] Polski krytyk filmowy z reguły każe milczeć wymaganiom estetycznym, myśląc więcej o misji obywatelskiej kina. Przypomina on owego znawcę malarstwa, życzliwie oglądającego wystawę, i przy każdym obrazie powtarzającego: Piękne. Piękne. Piękne. Wtem zdarza się dzieło sztuki, i krytyk wykrzykuje: O, PIĘKNE! Pozwólcie Państwo, że z racji »Upału« raz jeden sobie wykrzyknę: O, PIĘKNE!”.
Zygmunt Kałużyński, „O! Piękne!”, „Polityka”, 1964, nr 41.
„Kiedy Kutz przystępował do realizacji »Upału« – za wcześnie było jeszcze na wykrakiwanie porażki przedsięwzięcia; teraz, po premierze – za późno, by wytykać niefortunność pomysłu. Lecz przecież, szczerze mówiąc, telewizyjne powodzenie arcyscenki – Kabaretu Starszych Panów – nie gwarantowało absolutnie pomnożenia sukcesów w stosunku wprost proporcjonalnym do rozmiarów ekranu; przeciwnie – straszyło olbrzymim ryzykiem niepowtarzalności, nieprzystosowania i nieprzetłumaczalności zabawy telewizyjnej na »język« rozrywki kinowej. Kabaret Starszych Panów osiągnął po prostu pewien stopień telewizyjnej doskonałości i wszelkie próby zaszczepienia go na obcym gruncie musiały spowodować inflację. […] Twórcy filmu (wszyscy) zdawali sobie widać sprawę z grożących niebezpieczeństw – film bowiem nie jest ani sfilmowanym jednym programem ani wyciągiem laboratoryjnym z całego kabaretowego dorobku, ani tym bardziej filmem o Kabarecie. »Upał« posiada własną, filmową, a raczej filmopodobną konstrukcję, tradycyjną akcję komediową, na tle której dopiero mają błysnąć Przybora i Wasowski z całym swym bagażem humoru i wdzięku. Na tle tej akcji mają dojść do głosu gagi, piosenki, dowcipy; gorzej – z tej akcji muszą wynikać. I tu chyba jest pies pogrzebany. […] Urok Kabaretu Starszych Panów opiera się w olbrzymiej mierze na improwizacji lub przynajmniej na jej pozorach. Choć najczęściej i tu wydaje się być z góry narzucona jakaś bardzo konkretna koncepcja programu, już w studio, w czasie audycji Przybora i Wasowski – nad tą koncepcją – może dlatego, że zawsze własną – doskonale panują. […] W filmie na odwrót – wszystko podporządkowane jest anegdocie, anegdota wisi nad głowami w cylindrach jak miecz Damoklesa. Każda »próba ucieczki« od anegdoty musi skończyć się niepowodzeniem – anegdota prowadzi. A ta z kolei wątła i nie na tyle rewelacyjna, by skupić w sobie wystarczająco bogaty materiał komediowy. […] »Upał« wchodzi na ekrany zaopatrzony w paszport dobrej sławy kabaretu. »Upał« przyjmuje się jak spotkanie ze starymi dobrymi znajomymi. […] Zawsze mile i chętnie widziani. I tu także bez żadnego kredytu. I tu także i jak zawsze świetni, choć pod presją owej nieszczęsnej anegdoty i choć bez możliwości pełnego wykorzystania swego aktorskiego potencjału. Kompromis. Kompromis – bo tradycja kabaretu, bo wymogi filmu, bo specyficzny typ humoru, bo indywidualności aktorskie. […] A tak się ładnie zaczynało”.
Bogumił Drozdowski, „Kompromis”, „Ekran”, 1964, nr 41.
„Jeśli wyobrazimy sobie Kabaret Starszych Panów pozbawiony wdzięku, taktu, poezji i piosenki – to znaczy Kabaret Starszych Panów, jakiego na szczęście nigdy nie zdarzyło nam się oglądać w telewizji – otrzymamy dość wierny obraz tego, czym jest film »Upał«. […] Myślę, że istnieje kilka jednakowo ważnych przyczyn tego zdarzenia i trudno właściwie powiedzieć, która zaważyła w sposób decydujący na jego przebiegu. Pierwsze z nich jest, jak mi się wydaje, niezrozumienie istoty Kabaretu Starszych Panów przez realizatorów filmu. […] Sukces Przybory i Wasowskiego polega na tym, że wymyślili postacie dwóch panów »starej daty«, ze świetnymi manierami i »niedzisiejszą« życzliwością dla świata, życzliwością, która w swojej tonacji serio zatrąca o naiwność, i zestawili ich z dosyć realnymi przejawami współczesnego życia. […] Film Kutza »Upał« osadzony jest w świecie abstrakcyjnym, nierzeczywistym, dowolnym. Jakieś miasto, jakieś państwo, jakieś sprawy. Abstrakcyjność, umowność tego świata zaciera wszelkie poczucie kontrastu. Pomiędzy Starszymi Panami a ich otoczeniem nie ma żadnego konfliktu, nic tu się nie dzieje, nie następuje żadna konfrontacja. I to jest pierwszy, kardynalny błąd. […] »Upał«, jeśli się mu dobrze przyjrzeć, pod względem koncepcji humoru jest (to prawda, że jednak lepszym) potomkiem »Ostrożnie Yeti!«. Podobnie jak tam, tak i tu spotykamy się z przeświadczeniem, że jeśli aktorów się poprzebiera, jeśli pozawiesza się na nich niesamowite galony, akselbanty, jeśli powkłada się im na głowy niezwykłe okrycia, humor narodzi się sam, automatycznie, słowem, że samo małpowanie może być śmieszne. Tymczasem jest to absurd. […] Myślę również, ze następującym błędem »Upału« jest niezrozumienie różnic pomiędzy specyfiką telewizyjną a filmową. Telewizja jest jak teatr i znosi większą dawkę umowności, film natomiast bardziej domaga się pozorów realizmu inscenizacyjnego. […] Kabaret Starszych Panów ma swoich stałych wykonawców, większość z nich spotykamy i w filmie. Istnieje jednak pewna drobna różnica w ich wykorzystaniu. Kabaret Starszych Panów wykorzystał znanych aktorów komediowych, pokazując ich nowe, znakomite możliwości. To dzięki kabaretowi głównie odkryliśmy w Kalinie Jędrusik świetną piosenkarkę, kabaret stworzył na nowo dla piosenki Michnikowskiego, ukazał nam nowe możliwości Gołasa, Krafftówny, Stępowskiego. W »Upale« wszyscy ci wykonawcy użyci zostali jakby umyślnie poniżej ich możliwości. […] A poza tym, co już najbardziej wstydliwe, ten film jest bardzo źle zrobiony od strony warsztatowej. Każda scena jest bądź przeciągnięta, bądź niespointowana, wszystko tu się rwie i sypie, całość sprawia wrażenie, jakby połowę materiału spaliło się w jakimś pożarze i na to miejsce, przy montażu, wstawiono kawałki, które normalnie należałoby odrzucić. Jeśli przy tym wszystkim nie słychać ani jednej piosenki Przybory i Wasowskiego – porażkę można uznać za pełną. A szkoda, bo z Kabaretu Starszych Panów można było zrobić film”.
K.T. Toeplitz, „»Upał«”, „Świat”, 1964, nr 42.
„Kutz sięgnął po cudzą własność. Wszystko miał dane, poza rolą dla siebie. Dostał tekst, aktorów, koncepcję i cudze poczucie humoru. Nie był dość bezceremonialny, by to wszystko sobie przywłaszczyć, brutalnie powycinać, poprzestawiać, poprzekręcać i zamienić na rzecz lepszą lub gorszą, ale Kutza. […] Choć prawa własności do »Upału« są niejasne, film budzi podejrzenia, że wszystko, co w nim niedobre, jest sprawą filmowców. Natomiast do reszty filmowcy nie powinni mieć zbyt wielkich pretensji. […] »Upał« śmieszy rzadko, do ziewania pobudza często. Być może działa tu prawo, które zabrania zbytnich powiększeń. Guliwerowi liliputy wydają się śliczne i pełne uroku, wielkoludy mu się nie podobają. Telewizyjny kabaret jest formą kameralną. Być może samo powiększenie odebrało mu wdzięk. […] Najlepiej filmowcy poradzili sobie z piosenkami. Tu Kutz znalazł wyjście ciekawe i kompromisowe. Nie chciał zrobić filmowego kabaretu i chciał zachować piosenki Starszych Panów. Dlatego po prostu przerywa film, gdy kolej przychodzi na piosenki. […] Warunki, w jakich się toczy kabaret, określają jego specyfikę. Sprawiają, że jego komizm jest uboższy niż filmowy, bardziej jednostronny, a w każdym razie inny. Starsi Panowie nie mają komicznego stosunku do konkretnej rzeczywistości. Nie mogą go mieć, bo w kabarecie są tylko kawałki dykty. Często komizm w kabarecie rodzi się ze zderzenia umowności z konkretem. Jeżeli między kawałki dykty wtargnie konkretny, dosłowny normalnie umundurowany i ryczący pieśni żołnierz, to komizm rodzi się z poczucia niestosowności żołnierza w umownym otoczeniu. Film nie stwarza tego poczucia niestosowności. Dla widza kinowego pozostaje tylko komiczny zamysł i zabawny dialog”.
Jerzy Niecikowski, „Kabaret bez filmowych właściwości”, „Kultura”, 1964, nr 42.
Film odwołuje się do popularnego w latach 60. programu telewizyjnego „Kabaret Starszych Panów”. Powstał przy udziale jego twórców i występujących w nim aktorów, choć stanowi autonomiczne dzieło, nie nawiązujące bezpośrednio do żadnego z odcinków programu.
Na zdjęciu: Barbara Krafftówna