Perła w koronie

Perła w koronie
Loading the player ...
opis filmu
O filmie

Historia strajku w śląskiej kopalni w latach 30. XX wieku. Młody górnik Jaś tęskni za żoną i dziećmi, jednak solidarnie ze starszymi kolegami zostaje na dole. Przewodzący strajkowi Hubert twardo negocjuje z zarządem; na górze Erwin, niegdyś wyrzucony z kopalni, organizuje protest wśród mieszkańców osady. Sytuacja się zaostrza. Ministerstwo dystansuje się od sporu. Górnicy podejmują głodówkę, posuwają się nawet do żądania, by zalać ich razem z kopalnią. W końcu zarząd kopalni, pod presją starosty, zgadza się na warunki strajkujących. Jaś wraca do szczęśliwej żony i dzieci.

Czas akcji: lata 30. XX wieku
Miejsce akcji: Górny Śląsk
Kierownik produkcji: Tadeusz Baljon
Prawa: Studio Filmowe „Kadr”
Język: pl
zwiń zakładkę
treść

Lata 30. XX wieku. Trwa kryzys. Młody górnik Jaś wraca z szychty do domu. Dzieci ściągają mu buty, żona Wichta myje mu nogi i stawia na stole obiad. Widać, że stanowią kochającą się rodzinę.
Następnego dnia idąc do pracy, Jaś widzi, jak policjanci przepędzają bezrobotnych z nielegalnych biedaszybów. Opornych zalewają fekaliami. Gdy zdeterminowani górnicy przepędzają policję, Jaś wydobywa z szybu nieprzytomnego Erwina. Sąsiedzi śliwowicą doceniają solidarny odruch młodego górnika. W domu Jaś kocha się z żoną.
Kolejnego dnia Hubert, szef związków, ogłasza, że władze spółki potajemnie planują zamknąć kopalnię. Wybucha strajk okupacyjny. Zostaje wybrany komitet strajkowy. Kiedy dochodzi do poturbowania sztygara, górnicy decydują się zostać na dole. Siedzą przy kagankach, bo zarządcy kopalni wyłączyli im światło. Delegacja zarządu zjeżdża na dół do górników, ale członkowie komitetu strajkowego nie zgadzają się jechać na górę na negocjacje. Hubert ogłasza, że może być ciężko i to, że ktoś wyjedzie na górę, nie będzie powodem do wstydu. Tylko kilku górników opuszcza kopalnię. Jaś zostaje.
Hubert rozdziela zadania, ustala reguły. Jaś patrzy tęsknie na jabłko, które dostał na drugie śniadanie od Wichty. Dzieci czekające przed bramą kopalni na powrót ojca powiadamiają resztę osady o strajku. Pod ziemią czas się dłuży. Do kopalni bocznym korytarzem przychodzi Erwin. Nie zostanie na dole, bo jako komunista dałby pretekst zarządowi do represji. Uważa zresztą, że na górze może być bardziej potrzebny. Jaś wypytuje Erwina o żonę – widać, że tęskni. Jabłko od Wichty cały czas chowa w hałdzie węgla.
Tymczasem na górze pojawiają się wzmożone siły policji. Erwin, dawny powstaniec śląski, prowadzi ludzi na pokojową manifestację. To nie rok 1921, dziś karabiny nie są potrzebne. Komitet dokonuje wyboru delegata, który pojedzie do stolicy, by w ministerstwie protestować przeciw zamknięciu kopalni. Kolejny przedstawiciel zarządu próbuje zaprosić komitet na górę. Bezskutecznie. Strajkujący dostają listy od rodzin. Aby się nie nudzić, górnicy urządzają podziemny mecz piłki nożnej. W pyle węglowym trudno jest oddychać, Helmut mdleje. Gdy wywozi go karetka, wzburzona ludność protestuje przed kopalnią. Erwin wynegocjował, że raz na dobę strajkujący będą mogli dostać od rodzin żywność i listy. Natychmiast ogłasza zbiórkę darów dla strajkujących.
Górnicy układają strajkowe ballady, grają na zaimprowizowanych instrumentach. Mija właśnie 14. rocznica II powstania śląskiego; staje się ona okazją do dyskusji na temat „co z tego przyszło górnikom". Na górze trwa akcja samopomocowa. Alojz wrócił z delegacji w Warszawie ze złymi wiadomościami. Rząd jest przeciw łamaniu prawa, bierze stronę zarządu. Prasa natomiast sympatyzuje z górnikami. Z pierwszej strony gazety Jaś wydziera zdjęcie Wichty, ilustrujące artykuł o strajku.
Zapanował impas polityczny. Strajkujący decydują się zaostrzyć formę protestu – ogłaszają głodówkę. Posłany im na dół kocioł z zupą odsyłają z żalem na górę. Wieść o głodówce dociera do mieszkańców. Policmajster Suchanek, specjalista od tłumienia niepokojów, robi w osadzie demonstrację siły. To wywołuje zamieszki – mężczyźni rzucają kamieniami, policja strzela na postrach, jednak ustępuje przed żywym murem kobiet i dzieci. Napięcie i głód powodują, że i pod ziemią niektórym puszczają nerwy. Dwóch górników na skraju załamania Hubert każe wywieźć na powierzchnię. Do windy wkłada też kask z identyfikatorami pozostałych strajkujących – to znak, że zostają tu do śmierci. Jest coraz ciężej. Górnicy przegłosowują ostatnią uchwałę, brzmi ona jak testament – żądają, by zalać ich razem z kopalnią.
Dzwonią od starosty Wiśniewskiego, przyjęto warunki strajkujących. Górnicy wyjeżdżają z kopalni. Są na skraju wyczerpania. Usmarowany węglem Hubert podpisuje porozumienie. Mieszkańcy osady oczekują ich w milczeniu. Gdy pojawiają się na ulicy, wybucha radość. Jasiek dostaje jabłko. W domu Wichta i dzieci szorują go w balii z osadów węgla. (JU)

zwiń zakładkę
komentarz
komentarz eksperta

Druga część tzw. tryptyku śląskiego Kazimierza Kutza, na który składają się także wcześniejsza „Sól ziemi czarnej” (1969) i późniejsze „Paciorki jednego różańca” (1979). Powrót do korzeni, czyli do bliskiej reżyserowi z powodów rodzinnych tematyki śląskiej, zaowocował kolejnym arcydziełem – bo takim okrzyknięto ten film. Uwolnił emocje, ukierunkował je we właściwym kierunku, dając w efekcie obraz pełen… miłości, co dość kontrastuje z chłodnym, egzystencjalnym stylem wczesnych filmów Kutza.
„Perła w koronie” to ciąg dalszy – choć nie ma tu bezpośrednich nawiązań fabularnych, co najwyżej poprzez pojedyncze postaci (Erwin) – eposu o dziejach Śląska, regionu, który w poprzednim filmie za cenę ludzkich ofiar wybrał swą przyszłość w granicach odrodzonej Rzeczypospolitej. Teraz ten sam Śląsk zmuszony do strajku podczas Wielkiego Kryzysu, który pozbawił górników pracy i chleba, odnawia pytanie o sens poczynionego wcześniej wyboru. Znów, jak w założycielskim micie, bohaterem jest tu zbiorowość poddana wielkiej próbie.
Tyle w planie społecznym i historycznym. W wymiarze artystycznym zaś Kutz ponownie, z niemal etnograficzną pieczołowitością odtwarza codzienność śląskiego ludu, jego zabawy, jego pracę, radości i troski. Do historii kina przeszła scena, w której żona obmywa w miednicy nogi mężowi zmęczonemu po szychcie, zanim poda mu skromny obiad. Krajobraz familoków, biedaszybów, kopalnianych wież i kominów mimo całej posępności zawiera w sobie malarski urok. A gwara śląska daje oszczędnym dialogom jakąś majestatyczną moc. (JU)

zwiń zakładkę
od autora

„A potem, gdy przyszedł sukces, mówiono – no tak, ale taki film można zrobić tylko raz, każdy następny będzie już tylko powielał śląską egzotykę z »Soli«. Znowu poczułem się zagrożony i… przystąpiłem do pracy nad »Perłą w koronie«. Ten mój dziesiąty jubileuszowy niejako obraz, przyjęto także przychylnie. Nie chcę się krygować i szczerze powiem – jestem szczęśliwy. Wróciłem mojej ziemi to, czym mnie obdarzyła. Plebejski świat, widziany poprzez mgłę kopalnianych dymów, okazał się wartościowy i piękny. Wart, by w nim nadal żyć i pracować. I taka właśnie będzie moja dalsza droga.”

Kazimierz Kutz, „Wszystkie barwy Śląska”, „Trybuna Robotnicza”, 29-30.01.1972

zwiń zakładkę
głosy prasy

„Kutz – ten pierwszy w naszym kinie piewca plebejskości – zrobił »Perłę w koronie« przeciw stereotypowi »człowieka prostego«. »Szary, prosty człowiek« jest taki zawsze w czyichś dobrotliwych oczach, błogosławioną prostotę komuś zawdzięcza, o czyjąś filantropijną zupkę (artystyczną) się dopomina. Inaczej niż nasz ulubiony »prosty górnik« skazany na wiekuiste istnienie przedmiotowe – górnicy-bohaterowie »Perły w koronie« mają byt podmiotowy. Hubert Siersza, August, Jaś, Erwin i Franek istnieją bez odwoływania się na »typowość«, »rację historyczną«, »reprezentatywność na danym etapie«. Rozpierają się na ekranie, bo prawdziwie żyli. […] Plebejski jest krąg wartości przez tych ludzi wyróżniony: praca, solidny stosunek do zobowiązań, własna lojalność i wymaganie lojalności od drugich, solidarność zawodowa; dom i rodzina, kult tradycji. Górników podnosi do strajku nie tylko perspektywa bezrobocia, lecz i brak szacunku do ich pracy. Dotyka ich tyleż niesprawiedliwość społeczna, co »fucha« zawodowa manifestowana przez jaśnie kogoś tam »z góry«. […] Gwarantem autentyczności tego filmu jest jego konkretność. To, co ogólne jest w »Perle w koronie« zarazem tym, co indywidualne; to co ma sens dramatyczny, może mieć wygląd komediowy. […] Relacja Kutza ujmuje konkretnością, bo zakłada widzenie zjawisk w optyce teraźniejszości. Tej optyki skłamać nie można. Zanim pospieszny inspicjent przybierze Jasia w strój bojownika orderowo-dyplomowanego, zapamiętamy tę postać w całej jej urzekającej prywatności; zanim nieudolny dziejopis dorobi mars na portrecie Huberta, zjednoczymy się z żywym Hubertem, kiedy w pocie czoła konsultuje problemy ortograficzne. […] Film o strajku, a jednocześnie opowieść miłosna. Miłość nie ta z plakatu: nie pastelowy chłopiec z błękitnooką dziewczyną, w czułym uścisku sprzymierzeni. Miłość u Kutza zawsze jest w zawieszeniu, w napięciu, w oczekiwaniu. W »Soli ziemi czarnej« dziewczyna była bezimienna i niepochwytna; w »Perle« ma na imię Wichta, jest żoną i matką. Uosabia nadzieję i znaczy jak tęsknota, bo znowu jest daleka. Miłość jest wartością najtrudniejszą i dlatego najcenniejszą dla Kutzowego bohatera. […] Całkowity brak sentymentalizmu, z drugiej strony niezwykła emanacja uczuciowości. To najgłębszy sekret »Perły«. Bo ludzie tu mocno milczą, mówią dosadnie i szorstko, niepieszczeni nie rozpieszczają się wzajemnie. Nie można o nich nawet powiedzieć, że są chłonni na otaczającą ich zewnętrzność. A jednak temperatura »Perły w koronie« jest bardzo wysoka. […] Prawdziwa liryka nie jest domeną barw i zapachów, lecz sprawą charakteru przeżyć. Poruszyła mnie »Perła w koronie« nie dlatego, że dobrze zrobiona, ale że sercem zapisana.”

Rafał Marszałek, „Sercem pisane”, „Literatura”, 1972, nr 1


„Prawdziwość »Perły w koronie« […] obejmuje sobą wszystkie bez wyjątku »piętra« kompozycji dzieła Kutza: od tchnącego autentyzmem szczegółu (prawdziwe ubiory robocze z tamtych lat, nawet guziki i etykiety pudełek od papierosów oraz zapałek, a także autentyczny numer »Robotnika« z sierpnia 1934 roku) – do poniekąd baśniowej wymowy ogólnej filmu. Znamienne, że najprawdziwsza okazuje się »Perła w koronie« w konfrontacji z tym, co rdzennie tamtejsze. Myślę o niezwykle charakterystycznych dla śląskiego stylu myślenia, jędrnych i dosadnych przysłowiach oraz »pogodkach« ludowych. […] W przeciwieństwie do niektórych naszych krytyków nie jestem zdania, że »Perła w koronie« to arcydzieło. […] Cenię dzieło Kutza przede wszystkim za jego walory warsztatowe, za rzetelne, świadome swej wagi rzemiosło, za »staroświecką« (wcale nie w ujemnym sensie) kompozycję całego filmu, opartą na wypróbowanym tysiącami dzieł (niekoniecznie filmowych) wzorze ponownego przywrócenia zakłóconej harmonii pierwotnej (jest to najgłębsze chyba źródło niebanalnego sojuszu treści i formy tego utworu). Swoista uczciwość artystyczna reżysera – widoczna dobrze na przykładzie »Perły w koronie« – polega w moim przekonaniu na tym, że Kutz nie sili się na bujanie w obłokach sztuki, że nie usiłuje być artystą za wszelką cenę, artystą dla samego potwierdzenia faktu, iż nim jest (wątpliwa to zresztą satysfakcja dla prawdziwego twórcy), że wreszcie nie leży w jego intencjach pretensjonalne, reklamiarskie zadziwianie świata, chociaż nie rezygnuje on bynajmniej – lecz przeciwnie: w pełni korzysta – z prawa do mówienia o rzeczach, które nie wszyscy znamy, dokonując za pomocą sztuki filmowej – w ściśle określonej misji – sugestywnego wywołania ducha Śląska przed zgromadzoną na kinowym seansie widownią. […] Pozostaje na koniec do omówienia sprawa drażliwa i dość nieprzyjemna, mianowicie sposób, w jaki zareklamowano film Kutza tzw. szerokiej publiczności. […] Skoro bowiem postanowiono reklamować »Perłę w koronie« (za wybitne walory artystyczne) bardziej intensywnie i wydać na wspomniany cel większą niż zazwyczaj sumę pieniędzy – to należało się jeszcze zastanowić nad umiejętnymi, skutecznymi i oryginalnymi sposobami wylansowania tego dzieła, a nie iść na irytujące odbiorców łatwizny jasełkowe w rodzaju: »najpiękniejsza miłość w polskim filmie« (dlaczego np. nie: »najlepiej wychowane dzieci w polskim filmie«?) albo drukować koszmarnie wykonane pocztówki, od których oczy bolą, a na duchu smutno się robi. Czy to jest, pytam, reklama na poziomie odpowiadającym artystycznej randze tego filmu?”

Marek Hendrykowski, „Silesia story czyli »Perła w koronie«”, „Profile”, 1972, nr 6


„Jesteśmy więc znowu w świecie, który twórca zna, czuje i chyba bardzo kocha. Proszę w tym miejscu wybaczyć może pewną niestosowność porównań, ale warto tu przypomnieć pewną starą prawdę o tym, iż pierwsze dziecko rodzice kochają i wychowują może mniej rozumnie niż następne, lecz nic tej miłości nie jest w stanie odebrać pierwszej, gorącej, instynktownej spontaniczności. Coś z tej prawdy odnaleźć można w obu filmach Kutza, temu drugiemu, doskonalszemu przecież, zabrano pewną cząstkę tego klimatu, który tkwił w »Soli ziemi czarnej«. […] W »Perle w koronie« pozostał wierny zarówno prawdzie społecznej, jak i obyczajowej świata, który przedstawia, bardziej go jednak podporządkował pewnej wykalkulowanej zasadzie artystycznej organizacji, a tym samym bardziej go przetworzył. […] Stąd nie kwestionując zupełnie ogromnego piękna wielu scen z życia i miłości Jasia, Wikty i ich dzieci, nie możemy pozbyć się wrażenia obecności reżysera, który piękno to manifestacyjnie kreuje. Wrażenie to potęguje się wówczas, gdy rozszyfrowując intencje reżysera, czujemy zasadę narastającego kontrastu barwy jako generalnej koncepcji dramaturgicznej i plastycznej »Perły«. […] »Naziemne« partie filmu, obraz tych, którzy są na górze i te »podziemne« ukazujące strajkujących górników, zderzają autorzy nie tylko prawem kontrastu. »Ziemię« stopniowo nasycają barwą coraz pełniejszą, mocniejszą, wprost krzyczącą, »kopalnia« staje się coraz mroczniejsza, ludzie wrastają w węgiel. Ta bardzo piękna artystycznie propozycja i znakomita operatorska realizacja ma jednak swój nieprzewidziany efekt – wielki sukces tej koncepcji w podziemnych fragmentach filmu pozostaje w zgrzytliwym nieco kontraście z – nie wątpię, że niezamierzonym – cepeliowskim charakterem partii naziemnych, wzmagającym się w końcowych partiach filmu. […] Sądzę jednak, że zafascynowany nieco realizacją zarówno barwnej koncepcji filmu, jak komponowaniem szczególnie efektownych kadrów […], gubił Kutz czasem to, co poza pięknem dramaturgii i plastyki jest przecież wielką siłą jego filmu – obyczajowy autentyzm i płynącą z ekranu emocją związaną z autentycznymi bohaterami. Wszystkie uroki filmu Kutza i Lotha pozostałyby dużej klasy formalnymi popisami, gdyby nie jego bohaterowie, i to głównie tam, pod ziemią, gdzie padają słowa o świętości miejsca pracy, gdzie walczy się o ludzką godność i prawo do pracy. »Perła w koronie« jest niewątpliwie jednym z najpiękniejszych filmów o ludzkiej solidarności, o walce człowieka z samym sobą, z naturą własną i naturą ziemi, o walce w imię najświętszych praw.”

Ewa Nurczyńska, „O filmach dobrze i źle”, „Odgłosy”, 1972, nr 6


„A więc można mówić tak serdecznym językiem o ludziach pracy; a więc filmy o walce tych ludzi o prawo do życia w latach międzywojennych mogą obywać się bez deklaracji i podręcznikowych formułek? [...] Kutz nie tyle odkrywa, ile przywraca wartość prawdom zapoznanym. Uzmysławia rzeczy pozornie oczywiste, których nie umiano tylko wcielić w sztukę lub udawano, że się o nich nie pamięta: prawdziwy artyzm nie jest możliwy bez serdecznego związku twórcy ze sprawami, których ma być rzecznikiem. […] Lecz prawdy o ludziach pracy, zwykłych robotniczych rodzinach, zawarte w »Perle w koronie«, mają walor uogólniający, z tym że Śląsk jawi się tu jako przykład wyjątkowo czysty i piękny. Zarówno tam, gdzie mówi się o rytuale rodzinnym i uczuciach rodzicielskich, jak i tam, gdzie mówi się o stosunku do pracy, i kiedy pada słowo, że jest ona »święta«, Kutz znalazł rzeczywiście środowisko, w którym słowo »robotnik« budzi szacunek, a ludzka praca ma prawo domagać się skłaniania przed nią czoła. […] »Perła w koronie« będąc wielkim eposem o tradycjach zmagań śląskich górników z bezdusznością kapitału i okrucieństwem policji, nie traci nic z aktualnej siły poematu o robotniczej solidarności i klasowym instynkcie. To, co Kutz najpiękniejszego odkrywa w swych bohaterach: nieuczoną mądrość ludzi prawych, bezinteresowność i poświęcenie w dniach walki, upór i wytrwałość w domaganiu się słusznych i należnych człowiekowi praw – wszystko to zachowuje swoje dzisiejsze brzmienie. […] Kutz potrafił wydobyć z całego zespołu to, co określamy mianem absolutnej szczerości i prawdy. I zapewne dzięki temu »Perła w koronie« każe zapomnieć o klasycznych czynnościach »rozbioru dzieła«. Zmusza do chłonięcia i podziwiania sztuki, która jest zrośnięta z samym życiem.”

Wojciech Wierzewski, „Poezja ziemi czarnej”, „Tygodnik Kulturalny”, 1972, nr 6


„Nie jesteśmy przyzwyczajeni do polskich filmów na przyzwoitym poziomie. A jeszcze taki temat: ludzie pracy, o prawo do tej pracy walczący!? Na polu filmowej bezsilności potykają się polskie nonsensy różnego gatunku pozowane na modłę zachodnią: paru gniewnych, parę dziewczynek i trochę mętnej filozofii. […] Przez film przewija się pytanie… Nie, już nie pytanie, a po prostu odpowiedź: w życiu człowieka jest miejsce na miłość i miejsce na pracę, na walkę w imię idei, a szacunek zdobywa się postawą godną i prawdą. […] Do tych wartości sięgnął Kutz. Ukazał szczęście pracy i urok rodzinnego życia, miłość małżeńską i solidarność idei… I zrobił to w sposób angażujący widza bez reszty. […] Do spraw, które budziły kontrowersje należą: po pierwsze – gwara śląska. Być może film straciłby bez niej koloryt lokalny, ale… Nie zawsze brzmi ona swobodnie i nie zawsze się wszystko rozumie, np. co znaczy »karbinadel«, »blank« czy »skocz mi na pukiel«? Po drugie – czy wtargnięcie policji do kościoła – miejsca azylu, oparte jest na fakcie autentycznym? No i trzecie – scena erotyczna, jakby obcy kadr z innego filmu. (Załamanie reżysera na rzecz »nowoczesności«, aby przyciągnąć widza?) […] Kutz z wyczuciem potrafi scenę rozładować, a jednocześnie spotęgować wrażenie. W filmie grają typowe śląskie »starzyki«. Wspaniali!”

Gracjana Miller, „Liryka i dynamika”, „Żołnierz Wolności”, 5-6.02.1972


„Na temat »Perły w koronie« nie ma sporów; zostało uzgodnione, że jest to arcydzieło naszego kina. Rezultat jest taki, że pisze się o filmie dużo, ale mdło. Jedyny problem podejmowany przez recenzentów jako kontrowersyjny, to czy »Perła« jest, bądź nie jest, lepsza od »Soli ziemi czarnej«, poprzedniego filmu tegoż Kazimierza Kutza, również zakwalifikowanego jako osiągnięcie i nakręconego w podobnej stylistyce. […] Ale chwileczkę, cóż to się dzieje, padają słowa tak odpowiedzialne, jak klasyk, arcydzieło, przytacza się Mozarta! Czy aby Kutz, który jest wzrostu niewielkiego i charakteru nieznośnego, zasłużył na te porównania? Owszem »Perła«, zręcznie tak nazwana, jest istotnie jedną z kilku pereł naszej kinematografii. Co nie znaczy, że jej los będzie oczywisty. Ach, bynajmniej! Rzecz w tym, że nie mamy praktyki, co robić z klasykami. Nasza kinematografia bowiem składa się z masy nijakości oraz z paru klasyków, i nic poza tym. […] Tu chwytam się na nadużywaniu cokolwiek mechanicznym słowa »klasyk«. […] Stosuje się go w wypadkach dzieła, które stara się wyrazić przeżycie powszechne, w sposób artystycznie pełny. Tak też jest z »Perłą«. Już jej temat jest »klasyczny« w tradycji sztuki socjalistycznej: epopeja walki strajkowej zakończonej zwycięstwem. Również sposób pokazania: z jednej strony, przebieg strajku, jako wydarzenia społecznego, z drugiej, wątek osobisty młodego górnika, oddzielonego od żony i dzieci, i który uczestniczy w akcji zbiorowej – jest to »wykładnik indywidualny przebiegu akcji historycznej«: Hektor, Andromacha i synek, na tle Wojny Trojańskiej. […] Film traktuje robotnika nie tylko jako »nową siłę obywatelską zgłaszającą rewindykacje«, jak go przedstawiała sztuka socjalistyczna, zwracająca uwagę przede wszystkim na walkę ideologiczną, ale wydobywa też wrażliwość zasługującą na wszystko, co miewali mieszkańcy pałaców: urok życia, promienność otoczenia, ciepło erotyzmu. […] W »Perle« jest scena erotyczna, w której mężczyzna przesuwa usta (w dodatku, z wąsikiem, co bynajmniej nie łagodzi!) po części ciała damskiej najbardziej istotnej, jaką ogląda się w ogóle rzadko, zaś w kinie nigdy. […] Otóż »Perła«, w kraju jednym z najbardziej pruderyjnych, jest dozwolona od lat 14, przy tym uzasadnienie odpowiedniej komisji mówi bynajmniej nie o scenie przed chwilą wymienionej, lecz o ogólnej powadze filmu, która wymaga pewnego wieku. Z czego wynika, że zastanawiano się, czy nie obniżyć jego granicy. Czy Państwo kiedykolwiek słyszeli o czymś podobnym? Bo ja nie. […] Tak czy inaczej, »Perła« jest perłą. Osobiście, wolę ją od »Soli«. Przepraszam, że to wyznaję, jako że przed chwilą twierdziłem, że nie ma konkurencji między tymi dwoma filmami: ale preferencję własną wolno mieć zawsze.”

Zygmunt Kałużyński, „»Perła« jest perłą”, 1972, nr 7


„Żadnego filmu na przestrzeni ostatnich lat kilku nie fetowano u nas w ten sposób, chociaż przecież, w stosownych momentach, nie brakło zachwytów dla »Kierunku Berlin« czy »Albumu polskiego«. Publiczność kinowa, która oswojona jest już z podobnymi scenami, została przez te euforię nieco spłoszona i w rezultacie filmowi Kutza stała się krzywda. Już w kilka dni po premierze oglądałem »Perłę w koronie« na wieczornym seansie w prawie pustej sali kinowej. Jest to przyjęcie, na które film nie zasługuje. […] A więc rodzina u Kutza jest rodziną patriarchalną. […] powrót z pracy to cały obrządek, celebrowany z namaszczeniem przez żonę i dwóch małych synów, którzy roją się dookoła głowy rodziny niczym sprawne krasnoludki, zdejmują mu buty, myją nogi itd. Należy wnosić, że jest to objaw szacunku nie tylko wobec głowy rodziny i ojca, wynikający z hierarchicznego systemu rodzinnego, ale także wyraz wdzięczności wobec żywiciela, a więc pośrednio hołd złożony pracy. Wartość pracy jako cenności moralnej przewija się zresztą przez cały film, stanowiąc o jego filozofii i etyce. Tak czy owak jednak w rodzinie narysowanej przez Kutza nie do pomyślenia jest jakikolwiek z kłopotów trapiących dzisiejsze społeczeństwo, a więc »konflikt pokoleń« czy »konflikt płci« wynikający z dążeń emancypacyjnych kobiet. […] chociaż głównym tematem tego filmu jest strajk górniczy, to jednak i tego strajku nie można pojąć nie zobaczywszy go tak, jak pokazuje go reżyser, a więc poprzez specyficzną oprawę obyczajową. Przede wszystkim więc rzuca się w oczy fakt, że ów strajk, mimo że dramatyczny i groźny, nie wydaje się być dla środowiska bohaterów filmu niczym wyjątkowym i niecodziennym. Jego wybuch nie pociąga za sobą żadnej bezładnej szamotaniny, żadnych wahań i rozterek, jakie zwykle budzi sytuacja doniosła i nowa. Przeciwnie – wszystkim znane tu są doskonale formy działania, stosowne dla takiej sytuacji, każdy wie, co do niego należy. […] W »Perle w koronie« Kutz w zasadzie kontynuuje swój styl z »Soli ziemi czarnej«, a więc opowiadając o Śląsku nie zamierza, mimo tytułu filmu, pokazywać całej »korony«, lecz tylko jeden jej klejnot. Ani przez chwilę nie widzimy tu nikogo, kto by reprezentował centralną władzę polską ani nawet polską administrację, jeśli nie liczyć oddziałów policji otaczających strajkującą kopalnię. […] »Perła w koronie« jest bez wątpienia filmem znaczącym. Kutz, który w dotychczasowej swojej karierze reżyserskiej błąkał się z większym lub mniejszym powodzeniem wśród tematów przypadkowych, tworząc filmy wybitne, jak na przykład debiutancki »Krzyż Walecznych«, i mierne, jak na przykład »Tarpany«, z chwilą odnalezienia tematu śląskiego stanął na własnym i mocnym gruncie, co dopomogło mu w wypracowaniu oryginalnego, własnego stylu, własnego »charakteru pisma«. […] Kutz podejmując swoje tematy i obrazując je w kategoriach swojego nieco monumentalnego stylu, nieuchronnie musi je upraszczać, sprowadzając do form rudymentarnych. Nie odbiera to urody jego wizjom, natomiast nieco zubaża ich substancję myślową i polityczną, o którą przecież, z drugiej strony, tak reżyserowi chodzi.”

Krzysztof T. Toeplitz, „Skazy na perle”, „Miesięcznik Literacki”, 1972, nr 4


„To istotne, że »Perła w koronie« jest filmem autorskim. »Decyzje zapadały w czasie pisania scenariusza«. Czuje się to w samym filmie, a jeszcze silniej – w scenariuszu. Scenariusz stanowi tu nie tylko tekst bardzo dobry literacko – co rzadko się już zdarza w kinie współczesnym, gdzie większość filmów ambitnych powstaje raczej na planie, opierając się tylko na luźnych notatkach autora – ale ponadto bardzo precyzyjny, przemyślany do końca i dający dokładne wyobrażenie przyszłego filmu. Zmian, które nastąpiły w realizacji, jest niewiele i nie są one znaczne: inna jest pierwsza replika Wichty po powrocie Jasia do domu, nowością jest wątek jabłka – symbolu (niezbyt zresztą udany), a również rozmowa Jasia z Erwinem w kopalni, kiedy Erwin pociesza go, że w razie czego ożeni się z Wichtą i zaopiekuje chłopcami. […] Autentyczna sceneria właściwie nie istniała, dzisiejszy Śląsk to przecież nie tamten, o którym opowiada »Perła w koronie«. Należało zatem z elementów pejzażu współczesnego odtwarzać obraz; skomponowany uprzednio w wyobraźni. […] Plastyczna kompozycja »Perły w koronie« składa się z obrazów budowanych wyjątkowo precyzyjnie. Kutz umie tak operować przestrzenią, kształtem przedmiotów i budynków, żeby tworzyły one takie (często geometryczne) układy, które przekazują potrzebne autorowi znaczenia. […] Bohaterem »Perły w koronie« miało być zbiorowisko ludzkie, tłum, ponieważ film został pomyślany jako opowieść o ziemi śląskiej i jej ludziach. W scenariuszu na tym tle wybijał się jeden bohater indywidualny – Jaś. Właśnie taki bohater, jego postępowanie wobec rodziny – żony i chłopców – jego stosunki z kolegami, wszystko to stanowić mogło model często spotykany, czy nawet obowiązujący w podobnych ujęciach tematu: poprzez jednostkę na pierwszym planie tym wyraźniej rysować ma się zbiorowe tło. Jednak dynamika dramatu w kopalni zrodziła – już w trakcie kręcenia filmu – potrzebę zindywidualizowania wielu innych postaci górników. […] Dom, ognisko szczęścia, ukazuje Kutz za pomocą zestawienia elementów-symboli lub scen-symboli. Pojawia się ostra stylizacja gestów, kolorów i kształtów: symbol ukazany w takim kontekście, rodzi łatwo serie skojarzeń w późniejszych fazach narracji. Jabłko na przykład powraca w różnych sytuacjach, ale oznacza zawsze to samo – uprzedmiotowioną, zmaterializowaną więź Jasia z rodziną. Rodzina Jasia opiera się na filarach tradycji, czy na strukturze plemiennej, jak to nazywa Kutz, ale przede wszystkim na zwykłej, codziennej miłości. […] Baśniowa stylizacja, której poddał Kutz wątek rodzinny, ma to do siebie, że fabułę osadzoną w konkretnej przestrzeni i czasie (w tym wypadku na Śląsku w 1934 roku), w realiach pewnej prastruktury obyczajowej, kulturowej czy cywilizacyjnej, potrafi podnieść do wyższej rangi, rozszerzając wymiary owej fabuły, nadając jej cechy niejako ogólnoludzkie. Spokrewnia konkretne postaci i ich losy z losami ludzkości na przestrzeni wieków. Jaś, Wichta i ich dzieci stają się tu ludową wersją Adama, Ewy i raju."

Maria Raczewa, „»Międzynarodówka« po śląsku”, „Dialog”, 1972, nr 8


„Narracja filmowa u Kutza jest więc opowiadaniem za pośrednictwem ekranu pewnej fabuły, w danym przypadku historii strajku okupacyjnego w kopalni węgla na Górnym Śląsku w latach trzydziestych. Dzieje tego wydarzenia przedstawiane są przy pomocy znaczeń i skojarzeń, w które wyposażony jest obraz filmowy (np. gromadzenie się górników na ograniczonej przestrzeni szybu, stopniowanie postępującej, fizycznej destrukcji grupy strajkujących przez pokrywanie ich twarzy coraz grubszą warstwą sadzy, ograniczenie ruchu kojarzące się z osłabieniem głodowym, a w podtekście nasza wiedza o sytuacji społeczno-ekonomicznej, aktualnej strukturze społeczeństwa i formach walki klasowej w tym okresie). […] W filmie tym dostrzegamy także jednakże świadome odstępstwa od logiki tak komponowanej rzeczywistości. Są momenty, w których reżyser ucieka się do alfabetu umownych znaków, nie korespondującego z naszym doświadczeniem historycznym i potocznym widzeniem świata. […] Szukając poetyckiej formuły dla innego ukazania solidarności wobec strajkujących i protestu przeciw im ciemiężycielom, reżyser sięgnął – intuicyjnie być może – do wzorów manifestacji ludycznych, tak charakterystycznych dla prymitywnych społeczności ludzkich. […] Kutz, który w swoim filmie sięgnął do śląskiego folkloru, dopatrzył się w nim cech wielowiekowej godności i powagi. Objawiony w tej formie majestat ludu przeciwstawił brutalności i gwałtom policji. U Kutza lud śląski reaguje na dramatyczne wydarzenia losowe tak, jak zwykli postępować w sprawach trudnych i ostatecznych jego praprzodkowie. Od nich przejął przecież i przechował w skarbcu tradycji rytuał, gest i melodię. […] Sile moralnej ludu śląskiego, której znakiem wizualnym jest folklor, nie mógł Kutz oczywiście przeciwstawić policji potraktowanej naturalistycznie. Są to więc trochę żołnierze Heroda z ludowej jasełki, a to, co może z ich strony grozić, to raczej strachy-na-Lachy niż faktyczne niebezpieczeństwo. […] Odwołanie się do ludowego mitu tam, gdzie w grę wchodzą współczesne problemy społeczne, jest w polskim filmie zjawiskiem nowym. Nasi twórcy chętniej jak dotąd uciekali się do asocjacji literackich i do symboliki zawartej w naszej literackiej tradycji. […] Dla Kutza folklor śląski nie jest egzotyką ani stylizacją między innymi dlatego, że stanowi dlań kraj lat dziecinnych. To powrót dojrzałego twórcy do obyczaju, muzyki, gwary, kostiumu, gadek i klechd ludowych, które towarzyszyły jego dzieciństwu i poznawaniu świata. Ten szczególny filtr – dziecięce fascynacje i oczarowania – odżyły po latach w filmowym micie walki ludu śląskiego o sprawiedliwość.”

Władysław Orłowski, „Mityczna mowa Kazimierza Kutza, „Dialog”, 1972, nr 8

zwiń zakładkę
ciekawostki
  • Zdjęcia do filmu realizowano w Bytomiu (kopalnia Rozbark) i Katowicach (Nikiszowiec, kopalnia Wieczorek).

zwiń zakładkę
plakaty i fotosy
zwiń zakładkę
zwiń zakładkę