Lunatycy

Lunatycy
Loading the player ...
Polska
1959
Data premiery: 1960-01-18
Reżyseria: Bohdan Poręba
Zdjęcia: Tadeusz Wieżan
opis filmu
O filmie

Tolek jest przywódcą grupy chuliganów, do której należy również Roman. Obaj zamieszani są w pobicie mężczyzny, któremu grozi utrata wzroku. Wskutek nieporozumienia Roman z oprawcy staje się bohaterem. Historia Romana zaciekawia dziennikarkę Basię, która w trakcie gromadzenia informacji do artykułu zaczyna czuć do młodego chłopaka coś więcej niż sympatię. Roman zostaje publicznie ogłoszony bohaterem, jednak wie, że wszystko może stracić, kiedy pobity mężczyzna odzyska wzrok. Tolek i jego grupa również obawiają się powrotu do zdrowia ich ofiary. Obmyślają plan mistyfikacji...

Czas akcji: koniec lat pięćdziesiątych
Miejsce akcji: Warszawa
Kierownik produkcji: Jerzy Nitecki
Prawa: Filmoteka Narodowa
Dźwięk: mono
Język: pl
Obsada
Zofia Marcinkowska (dziennikarska Basia Witecka), Stanisław Jasiukiewicz (Piotr Nowak), Andrzej Nowakowski (Roman Kurowski), Ludwik Pak (Tolek), Tadeusz Morawski (Edek), Maciej Rayzacher (Dziunio), Marian Beczkowski (Wacuś), Jadwiga Andrzejewska (sąsiadka Kurowskiego), Alicja Barska (Róża, znajoma ojca Romana), Leszek Herdegen (sierżant MO), Stanisław Holly (doktor Rutkiewicz), Jerzy Januszewicz (tramwajarz na miejscu bójki w lunaparku), Stanisław Marian Kamiński ("Napoleon" w telewizji), Maciej Maciejewski (Kurowski, ojciec Romana), Adam Perzyk (tramwajarz Zenek na miejscu bójki w lunaparku), Sylwester Przedwojewski (mąż kobiety kupującej biżuterię), Monika Dzienisiewicz (dziewczyna), Halina Kunicka (piosenkarka w barze), Stanisław Manturzewski (redaktor "Expressu"), Jan Rutkiewicz (policjant), Iwona Słoczyńska-Zapasiewicz (Wanda, sekretarka w redakcji "Expressu"), Hanna Stankówna (dziewczyna w "Stodole"), Michał Żołnierkiewicz (mężczyzna jedzący obiad w barze)
zwiń zakładkę
treść

Warszawa. Przy schodach ruchomych na Placu Zamkowym grupa pięciu chuliganów zaczepia przechodniów. Ich przywódca Tolek obraża przypadkowego mężczyznę przy jego dziewczynie, mówiąc prowokująco, że gdyby to jego ktoś tak potraktował w towarzystwie kobiety, zbiłby go do nieprzytomności. Mężczyzna jednak odchodzi. Potem chuligani obłapiają dziewczyny przed CDT, urządzają burdę w barze mlecznym Praha, wywołują bójkę na ulicy. Tolek ma pewność, że wszyscy się go boją i wykorzystuje to. Wśród chuliganów z jego grupy jest jednak Roman, który wyraźnie ma dosyć dominacji Tolka. Zakładają się o to, że jeśli wkrótce ktoś przewyższy siłą lub pomysłowością Tolka, ten będzie musiał skoczyć do Wisły. Późnym wieczorem Tolek ze swoimi kolegami trafia do zamkniętego wesołego miasteczka. Włamują się do niego, uruchamiają karuzelę, wchodzą do gabinetu luster. Wywiązuje się bójka, ponieważ Tolek w przypływie fantazji chce rozebrać i ośmieszyć Wacusia, najmniejszego z grupy. Krzyki rozbieranego zwracają uwagę przypadkowego przechodnia o wyglądzie typowego inteligenta. Wchodzi on do gabinetu luster, próbuje bronić Wacusia, ale wtedy cała piątka rzuca się na niego. Bijatyka zwraca uwagę kolejnych przechodniów. Chuligani uciekają, zostaje tylko Roman, który zbyt późno orientuje się, że trzeba uciekać. Nie może wyswobodzić się z uścisku inteligenta, bije go więc w głowę, aż tamten straci przytomność. Jest już jednak za późno, nadbiegają ludzie. Roman tłumaczy im, że on tylko chciał stanąć w obronie tamtego, że z chuliganami nie ma nic wspólnego. Ranny mężczyzna zostaje odwieziony do szpitala – grozi mu utrata wzroku. Pozostałych uczestników zdarzenia milicja zabiera na komisariat, by złożyli zeznania. Sierżant wierzy, że Roman stanął w obronie bitego. Chłopak zostaje uznany za bohatera. Na komisariacie przypadkowo pojawia się młoda dziennikarka, która szuka tematu na artykuł i stwierdza, że opisze czyn Romana. W „Życiu Warszawy” i „Expressie Wieczornym” ukazują się notki o „młodym bohaterze”. Następnego dnia Tolek i jego banda znów spotykają się przy ruchomych schodach. Pomysłowość Romka i to jak wywinął się z opresji wzbudza podziw kolegów. Tolek przegrał zakład, musi zatem skoczyć do Wisły. Młoda dziennikarka Basia coraz bardziej interesuje się Romanem. Nie zna prawdy, więc imponuje jej jego rzekome bohaterstwo. Chce napisać o nim wnikliwy reportaż. Odwiedza chłopaka w domu i odkrywa jego trudną sytuację rodzinną. Ojciec siedzi w więzieniu za finansowe malwersacje. Prawdopodobnie został w nie wmieszany przez swoją dawną współpracownicę, która zrzuciła na niego swoją winę. Teraz to ona – być może z powodu wyrzutów sumienia – utrzymuje Romana. Basia zabiera Romana na spacer. Chłopak zaczyna ją adorować. Zakochują się w sobie. Przeraża go jednak myśl, że mieliby razem odwiedzić w szpitalu pobitego mężczyznę. Boi się, że zostanie przez niego rozpoznany, jednak dziewczyna nie ustępuje. Idą do szpitala, dowiadują się, że stan chorego poprawia się. Na razie nosi jeszcze opaskę na oczach, nie poznaje więc Romana. Wkrótce jednak odzyska wzrok. Opowiada, że jest pracownikiem telewizji i obiecuje, że załatwi Romanowi pracę. Chłopak jest przerażony, wie, że jego dni na wolności są policzone. Gdy tylko chory zacznie widzieć, rozpozna w Romanie swojego oprawcę. Tolek i koledzy także zaczynają się bać, również ich widział poszkodowany. Mają pretensję do Romana, że dał opisać w gazecie swoją przygodę, że związał się z dziennikarką, że przez niego wyłapią ich wszystkich. Dochodzi do bójki. Roman postanawia zerwać z dziewczyną i uciekać do Zielonej Góry. Rezygnuje z załatwionej pracy w telewizji. Nadchodzi dzień, gdy pobitemu mężczyźnie lekarze mają zdjąć opatrunek z oczu. Tolek urządza jednak mistyfikację. Postanawia go porwać, rzekomo po to, by go zabić. W rzeczywistości chce zmusić Romana do działania. Wie, że ten stanie w obronie mężczyzny i tym samym zrehabilituje się w jego oczach. (AP)

zwiń zakładkę
komentarz

Kulisy realizacji. „Lunatycy” to nietypowa pozycja w filmografii Bohdana Poręby, znanego przede wszystkim ze swoich późniejszych filmów, odtwarzających różne newralgiczne momenty polskiej historii. W swoim debiucie Poręba wykorzystywał bogate doświadczenia zdobyte w pracy dokumentalisty, dzięki czemu „Lunatycy” przypominają fabularyzowany reportaż. „Film o młodych chuliganach” – tak o debiucie Poręby pisała często prasa w licznych reportażach z planu. Podobne doniesienia intrygowały. Problem chuligaństwa w latach 50. stał się tematem gorąco dyskutowanym, głośnym. Chuligaństwo stało się istną plagą, o której nie można było dłużej milczeć i udawać, że nie istnieje. Film dokumentalny dość prędko podjął ten temat. Wystarczy wspomnieć głośny „Uwaga, chuligani!” Hoffmana i Skórzewskiego z 1955 roku. Widzowie czekali jednak przede wszystkim na film fabularny o chuligaństwie. Powstały wprawdzie wcześniej „Piątka z ulicy Barskiej” i „Koniec nocy”, ale pierwszy z tych filmów odnosił się do sytuacji z przeszłości, a drugi wszedł do kin w dość ograniczonej liczbie kopii. „Lunatycy” mieli wypełnić tę lukę. Jednym ze scenarzystów był Stanisław Manturzewski, socjolog, specjalizujący się wówczas w problemach chuligaństwa. W […] scenariuszu znajduje się sporo epizodów podpatrzonych na gorąco – tłumaczył. Jednak główny pomysł filmu nie jest oparty o jakieś autentyczne wydarzenie. Mówi po prostu o charakterystycznym sposobie reagowania w pewnych sytuacjach. Chodziło nam przede wszystkim o próbę oddania swoistego klimatu psychicznego...

Hen, Ze St. Manturzewskim o „Lunatykach”, „Sztandar Młodych”, 1959, nr 125

 

Zależy nam na tym – dodawał Bohdan Poręba – aby reakcje poszczególnych chłopców, a zwłaszcza jednego z nich, Romana, wydobyć na wierzch. To jest bardzo istotne dla kontaktów i stosunku tego rodzaju społeczeństwa do tego rodzaju grup i grupek. Osobiście uważam, że nawet najgorszych z nich nie wolno przekreślać. Trzeba natomiast znaleźć do nich dojście, wspólny język. I warto to robić, bo wiele rzeczy można zmienić. Co i jak – interesuje mnie właśnie najbardziej.

J. Budkiewicz, Lunatycy, „Głos Pracy”, 1959, nr 141

 

Z perspektywy czasu widać wyraźnie, że taki zamysł reżyserski Poręby spowodował, że „Lunatycy” stali się filmem na poły interwencyjnym. Obraz grupy chuliganów wypada autentycznie, gdy ogranicza się do opisu jej codziennego działania – wpisując ich sylwetki w znane miejsca Warszawy: bar mleczny Praha, CDT czy ruchome schody przy trasie W-Z. Natomiast w momencie, gdy film „schodzi” głębiej i próbuje opisać psychikę bohaterów, staje się jasne, że na dobrą sprawę pokazuje sytuację wymyśloną przy biurku, próbującą zbyt nachalnie uzmysłowić co – cytując Porębę – „można zmienić”. Jednak na wady „Lunatyków” nie patrzy się aż tak surowym okiem, jeśli się wie, że był to w istocie film samych debiutantów. Debiutował sam Poręba, scenarzyści, Wojciech Kilar jako autor muzyki oraz większość aktorów. Do filmu zostałem zaangażowany na podstawie eliminacji i wyników zdjęć próbnych. Bardzo się cieszę, że wybór padł właśnie na mnie. Jestem studentem Łódzkiej Szkoły Filmowej i Teatralnej. Rola przypadła mi do gustu, jest świetna i... trudna – mówił Andrzej Nowakowski, który zagrał Romka.

J. Troszczyński, Film o trudnej młodzieży, „Trybuna Mazowiecka”, 1959, nr 153

 

Zofia Marcinkowska mówiła z kolei: Filmowa Basia odpowiada mi charakterem. Jest wesoła, roztrzepana i uczuciowa, a ponadto wierzy we własne siły. Cieszę się więc, że mogę ją tworzyć. W marzeniach moich istnieje jednak rola jeszcze inna. Chciałabym grać dziewczynę mądrą, ale brzydką, niekochaną, z dużymi kompleksami.

J. Budkiewicz, Lunatycy, „Głos Pracy”, 1959, nr 141

 

Dla Marcinkowskiej rola w „Lunatykach” była jedną z zaledwie trzech, które zagrała. Zginęła śmiercią samobójczą w 1963 roku. Niezapomnianą kreację stworzyła w „Nikt nie woła” Kazimierza Kutza. Na zdjęciach próbnych do roli Lucyny w tym filmie pokonała m.in. Elżbietę Czyżewską i Beatę Tyszkiewicz.

zwiń zakładkę
głosy prasy

„Mam wrażenie, że swoim filmem chciał reżyser udowodnić, że wielu ludzi spośród tych, których potocznie nazywamy chuliganami, to wcale nie przestępcy, nie wrogowie, nie ludzie wyobcowani ze społeczeństwa, ale ludzie zagubieni we własnym niezrozumieniu świata, ludzie przytłoczeni warstwą uprzedzeń, jednym słowem tacy sami ludzie jak my, tyle tylko, że błądzący […]. Mam wrażenie, że Poręba chciał powiedzieć dalej, iż główną przyczyną postępowania takich ludzi, jakich pokazał nam w swoim filmie, jest brak zainteresowania ze strony społeczeństwa, brak obiektywnych, niezależnych od nich samych bodźców psychicznych, które kazałyby im zmienić kierunek, a wreszcie nuda i bezideowość, wewnętrzna pustka […]. Wychodząc z tego punktu widzenia muszę stwierdzić, że film jest niesłychanie optymistyczny. Tak optymistyczny, jak chyba żaden inny polski film o tematyce współczesnej. Czy rzeczywistość upoważnia do tak dużej wiary w człowieka, który stoczył się na pozycje chuligańskie? I czy ten optymizm jest uzasadniony, w myśl zresztą starego powiedzenia: skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Zbyt optymistyczny sposób potraktowania tego niezwykle zresztą trudnego tematu uważam za najpoważniejsze potknięcie twórców filmu”.

Andrzej Tylczyński, Zagubieni czy rozwydrzeni, „Tygodnik Demokratyczny”, 1960, nr 4


„Reportażowe obserwacje »Lunatyków« […] stanowią najbardziej unerwioną tkankę filmu i jego największy walor. Poręba i jego operator, Tadeusz Wieżan, świetnie oddają w niej klimat zagubienia chłopców szlifujących codziennie miejskie bruki, ich sposób bycia, ich ruchy i zaskakująco żywy obraz stołecznego pejzażu. W tej dziennikarskiej, a nie fabularnej partii (zaliczam do niej także kluczową scenę w wesołym miasteczku), »Lunatycy« zdradzają swoje pokrewieństwo ze szkołą polskiego dokumentu. Tam jednak, gdzie szczegółowość i swoisty »naturalizm« opisu, usilne dążenie do zanotowania charakterystycznych przejawów badanego środowiska, zastępuje konwencjonalna fabuła, zaczynają się mielizny filmu. W zamierzeniu autorów głównym motywem »Lunatyków« miało być urzeczenie szansą, która otworzyła się przed jednym z chłopców – Romanem. […)] Historia Romana, bohatera przez nieporozumienie, razi jednak szczególnie w swym wątku miłosnym sztucznością i nieporadnością aktorską. Przez swą dokumentalno-kronikalną obserwację, konkretność tematyczną i materiałową, film Poręby […] jest w polskiej kinematografii – po zakończeniu przez nią wielkich rozrachunków z historią – pozycją, która przygotowuje grunt dla nowego kierunku poszukiwań: badania i interpretowania współczesności”.

Maria Oleksiewicz, Lunatycy, „Film”, 1960, nr 5


„Bohaterowie Poręby nie są bynajmniej grupą młodzieży określanej mianem chuliganów. To ci sami chłopcy, którzy potrafią spędzić wieczór nad szklanką lemoniady w Stodole lub butelką cienkusza w Manekinie, stanowią jednak tym groźniejsze niebezpieczeństwo dla społeczeństwa, że w sposób niezauważalny gotowi są przekształcić się z grzecznych chłopców, ubranych w białe koszulki w morderców, dochodząc do zbrodni przez »niewinne« wywracanie koszy na śmieci, obrzucanie wyzwiskami przechodniów, »zabawę« w Lunaparku. Stwarzają sytuacje, o które ocieramy się codziennie, patrząc na nie z wyrozumiałością. Nie zdajemy sobie sprawy, że mogą stanowić zasadę działania zorganizowanej grupy. [...] Wartość filmu Poręby polega na prawdzie obserwacji, umiejętnej psychologicznej motywacji postępowania bohaterów, wiernej dokumentalnej ekspozycji tła. […] Chłopcy są pełni fantazji, jeśli idzie o uratowanie kolegi zagrożonego ewentualną zemstą wracającego do zdrowia, zmasakrowanego inżyniera Telewizji Warszawa. Bohaterowie Poręby, pełni pogardy wobec życia, bronią się rozpaczliwie przed cieniem sentymentu. Są jednocześnie przeraźliwie pozbawieni wyobraźni. […] Wartość debiutu Poręby jest tym większa, iż reżyserowi udało się stworzyć sytuacje sugestywne, pozbawione fałszu i taniej deklamacji, w pełni uzasadnione, wobec których jedynie zakończenie sprawia wrażenie rzeczy wymyślonej i przypominającej klimat baksterowskiej powieści przygodowej”.

Grzegorz Dubowski, Lunatycy – film młodych dla młodzieży, „Ekran”, 1960, nr 5


„Rzecz zaczyna się bardzo interesująco od pokazania grupy wyrostków, nudzących się śmiertelnie na schodach ruchomych, wyczyniających z nudów najdziwniejsze ekscesy, leżące na pograniczu psikusów i przestępstwa, wreszcie dopuszczających się zbrodni pobicia i okaleczenia człowieka. Po tym efektownym wstępie gotowi jesteśmy oczekiwać rzeczywiście odkrywczego spojrzenia na psychologiczny i społeczny fenomen chuligaństwa, zwłaszcza, że jednym ze współscenarzystów »Lunatyków« jest znany socjolog-»chuliganolog«, Stanisław Manturzewski. Niestety jednak, nadzieja ta szybko pryska i film zdecydowanym krokiem zmierza w stronę umoralniającej opowiastki, przypominającej swym klimatem powieść dla panienek pióra Czarskiej lub Zarzyckiej. […] Scenariusz, mimo swej banalności, zawiera jednak nieco potencjalnych możliwości wywołania napięcia. Jego osią akcyjną jest historia człowieka oślepionego przez chuliganów, przy czym napastnik, którego chory nie może rozpoznać mając związane oczy, udaje przez jakiś czas bohaterskiego obrońcę napadniętego. Myślę, że sceny ich rozmów, odwiedzin w szpitalu, wreszcie sama postać człowieka bezbronnego na skutek ślepoty, wszystko to mogłoby stać się podstawą dla kilku chociaż dramatycznych scen. Poręba konsekwentnie zaprzepaszcza te możliwości. Relacjonuje wypadki scena po scenie, w sposób bardzo banalny”.

Krzysztof Teodor Toeplitz, Lunatycy, „Świat”, 1960, nr 6


„A więc nareszcie film współczesny! […] Twórcy […] nie chcieli jednak – jak mówią – robić traktatu socjologicznego i pokazali chuligaństwo jako »zaułek biograficzny« grupy chłopców, oddzielonych kruchą jak ze szkła granicą od normalnego życia. I pokazali w sposób dowodzący doskonałego zmysłu obserwacji oraz sporej wiedzy o środowisku (Poręba przebywał kiedyś incognito w domu poprawczym). Reportażowa niejako metoda narracji podniosła naturalność obrazu, a jego optymistycznego charakteru nie skaziła nudnym moralizowaniem. Ale zaufanie pokładanie pod tym względem w widzu, zwłaszcza młodym, bywa niebezpieczne dla jednoznacznie kompromitującej wymowy filmu. Wśród rówieśnej bohaterom publiczności słyszeć można śmiechy aprobaty dla chuligańskich wyczynów, a nawet – autentyczne – głośną zachętę »lu go!«. Takie nieporozumienia w odbiorze filmu zostały w pewnej mierze zawinione przez samych realizatorów – myślę tu o dość wyspekulowanej i bardzo nieczytelnej partii końcowej, kiedy to widzowi trudno się połapać w motywach działania Tolka. Herszt gangu – wyjaśnijmy – urzeczony szansą swego kumpla Romana, szansą powrotu do normalnego życia, pragnie mu pomóc i na modłę chuligańską inscenizuje »porwanie«, aby wybawcą ofiary mógł okazać się właśnie Roman. Jest oczywiście źle, jeśli zakończenie filmu wymaga dodatkowych komentarzy. […] Jeśli przy tym nie udało się w pełni ukazać ich tęsknoty do życia w zgodzie ze społeczeństwem, to powiodło się zanotowanie kamerą owej »lunatycznej« egzystencji, niebezpiecznie balansującej na krawędzi przestępstwa, ale z drugiej strony równie bliskiej możliwości ocknięcia się”.

Władysław Cybulski, Lunatycy, „Dziennik Polski”, 1960, nr 71

zwiń zakładkę
ciekawostki
  • Premiera filmu odbyła się w kinie „Pomorzanin” w Bydgoszczy, skąd pochodzi Bohdan Poręba.

  • Zofia Marcinkowska została w filmie zdubbingowana przez inną aktorkę.

  • Marian Beczkowski był aktorem niezawodowym, pracował wcześniej jako goniec w Naczelnym Zarządzie Kinematografii.

  • W epizodyczne role wcieliły się osoby z kręgów popularnej w tamtym czasie kawiarni „Turystyczna”.

  • 26 mają 1959 w „Ekspressie Wieczornym” ukazało się ogłoszenie pt. „Potrzebni statyści do filmu »Lunatycy«": „Do filmu »Lunatycy« potrzebni będą statyści – przede wszystkim młodzi ludzie. Zainteresowani mogą zgłaszać się w dniu 27 bm. o godz. 17 do kierownictwa filmu, które przyjmuje zapisy przy ul. Łazienkowskiej 6a na Torwarze”.

  • Zdjęcia rozpoczęły się 4 maja 1959 roku w łódzkim atelier, plenery kręcono od 22 maja w Warszawie.

  • Początkowo rolę Edka miał grać Andrzej Mrozek.

  • Na prasowym pokazie filmu Ludwik Pak opowiadał o swoim wyobrażeniu, że chuligani mówią niewyraźnie i powtarzał tę manierę, żeby dialog brzmiał naturalnie.

zwiń zakładkę
plakaty i fotosy
zwiń zakładkę
zwiń zakładkę