Julian Sztatler śpiewa piosenkę „Wio koniku”. Pary bawiące się przy piosence. Orkiestra kolejowa. Śpiewające dzieci. Chór na statku. Dorożkarz.
00:00:00:00 | Napis: „Wio koniku”. W tle Julian Sztatler grający na fortepianie. |
00:00:04:00 | Julian Sztatler śpiewa piosenkę „Wio, koniku”. |
00:00:21:10 | Z głośników radiowęzła na budowie słychać tę samą piosenkę. |
00:00:28:19 | Zespół w lokalu wykonujący „Wio, koniku”. Pary tańczące w rytm piosenki. |
00:00:41:21 | Dyrygent z batutą i kolejarska orkiestra grająca melodię „Wio, koniku”. |
00:01:06:11 | Grupka dzieci śpiewa piosenkę. |
00:01:17:00 | Chór śpiewający „Wio, koniku” na statku płynącym po Wiśle. |
00:01:55:19 | Dorożkarz gwiżdżący melodię piosenki „Wio, koniku”. |
00:02:05:00 | Rżący koń dorożkarza. |
To jest, proszę państwa, winowajca nr 1, on zaczął - Julian Sztatler. Później zabrało się do tej piosenki radio i – Boże uchowaj – radiowęzły z chrypką. Ładna węgierska piosenka zrobiła już karierę. Co wieczór w setkach lokali rozlega się dosyć niezwykłe w tańcu zawołanie „Wio, koniku”. W plenerze, na majówce, na trąbie i na tubie, orkiestry dęte, rżnięte i mieszane, w piątek i świątek, skoro świt i o zmierzchu – cała Polska pogania „Wio, koniku”. Śpiewały ją chóry dziecinne i chóry ...niemal anielskie: na głosy, z namaszczeniem, z powagą godną anglikańskich psalmów. No i spójrzcie: nawet poczciwy wiślany statek dostał kręćka od tej melodii. Świat się kończy, gwiżdże nawet warszawski sałata. Tylko konik nie może. Koń się już z nas śmieje, szanowni kompozytorzy.