Kobiety na froncie odbudowy

Kobiety na froncie odbudowy

„O szczęście swoich dzieci i lepsze życie dla nich, o pokój walczą kobiety z całego świata zjednoczone w Światowej Federacji Kobiet Demokratycznych” – informowała PKF 10/51. Promowana przez komunistów aktywność kobiet w życiu publicznym i ich obecność w różnych obszarach gospodarki była w równym stopniu szansą społecznego awansu, jak i formą wychowawczego formowania obywateli w nowej rzeczywistości politycznej.

 

Nawet najmłodsze obecnie pokolenie zna takie socrealistyczne ikony jak murarki z Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej czy Krysia Traktorzystka, ta ostatnia spopularyzowana w sztuce Agnieszki Osieckiej „Niech no tylko zakwitną jabłonie” (1964). Kinomani, obeznani z twórczością przedwcześnie zmarłego dokumentalisty Wojciecha Wiszniewskiego, mogą znać również postać włókniarki Wandy Gościmińskiej, przodownicy pracy, która w roku 1950 odczytała w imieniu kobiet polskich list do Józefa Stalina z okazji jego 70. urodzin (PKF 1/50). Jak wielu innych, Gościmińska wierzyła we wszechobecne propagandowe slogany, poświęcała siły dla bicia rekordów produkcyjnych i popierała wszystkie decyzje władz, nieświadoma manipulacji, jakiej przez komunistycznych ideologów poddawany był cały naród. Tysiące podobnych jej, tylko bezimiennych robotnic poświęciło w socjalistycznym „wyścigu pracy” nie tylko zdrowie, lecz także i życie osobiste, co po latach pokazała na ekranie dokumentalistka Irena Kamieńska w przejmującym filmie „Dzień za dniem” (1988) oraz Jerzy Zarzycki w zrealizowanym tuż po Październiku ’56 fabularnym filmie „Zagubione uczucia” (1957).

W plakacie propagandowym zatytułowanym „Kobiety nowej Polski” (1950) reporterzy PKF udowadniali, jak bardzo powojenna władza komunistyczna starała się ułatwić życie kobietom. Było to prawdą. Licznie zakładane żłobki i przedszkola umożliwiały robotnicom pracę w fabrykach, a zakłady pracy i państwo zapewniały opiekę zdrowotną. Bywało, że dzieci do żłobka dowoził specjalny sanitarny tramwaj! Dzięki temu w zrujnowanych miastach matki mogły próbować pogodzić obowiązki rodzicielskie z zawodowym rozwojem i brać udział w powszechnych kursach i szkoleniach. Niegdysiejsza gwiazda polskiego kina Aleksandra Śląska zagrała w filmie Jana Rybkowskiego „Autobus odjeżdża 6.20” (1954) fryzjerkę z małego miasteczka, która porzuca męża i dziecko, i wyjeżdża do fabryki na Śląsku, by zdobyć wykształcenie, uznanie i awans społeczny. Jako że film przedstawiał świat według reguł realizmu socjalistycznego, perypetie bohaterki skończyły się szczęśliwie u boku doceniającego jej pracę męża. Nie zawsze oczywiście było tak różowo.

Film fabularny, gazety, ale w pierwszych powojennych latach przede wszystkim Polska Kronika Filmowa, popularyzowały wizerunek uśmiechniętej dziewczyny, która nie zważając na trudności, intensywnie pracuje na rzecz odbudowy kraju oraz rozwoju wsi i przemysłu.

Loading the player ...
Tytuł pełny: Sianokosy. Sianokosy w PGR zespół Parzęczewo
Data wydania: 1950-06-28
Czas trwania: 01:41
Kategorie tematyczne: gospodarka
W starannie zaplanowanych dożynkowych pochodach, które miały być prezentacją osiągnięć komunistycznej władzy i siły socjalistycznego rolnictwa, kobiety zajmowały eksponowane miejsce. Defilując przed prezydentem Bierutem, wiejskie traktorzystki dumnie wypinały piersi z wypisanymi na szarfach procentami przekroczonej normy produkcyjnej (PKF 39/49). Podobnie było podczas pochodów pierwszomajowych, gdy każdego roku operator PKF zwracał uwagę na czerwone sztandary wysoko wzniesione w kobiecych rękach (PKF 20/52).

Przy okazji obchodów Święta Pracy, Dnia Zwycięstwa, Święta Odrodzenia Polski oraz podczas organizowanych co jakiś czas kampanii propagandowych mobilizujących do większego wysiłku produkcyjnego, PKF prezentowała kobiety wykonujące męskie zawody i podejmujące „walkę o postęp techniczny”. Komentarz do kroniki PKF 45/50 wart jest przytoczenia: „Prawdziwą bohaterką tej walki jest Irena Dziklińska, pracująca przy wytwarzaniu form do odlewów hutniczych. Uważano dawniej, że ta praca nie nadaje się dla kobiety. Dlaczego? Spójrzcie, jak pracuje Dziklińska: szybko, sprawnie, precyzyjnie. Dziklińska wprawiła w zdumienie starych hutników. Wykonała 700% normy” – zachwycał się lektor. Nawet dzisiaj trudno pojąć, jak było możliwe osiągnięcie tak wysokiego rezultatu. Z kolei Zofia Lachowska, bohaterka PKF 9/51, nie dość, że realizowała się zawodowo jako sztygar na kopalni, to jeszcze znajdowała czas, by zostać „korespondentem terenowym” robotniczej gazety. Czasami zaś kronika zwracała uwagę na całe brygady kobiece, jak w przypadku kolejarek obsługujących ruch pociągów na stołecznym Dworcu Śródmieście (PKF 2/51).

Emancypacja kobiet, która miała miejsce po wojnie, była wartością niezaprzeczalną. W nowych realiach młode dziewczyny mogły nie tylko szukać pracy w hutach i fabrykach, ale też myśleć o zdobyciu wykształcenia. Rozwijający się kraj potrzebował pielęgniarek (PKF 11/50), włókniarek (PKF 18/51) i absolwentek wyższych uczelni. Inscenizowany reportaż z podróży wiejskiej dziewczyny na zorganizowane w Krakowie studium przygotowawcze na studia uniwersyteckie, opisywał perspektywy rysujące się przed najbardziej pracowitymi studentkami: „państwo zapewniło młodzieży najlepsze warunki. Uczniowie mają zapewniony internat, pomoce naukowe, wypoczynek na wczasach” (PKF 10/51).

Niestety, pożądaną aktywność kobiet i ich działania w obszarze publicznym, komunistyczna władza eksploatowała bez umiaru. Stąd niejednokrotnie kierowano robotnice do pracy ponad siły, bądź nakłaniano do ciągłego zwiększania wydajności, kosztem – zapewne – zdrowia, urody i życia osobistego. Niewiele uroku widać w murarkach poubieranych w workowate kombinezony podczas potańcówki na budowie warszawskiego Mirowa.

Loading the player ...
Tytuł pełny: Murarki - rekordzistki
Data wydania: 1949-07-14
Kategorie tematyczne: architektura, wydarzenia polskie
Tymczasem zaszczepione w stolicy wzorce pracowitości z czasem pojawiały się i na prowincji, o czym mogli się przekonać autorzy reportażu o odbudowie Białegostoku (PKF 43/50).

Naturalną koleją rzeczy dla redakcji PKF było informowanie w okresach wzmożonej aktywności propagandowej o zobowiązaniach podejmowanych w fabrykach i na budowach przez brygady żeńskie. „Zbliża się uroczysty obchód Międzynarodowego Dnia Kobiet. Pracujące kobiety całej Polski uczczą ten dzień specjalnymi zobowiązaniami produkcyjnymi” – zapewniała sztygar Lachowska na łamach „Gazety Robotniczej” i w Polskiej Kronice Filmowej (PKF 9/51). Podobne zobowiązania przed Świętem Pracy w roku 1951 podjęły włókniarki z łódzkich Zakładów im. Stalina (PKF 18/51) i oczywiście z wielu innych zakładów.

Czasami redakcja decydowała się na indywidualne portrety kobiet, proponowanych na bohaterki reportaży – to bardzo prawdopodobna hipoteza – przez zakłady pracy lub terenowe organizacje partyjne. Krystyna Sobiech okazywała się być nie tylko przodownicą w zakładach elektrotechnicznych, lecz także grała w tenisa stołowego i uprawiała sporty motorowe, co odnotowała PKF 8/52. Znacznie starsza od niej Józefa Bartosik wzorowo gospodarowała na sześciu hektarach i oddawała się pracy społecznej, ale potrafiła też dostarczyć do wiejskiego skupu 1000 kilogramów żywca (PKF 47/52). Nic dziwnego, że przy takich priorytetach nie było miejsca w socrealistycznej kronice na wdzięk, urodę i elegancję.

Całe szczęście, że w tematach Kroniki pojawiały się też od czasu do czasu aktorki, odbudowujące po wojnie sztukę teatralną, jak Lucyna Messal uwieczniona podczas jubileuszu pracy artystycznej w kronice PKF 43/46; działaczki partyjne, jak pisarka Wanda Wasilewska, odbudowująca w swojej książce „Rzeki płoną” literaturę politycznie zaangażowaną (PKF 21/52); czy zawodniczki przyczyniające się do odrodzenia Narodowych Biegów Lekkoatletycznych (PKF 20/48). Było to, bądź co bądź, urozmaicenie w świecie, w którym kobieta podporządkowana została realizacji gospodarczych wytycznych.

W roku 1950, podczas centralnej akademii Ligii Kobiet w Warszawie, wiceminister oświaty Eugenia Krassowska przemawiała pod hasłem: „Kobiety! Nasza wydajna praca przyspiesza odbudowę Polski Ludowej, przyczynia się do utrwalenia pokoju”. Spracowane twarze zebranych na manifestacji robotnic wydawały się patrzeć na nią beznamiętnie (PKF 12/50). Nic dziwnego, płomienne obietnice coraz łatwiejszego życia pozostawały długo bez poparcia i jeszcze u schyłku dekady zwykła pralka wirnikowa była dla polskich kobiet dobrem praktycznie nieosiągalnym. Z jednego wspólnego urządzenia musiało bowiem korzystać całe koło Gospodyń Wiejskich.

komentarzy