Kiedy Leopold Tyrmand pisał swój „Dziennik 1954”, sprawy kultury były już ujęte w karby socrealistycznej doktryny estetycznej. Po przejęciu władzy i wyeliminowaniu wewnętrznych konkurentów komuniści sprawowali kontrolę nad wszystkimi obszarami życia, także nad działalnością artystyczną. Zanim do tego doszło, zachęcali jednak twórców do powrotu do kraju z wojennej tułaczki i zapewniali, że zagwarantują im swobodę twórczą.
Jako jeden z pierwszych – przynajmniej wśród tych, których powrót odnotowano w Polskiej Kronice Filmowej – do kraju wrócił Julian Tuwim (PKF 20/46). Lata wojenne spędził w Ameryce, a teraz był hołubiony przez władze jako twórca, który nie przestraszył się rozpowszechnionego na Zachodzie widma komunistycznej monokultury. W 1948 roku z Brazylii wróciła natomiast znana aktorka Irena Eichlerówna (PKF 17/48). Choć w powojennej Polsce nie powtórzyła kariery na miarę swych dawniejszych sukcesów, była dla nowej władzy ważnym sprzymierzeńcem, gdyż wielokrotnie wpierała różne partyjne inicjatywy. Z punktu widzenia komunistów poparcie artystów było istotne i nie omieszkali go nagłaśniać w mediach.
Kadr z filmu "Ostatni etap" (1947) w reż. W. Jakubowskiej.
Kadr z filmu "Ostatni etap" (1947) w reż. W. Jakubowskiej.
Kadr z filmu "Ostatni etap" (1947) w reż. W. Jakubowskiej.
Kadr z filmu "Ostatni etap" (1947) w reż. W. Jakubowskiej.
Fotos z filmu "Jutro premiera" (1962) w reż. J. Morgensterna.
Najważniejszą dziedziną życia kulturalnego po wyzwoleniu był, z oczywistych powodów, film. Jako sztuka o najszerszej sile oddziaływania stwarzał możliwości dotarcia do wszystkich grup społecznych. Stąd dużą wagę przykładano do obrazów dokumentalnych, których już w 1946 roku powstało ponad trzydzieści, i do fabuł. Kronikę, pozostającą początkowo w strukturach Czołówki Filmowej Wojska Polskiego, postrzegano zrazu jako tygodnik informacyjny, a nie magazyn aspirujący do miana sztuki. Kiedy na ekrany kin, nie tylko krajowych, wszedł „Ostatni etap” (1947) Wandy Jakubowskiej, PKF odnotowała sukcesy tego tytułu nawet w Paryżu! Potem, kilka razy w roku, dokumentowała rozwój rodzimej kinematografii.
Działalność artystyczna, niemająca w praktyce znaczenia ani dla odbudowy, ani dla gospodarki, odradzała się właściwie samoistnie i oddolnie. Już w pierwszych powojennych miesiącach wznowiły działalność przedwojenne teatry, rewie i kabarety, funkcjonujące tak, jak to było możliwe w zniszczonym mieście. Odbywały się występy estradowe, na przykład ten w roku 1951 (PKF 27/51), podwieczorki taneczne i konkursowe zgaduj-zgadule. Zawrotną popularnością cieszył się Mieczysław Fogg, występujący z recitalami we własnej Cafe Fogg zlokalizowanej przy stołecznej Marszałkowskiej, który niebawem rozpoczął tłoczenie płyt w należącej do niego wytwórni. Przeprowadzana na przełomie dekad nacjonalizacja szybko jednak skasowała tę cenną inicjatywę (podobnie jak wiele innych).
Dużo łatwiej artyści funkcjonowali na państwowych scenach, po wojnie lubujących się w organizowaniu ulubieńcom publiczności rozmaitych jubileuszy. Pięćdziesięciolecie (PKF 40/46), a potem sześćdziesięciolecie (PKF 9/54) pracy Aleksandra Zelwerowicza były obchodzone niezwykle hucznie. Kronika nagłaśniała wyjątkową aktywność zawodową nestora przedwojennych scen, ponaddziewięćdziesięcioletniego Ludwika Solskiego (PKF 12/47), czy też łódzką inscenizację „Igraszek z diabłem” autorstwa Leona Schillera (PKF 44/48). W 1947 roku przynosiła też relację z otwarcia Filharmonii Warszawskiej (PKF 44/47).
Aktywnie działało środowisko pisarzy, o czym interesująco opowiada Anna Kowalska w swoich wydanych niedawno dziennikach. Odtworzony po wojnie Związek Literatów Polskich organizował spotkania środowiskowe, wspierał powstawanie zaskakująco wielu pism społeczno-kulturalnych, opiniował i przyznawał nagrody (PKF 11/47, PKF 9/48, PKF 31/48). Czasami organizował jubileusze, np. Leopolda Staffa (PKF 7/49) czy Władysława Broniewskiego (PKF 41/50). Nie krępował też pisarzy, którzy tak jak Gustaw Morcinek na Śląsku nierzadko sami promowali swą twórczość wśród czytelników (PKF 45/46).
Wraz z pojawieniem się wszechobecnych wezwań produkcyjnych narodziła się również idea instytucji kultury docierającej do mas, co – zaskakująco – na kilka kolejnych dekad trwale zadomowiło się w pejzażu PRL. Koncerty świetnych artystów w świetlicach, odczyty literatów w prowincjonalnych klubach czy występy teatralne w halach fabrycznych należały do codzienności nie tylko lat 50. XX w. Występ Opery Warszawskiej w Państwowych Zakładach Mechanicznych był może kuriozalny, bo „Straszny dwór” niekoniecznie musiał spodobać się monterom fabrycznym, jednak świadczyło to niezbicie, że do edukacji kulturalnej komuniści przykładają dużą wagę (PKF 52/51). Często organizowane Dni Oświaty, Książki i Prasy promowały zaś na dużą skalę czytelnictwo, co doceniała sama Maria Dąbrowska (PKF 21/51).
Imprezą z pewnością najważniejszą w opanowywanym przez komunistów świecie kultury polskiej był Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju, zorganizowany w roku 1948 pod kierownictwem Jerzego Borejszy. Mimo że Polska Kronika Filmowa została za relacje z tego wydarzenia surowo skrytykowana przez władze partyjne, zarzucające, iż pokazano wyłącznie oficjalne przemówienia, a nie żywą atmosferę na sali obrad (PKF 36/48), przyjazd znakomitych gości z całego świata był ważną pomocą dla komunistycznej władzy, zabiegającej ciągle o uznanie na arenie międzynarodowej. Michaił Szołochow, Ilia Erenburg, György Lukács czy Pablo Picasso byli w istocie postaciami wielkiego formatu. Przez kilka następnych lat droga do Polski okazała się dla większości z nich zamknięta. Przyznanie Pablowi Picasso Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi w dziedzinie polsko-francuskiej współpracy komunistów” można więc zaliczyć do niewątpliwych sukcesem politruków znad Wisły (PKF 38/48).
Kolejne etapy odradzania się narodowej kultury wyznaczały czy to: renowacja ołtarza Wita Stwosza na Wawelu (PKF 16/49), inauguracja roku chopinowskiego (PKF 10/49), czy też utworzenie przez Tadeusza Sygietyńskiego szybko zdobywającego popularność Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca Mazowsze (PKF 18/51). Na deskach stołecznych teatrów królowali zaś „Niemcy” – pacyfistyczna sztuka napisana przez Leona Kruczkowskiego, w której główne role przydzielono znakomitym Danucie Szaflarskiej i Jerzemu Duszyńskiemu (PKF 47/49). Kto jednak nie podporządkowywał się narzuconym regułom – jak na przykład Tyrmand – ten nie mógł liczyć na zaistnienie na łamach gazet.
Niestety, w 1949 roku, za wzorem płynącym ze Związku Radzieckiego, proklamowano jedyną słuszną w twórczości estetykę realizmu socjalistycznego. Portrety kołchoźnic i robotników, starania o zwiększenie planów produkcyjnych czy też czujność zmierzająca do unieszkodliwienia wszechobecnego wroga, wszystko to zdominowało na kilka następnych lat poszczególne obszary życia artystycznego. Polska Kronika Filmowa relacjonowała zaś rozmaite zjazdy, od obrad literatów w Szczecinie poczynając (PKF 5/49), na Wystawie Plastyków w Muzeum Narodowym kończąc. W komentarzu dołączonym do zdjęć z tej imprezy lektor informował: „Malarze, rzeźbiarze i graficy w dziełach swoich przedstawiają w sposób prosty i zrozumiały dla wszystkich pracę i życie narodu. Praca na roli, praca w kopalni, w sztolni, w hucie, budowa Trasy W-Z. Oto wdzięczne i piękne tematy dla malarskiego pędzla” (PKF 14/50). Zgodnie z tymi wytycznymi już wkrótce PKF będzie musiała podporządkować się narzuconym doktrynom. Jeden z operatorów, pochodzący ze Związku Radzieckiego Olgierd Samucewicz, napisze w Biuletynie Informacyjnym Filmu Polskiego: „W każdym temacie Kroniki powinna być zawarta określona idea. Zadaniem operatora Kroniki jest przedstawić ją możliwie najjaśniej, najbardziej przekonująco, w sposób najłatwiejszy do przyjęcia przez widza”. Trudno się dziwić, że na kilka następnych lat bohaterami PKF staną się m.in. Marian Konieczny – projektant pomnika Lenina w Nowej Hucie, czy też malarz Aleksander Kobzdej, którego obraz „Podaj cegłę” będzie klasycznym reprezentantem obowiązującego nurtu.
I chociaż na fali odbudowy kultury w roku 1948 odbył się pierwszy w kraju Kongres Satyryków (PKF 47/48), dwanaście miesięcy po tym wydarzeniu nikomu już nie było do śmiechu. Mimo że partyjny mentor Jerzy Borejsza zachęcał, by w satyrze atakować „mieszczańską mentalność, tytułomanię, alkoholizm, zdziczenie obyczajów i chamstwo, biurokratyzm i pieniactwo”, w najbliższym czasie publicznie wyrażane poczucie humoru niemal całkowicie zamarło. Odrodziło się w roku 1956, po opublikowaniu powieści „Zły” Leopolda Tyrmanda, która odniosła wielki sukces, i rozluźnieniu relacji społecznych. Wtedy już lektor PKF mógł donieść, że na warszawskim placu Zbawiciela ludzie stoją w długiej kolejce „nie po książkę Tyrmanda”, ale aby zapisać się do szkoły języka angielskiego (PKF 38/56).