Oparta na faktach opowieść o Jerzym Iwanowie, polskim agencie, który zasłynął brawurowymi akcjami dywersyjnymi podczas II Wojny Światowej. Iwanow, żyjący przez wiele lat w Grecji, chce zaciągnąć się do Brygady Karpackiej. Z powodu braku zaufania, Polaka werbuje brytyjski wywiad. Iwanow zostaje ich agentem, rozpoczynając serię niebezpiecznych i brawurowych działań szpiegowskich...
Jest wiosna 1941 roku. Na środkowym Wschodzie formuje się Brygada Karpacka. W sztabie zjawia się Jerzy Iwanow, Polak, który przez wiele lat mieszkał w Grecji. Chce zaciągnąć się do wojska, lecz dowództwo mu nie ufa: ma nieważny paszport, niejasny życiorys, nie potrafi wyjaśnić, jak dostał się do Brygady. Na razie ma pozostać w obozie zapasowym. Brygada wyrusza do Tobruku, a tymczasem Iwanow otrzymuje ofertę współpracy od brytyjskiego wywiadu. Anglicy wiedzą, że zna on kilka języków (po grecku mówi jak rodowity Grek), jest wysportowany i – co najważniejsze – chce walczyć. Proponują mu pracę szpiegowską na terenie okupowanej Grecji. W rejonie Aten mają już jednego swojego agenta. Chcą, by Iwanow z nim współdziałał. Iwanow dostaje się do Grecji na pokładzie jednego z angielskich okrętów podwodnych. Trafia do Marianny, swojej dawnej znajomej. Jej mąż pomaga mu nawiązać dalsze kontakty. Ze swoją rodziną, mieszkającą cały czas w Grecji, Iwanow nie może się skontaktować – to groziłoby wpadką. Agent, z którym ma rozkaz współdziałać, poznaje go ze zdolną szyfrantką, która będzie obsługiwać jego radiostację. Iwanow wysyła Anglikom pierwsze depesze nt. rozmieszczenia artylerii przeciwlotniczej w rejonie Aten oraz terminu wyjazdu niemieckiego konwoju. Iwanow świetnie rozwija swoją siatkę wywiadowczą, zdobywa więcej informacji niż może nadać. Wkrótce pod jego kryjówką zjawiają się wozy pelengacyjne. Iwanow ucieka, po drodze udaje mu się jeszcze podpalić jedną ciężarówkę. Pewnego dnia spotyka na ulicy Bandosa, swojego dawnego kolegę z greckiej szkoły. Od tej pory współpracownicy Iwanowa zaczynają wpadać. Pojawia się podejrzenie o zdradzie kogoś wewnątrz organizacji. Bohater domyśla się jednak, że to Bandos donosił Niemcom. Postanawia go sprawdzić, wtedy zostaje aresztowany – kolega ze szkolnej ławy rzeczywiście pracuje dla Niemców. Gestapo torturuje Iwanowa, jednak nie udaje im się go złamać. Jemu natomiast udaje się uciec. Wyskakuje z niemieckiego samochodu i myli pogoń. Jest jednak spalony. Na ulicach wszędzie wiszą listy gończe z jego podobizną. Iwanow nie zamierza jednak rezygnować. Znajduje kryjówkę na barce byłych oficerów greckiej floty. Ci kontaktują go z lewicującą grupą robotników, którzy pracują w fabryce produkującej części do samolotów. Razem organizują sabotaż oraz dywersje na szlakach komunikacyjnych. Iwanow wpada także na pomysł, jak uszkadzać niemieckie statki stojące na redzie: jako świetny pływak może podpłynąć wpław do każdego statku i przymocować na nim minę lub bombę. Wkrótce Niemcy tracą kilka ważnych jednostek. Wyczyny Iwanowa stają się coraz głośniejsze w całej Grecji. Niemcy wzmagają poszukiwania bohatera. Wpadają na trop jego grupy dywersyjnej, zaczynają się aresztowania. Sytuacja staje się coraz bardziej gorącą, lecz Iwanow nie rezygnuje z dalszych akcji. Niszczy transport sprzętu wojennego i podpala skład paliw. Nie ma już jednak środków na prowadzenie dalszych działań. Wie także, że Niemcy lada dzień mogą go aresztować. Za radą swoich współpracowników postanawia przedostać się do Turcji. Gdy wszystko jest już zaplanowane, Iwanow zostaje aresztowany. Wpada także całe jego siatka. Niemcy skazują wszystkich na śmierć.
„Reżyser Zbigniew Kuźmiński i scenarzysta Aleksander Ścibor-Rylski zachowali wszystkie pozory wierności historycznej, czas i miejsce akcji, chronologię zdarzeń, postacie drugoplanowe, tło. Również wybór konwencji wydawał się oczywisty – narzucał go niejako sam temat. Bo niby jak tu opowiadać historie szpiegowskie, jeśli nie w sensacyjnym sosie? A przecież »Agent nr 1« jest dziełem od początku do końca fikcyjnym i nieprawdziwym. Jest bowiem tworem zrodzonym z klimatu popularnej niegdyś piosenki »Jak to na wojence ładnie«. Wszystko tu gra. Bohater – młody, sympatyczny i zdecydowany. Współpracownicy w siatce szpiegowskiej – wierni, oddani sprawie i skorzy do poświęceń. Dziewczyna – jak należy, Niemcy – skołowani, durnowaci, ubezwłasnowolnieni. Oglądaniu dzieła Kuźmińskiego towarzyszyć musi uczucie zdumienia. Jakież to czynniki determinują świadomość artystyczną twórcy, jeśli decyduje się on na tak rażące uproszczenia? Jak daleko poza stanem świadomości doświadczeń historycznych może pozostawać wysiłek artystyczny, by mieścił się jeszcze w kategorii społecznego zapotrzebowania? Postaci w filmie Kuźmińskiego dzielą się na dobre i złe. A jak wyglądają zdarzenia? Jedna z najbardziej brawurowych akcji Iwanowa – wysadzenie niemieckich okrętów wojennych na redzie portu w Salonikach – wygląda w »Agencie« tak: z bezludnego brzegu wchodzi sobie bohater do wody i płynie, płynie, aż zbliża się na właściwą odległość. Wtedy daje nura. Do dna okrętu przykleja minę i znowu płynie. W przeciwnym kierunku. Kiedy jest już w bezpiecznej odległości, w powietrze wystrzela słup ognia. Znaczy to, że Niemcy zbiednieli o jedną jednostkę. (…) Proste? (…) Obraz wojny (…) nie wykracza poza sferę doświadczeń elementarnych i prawd najbardziej oczywistych. By nie powiedzieć – banalnych”.
Jerzy Trunkwalter, Klossopodobn, „Dookoła świata”, 1972, nr 13
„Powiedzmy od razu, że jest to poprawnie zrealizowany film szpiegowsko-sensacyjny. Dobrze, że powstał, szkoda, że – poświęcony postaci wybitnej, sam nie jest dziełem wybitnym. W postaci Jerzego Iwanowa-Szajnowicza, takiej, jaką znamy z bardzo starannie udokumentowanej książki Strumph-Wojtkiewicza, uderza przede wszystkim niezwykle gorący, niekiedy aż młodzieńczo uwznioślony patriotyzm polski, a następnie nieprzeciętna inteligencja połączona z wielką osobistą odwagą. Wpływ matki był na Jerzego ogromny i chyba decydujący. W filmie z postaci tej wybija się przede wszystkim odwaga. Jest to zgodne z regułą tego gatunku filmów. Kuźmiński nie żałował efektów pirotechnicznych (…), mniej uwagi poświęcił temu, co było o wiele ważniejsze i ciekawsze: przygotowaniu tych efektów, zbieraniu wiadomości, organizowaniu akcji przez Agenta nr 1. Akcja, dzianie się, perypetie, zaskoczenia, widowiskowość pociągnęły przede wszystkim reżysera w tym temacie i temu poświęcił swe wysiłki, uwieńczone – trzeba przyznać – sukcesem. Nie starczyło już ani czasu, ani zapału na pogłębienie charakterystyki postaci. Porównując podobizny Jerzego Iwanowa z postacią ekranową, trzeba przyznać, że wybór Karola Strasburgera do tej roli był bardzo trafny. Przyznała to również matka bohatera, pani Leonarda Lambranidis, przybyła do Warszawy na premierę filmu”. Stanisław Grzelecki, ...z matki Polki.
„Życie Warszawy”, 1972, nr 50
„Trzeba od razu stwierdzić, że obraz ukazujący wojenne dzieje Jerzego Szajnowicza-Iwanowa nie sprawia rozczarowania pod żadnym względem. Nie jest jakimś sztucznym, filmowym pomnikiem »ku czci«. Nie szeleści papierem i nie zalatuje kadzidłem. Został zrobiony nie tylko z wielką solidnością, jeśli chodzi o realia, scenerię, faktografię, ale z równie dużą pasją, która nadaje ukazywanym w nim wydarzeniom dodatkowy wymiar dramatyczny i poetycki. (…) A jednocześnie film Zbigniewa Kuźmińskiego jest świetnie zrobionym filmem sensacyjnym, utrzymującym widza – poza kilkoma początkowymi minutami – w nieustannym napięciu. Na koniec pochwała należy się wykonawcy głównej roli – Karolowi Strasburgerowi. Potrafił on jej sprostać. Nadał jej wiele ciepłych i prawdziwych rysów. Jerzy Szajnowicz-Iwanow kreowany przez Strasburgera budzi żywą sympatię. I nie mniejszy podziw. Kiedy się przypomni chociażby owe wyścigi ze śmiercią, w postaci płonącej benzyny na hitlerowskim lotnisku czy też scenę niszczenia barek płynących do Afryki”. Zbigniew Dolecki, Bohater spod błękitnego nieba.
„Wrocławski Tygodnik Katolików”, 1972, nr 12
„»Agent nr 1« jest jednym z naszych najlepszych filmów sensacyjnych. Szajnowicza gra sympatycznie Karol Strasburger (…). Akcja ma żywe tempo, wyczyny bohatera efektownie pokazane i słusznie dla potrzeb widowni przejaskrawione (feerie płonących niemieckich okrętów, pod które Szajnowicz podpływa z ładunkiem wybuchowym, feeria płonącej niemieckiej bazy lotniczej). Bohater jest zarazem w miarę możności umiejętnie widzowi przybliżany: w częstych momentach zagrożenia (bardziej zawsze »ludzkich« od momentów sukcesu) lub kiedy raz i drugi w ostatniej chwili uchodzi z rąk wroga. Jego śmierć podczas ostatniej ucieczki wygląda patetycznie, ale tego zapewne także wymagały prawa gatunku. Czy życie Szajnowicza było materiałem na film ambitniejszy? Zapewne. Ale wtedy przygoda i jej zmysłowa atrakcyjność musiałyby ulec redukcji. Kuźmiński wybrał inną drogę. Zresztą i tak zrobił swój najlepszy film”.
Aleksander Jackiewicz, Szajnowicz, „Życie Literackie”, 1972, nr 18
„Pani Szajnowicz-Iwanow, 2 voto Lambranidis, znalazła w filmie Zbigniewa Kuźmińskiego, obrazującym bohaterskie czyny i tragiczną śmierć jej syna, wiele prawdy – co oświadczyła realizatorom i dziennikarzom. Wobec takiego stwierdzenia recenzent czuje się bezradny, a w każdym razie onieśmielony, bowiem ta jedna aprobata (w sferze moralnego zadośćuczynienia) waży więcej niż wszystkie opinie krytyków. Jednakże nie sposób czynić z osobistych wzruszeń matki bohatera obiektywnego kryterium. Człowiek oglądający na ekranie dramat własnego życia jest jak weteran, odczytujący ze szkiców topograficznych dzieje stoczonych bitew. Obrazy jego pamięci potrzebują tylko orientacyjnych znaków, by ożyć. To, co on widzi, jest rzeczywistością niedostępną do postronnego obserwatora – rzeczywistością, którą należy stworzyć od nowa, jeśli ma się ona stać świadectwem prawdy dla ogółu. Realizatorom »Agenta nr 1” Zbigniewowi Kuźmińskiemu i scenarzyście Aleksandrowi Ścibor-Rylskiemu przyświecała niewątpliwie intencja uczczenia pamięci Jerzego Szajnowicza-Iwanowa – postaci heroicznej i barwnej, Polaka patrioty, który zginął za Grecję, działając w służbie alianckiego wywiadu. (…) Ale skomplikowane okoliczności wojennej epopei Agenta nr 1 wymagają – na to, aby przyswoić go rodzimej tradycji – przezwyciężenia dystansu egzotyki. Innymi słowy – trzeba w Szajnowicza uwierzyć – nazbyt jest bowiem podobny do bohatera awanturniczej powieści. Tymczasem twórcy filmu, zafascynowani przygodową stroną tematu, nie tylko nie przybliżyli nam człowieka, lecz przeciwnie, wpisali jego sylwetkę w rejestr stereotypów literatury sensacyjnej. Nie jest to kwestia wiarygodności faktów. Jest to sprawa języka, jakim się owe fakty przedstawia”.
Jan Józef Szczepański, Agent nr 1, „Tygodnik Powszechny”, 1972, nr 16
Uroczysta premiera filmu odbyła się 26 lutego 1972 roku w kinie Wisła w Warszawie.
W pokazie prasowym film uczestniczyła matka Jerzego Szajnowicza-Iwanowa, Leonarda Lambranidis (nazwisko po drugim mężu) oraz jego przyrodni bracia Aleksander i Antoni Lambranidisowie.
W filmie statystowali żołnierze Kaszubskiej Jednostki Wojsk Obrony Wewnętrznej.
Zdjęcia kręcono m.in. nad wybrzeżem Bałtyku (sceny w obozie Brygady Karpackiej), w Atenach (sceny ucieczki Iwanowa sprzed gmachu gestapo), w Warnie, Bałcziku, Kawarnie, w Mrzeżynie Gryfickim (sceny na pustyni libijskiej).
Na zdjęciu: Monika Sołubianka
Na zdjęciu: Wiktor Grotowicz ( w środku)
Na zdjęciu: Karol Strasburger
Na zdjęciu: Karol Strasburger (z lewej), Juliusz Lubicz-Lisowski ( z chustką na głowie), Tadeusz Somogi (trzeci z prawej), Marian Drozdowski (drugi z prawej, Jerzy Smyk (pierwszy z prawej)
Kulisy realizacji. Najpierw kilka faktów. Bohater filmu, Jerzy Szajnowicz-Iwanow jest postacią autentyczną. Urodził się w Warszawie. Matka była Polką, ojciec – Rosjaninem. Gdy matka rozwiodła się i po raz drugi wyszła za mąż, Szajnowicz-Iwanow znalazł się na stałe w Grecji. Tam zdał maturę. W latach 30 studiował w Belgii i Francji, uzyskując tytuł inżyniera. Przed wojną wrócił do Polski, otrzymał polskie obywatelstwo, zaangażował się w ruch sportowy AZS. W 1938 roku zdobył akademickie mistrzostwo świata w pływaniu. Po wybuchu wojny próbował wstąpić do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich formowanej na Środkowym Wschodzie, lecz uniemożliwiło mu to niejasne pochodzenie. Zaciągnął się więc do służby w Secret Service i jako agent został przerzucony do Grecji. Działał tam od października 1941 roku do stycznia 1943. Był pierwszym „człowiekiem-żabą” – z miną na piersiach podpływał, nurkując, pod statki hitlerowskie stojące niedaleko brzegu i wysadzał je w powietrze. Jego wyczyny stały się tak głośne, że Niemcy wyznaczyli za jego głowę nagrodę w wysokości 3 mln drachm. W styczniu 1943 Szajnowicz-Iwanow został schwytany i rozstrzelany. Po wojnie został uznany za bohatera narodowego Grecji. Wśród Polaków początkowo nie był znany. Jako pierwszy zainteresował się nim Stanisław Strumph-Wojtkiewicz. W 1944 – opowiadał – kiedy byłem korespondentem PAT w Londynie, otrzymałem o Jurku depeszę z Aten. Natychmiast zamówiłem więcej informacji o „Agencie”. W 1957 roku wyjechałem do Salonik, gdzie przebywałem sześć tygodni u pani Leonardy Szajnowicz i braci Jerzego. Dokumentów zebrały się pełne dwa kosze od bielizny. I tych z okresów jego (…) sportowych sukcesów, i tych z lat wojny. Dotarłem do bardzo wielu osób, które udzielały mi informacji o bohaterskim Polaku. I tak powstała książka.
Kora, St. Strumph-Wojtkiewicz, autor „Agenta nr 1”, „Przegląd Sportowy”, 1972, nr 31
Do 1970 roku biografia miała sześć wydań. Autorem scenariusza, swoistej adaptacji książki, był Ścibor-Rylski, a jego merytorycznym konsultantem sam Strumph-Wojtkiewicz, który największy wpływ miał na kształtowanie się w tekście sylwetki matki Jerzego Iwanowa. Całość – jak mówił – wydała mu się dobra. Ścibor-Rylski wraz z reżyserem pojechali także odwiedzić matkę Szajnowicza-Iwanowa, która w dalszym ciągu mieszkała w Salonikach. Zaprzyjaźnili się. Zadziwiła ich postawa tej kobiety. Nigdy nie chciała nauczyć się greckiego, cały czas mówiła po polsku, utrzymywała bliskie kontakty z ludźmi w kraju. Mieszkała z dwoma synami, przyrodnimi braćmi Jerzego, którzy także płynnie mówili po polsku. Ich dom – wspominał reżyser Zbigniew Kuźmiński – to prawdziwy bastion polskości. (…) Pełno polskich pamiątek, w tym mnóstwo związanych z osobą Jerzego.
kt, Film o Jerzym Iwanowie-Szajnowiczu, „Głos Pracy”, 1971, nr 91
Scenarzysta i reżyser mieli dylemat: czy mając tak ciekawego bohatera puścić wodzę fantazji i iść w stronę filmu sensacyjnego czy raczej zrealizować go jako opowieść w pełni odpowiadającą faktom i oczekiwaniom rodziny Szajnowicza-Iwanowa. Ostatecznie stanęli gdzieś pomiędzy. Zadbali bowiem, by „Agent nr 1” miał wartkie tempo, interesujące, wielkie sceny wojenne. Nie można im także zarzucić jakiegokolwiek odstępstwa od faktów. Mimo to film stał się tylko czymś w rodzaju fragmentu czyjejś biografii, który opowiada o przebiegu zdarzeń, nie zagłębiając się w ich przyczyny, skutki, nie kreśląc psychologicznego portretu bohatera, lecz jedynie jego zewnętrzny i powierzchowny obraz. Chociaż krytyka, co się często w podobnych przypadkach zdarza, kręciła nosem, publiczność waliła do kin drzwiami i oknami. „Agent nr 1” był jednym z największych polskich przebojów kinowych w 1972 roku.