Mateusz mieszka z siostrą Olgą w chacie nad jeziorem. Niezaradny życiowo jest skazany na jej opiekę. Niepokoi go myśl, że Olga mogłaby go kiedyś zostawić. Kiedy w życiu siostry pojawia się drwal Jan, Mateusz przeżywa dramat. Nie chcąc być ciężarem, wyrusza w dziurawej łodzi na środek jeziora.
Mateusz z siostrą Olgą mieszka w samotnym wiejskim domu nad brzegiem jeziora. Czterdziestoletni mężczyzna o refleksyjnej naturze i duszy dziecka nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie. Przez otoczenie uważany za nie całkiem normalnego, żyje pod opieką siostry – serdecznej i podobnie jak on samotnej, lecz w odróżnieniu od brata potrzebującej ludzi. Natomiast Mateusz najlepiej czuje się w kontakcie z naturą, podglądając ptaki, dotykając drzew, albo rozmawiając ze swoimi zwidami.
Siostra wysyła Mateusza do pracy przy sadzeniu lasu. On początkowo podchodzi do tego z entuzjazmem, lecz wkrótce wysiłek go nuży. Woli polegiwać w trawie, podglądać zakochanych. Po obiedzie nie wraca już do pracy. Choć odczuwa wyrzuty sumienia, czując się ciężarem dla siostry, nie potrafi dostosować się do bardziej produktywnego trybu życia. Lęka się zarazem opuszczenia przez siostrę.
Myśliwy zastrzelił w lesie pięknego ptaka. Mateusz bardzo to przeżywa, przynosi ptaka do domu i urządza mu pogrzeb, chowa go pod kamieniem.
Wędkarstwo nie jest mocną stroną Mateusza. Okazuje się, że łódź, w której zasnął na jeziorze, jest nieszczelna. Na szczęście woda jest płytka i do brzegu wyspy niedaleko. Do wyspy dopływają dwie turystki, radosne i bezpruderyjne, co wprawia Mateusza w zakłopotanie. Gdy wyjawia im swoje imię, one zgadzają się zabrać go swoją łodzią na stały ląd. Wysiadając z łodzi na przystani, Mateusz dumnie pręży się przed sąsiadami.
Burza niepokoi Mateusza. Chroni się przed nią w wygódce. Po burzy wędruje z siostrą po okolicy, jak w dzieciństwie. Siostra sugeruje, że mógłby wozić ludzi przez jezioro, tyle, że po drugiej stronie nikt nie mieszka. Ale dla Mateusza to dobre zajęcie, zgodne z jego naturą – czekając na pasażerów może leniuchować i pracować zarazem.
Pewnego razu przewozi łodzią Jana, któremu daje nocleg. Jan zostaje na dłużej, podejmuje pracę przy wyrębie lasu. Olga zaczyna dbać o siebie, Mateusz staje się zazdrosny. Próbuje wytłumaczyć Janowi, że zniszczył jego bezpieczną relację z siostrą, ten zaś próbuje wytłumaczyć Mateuszowi, że powinien nauczyć się samodzielności. Obaj bezskutecznie starają się siebie przekonać.
Nocą Olga wysyła Mateusza na jezioro, choć o tej porze nie ma już pasażerów. Ten coraz poważniej obawia się, że zostanie opuszczony. Gdy rano widzi siostrę z Janem uśmiechniętych przy śniadaniu, w napadzie lęku pędzi na brzeg i z kamieniem kotwicznym w ręku wypływa dziurawą łodzią na środek jeziora. By nigdy nie powrócić. (JU)
„Leszczyński zrobił film poetycki, lapidarny, piękny do oglądania i skłaniający do użycia w ocenie wielu przymiotników. A także trudny do oceny i powodujący refleksje inne niż sam film, mniej spokojne. Dotyczą one nie tylko filmu, lecz i jego odbioru, skojarzeń, które budzi, porównań powieści i filmu, wreszcie miejsca »Żywotu Mateusza« w naszej współczesnej twórczości. […] Poetyka swoistego symbolizmu obejmuje i wchłania cały ten film – wszystko, co w nim jest, można wyłożyć jako parabole ludzi, rzeczy, świata. Wśród tej urody, w jej centrum, jawi się Mateusz – infantylny prostaczek, czuły i delikatny, obserwujący i myślący. Nie ma w tym świecie właściwie żadnych zdarzeń – wszystko to, co się dzieje, dzieje się za sprawą Mateusza. […] Wszystko polega na Mateuszu, bez niego nie byłoby filmu. W tej roli występuje Franciszek Pieczka, duży mężczyzna o barach i ruchach niedźwiedzia, mówiący potężnie basem. Zewnętrzne warunki aktora dotkliwie kontrastują z wewnętrznym światem postaci, którą tworzy. Talent aktora obraca pozorne mankamenty tego kontrastu na korzyść roli, prawdziwości Mateusza. […] »Żywot Mateusza« jest filmem spokojnie i rozlewnie, a więc przewrotnie buntowniczym. Najpierw w swojej formie: sprzeciwia się normom współczesnym, dzisiejszym nerwowym poszukiwaniom sztuki filmowej. […] W swojej treści »Żywot Mateusza« jest także buntowniczy: sprzeciwia się prądom współczesnym, odchodzi od psychologii integralnie realistycznej i w swojej prawdzie brutalnej, bohaterem czyni figurę romantyczną, nie z tego świata – taką figurę, która musi prezentować swój własny świat, inaczej nie mogłaby istnieć. […] Konsekwentnie i naturalnie reżyser traktuje świat swego bohatera i sposób opowiadania o tym świecie tak samo, jak traktuje i bohatera: z uwagą, skupieniem, niejaką czułością. Rytm narracji identyfikuje się z rytmem montażu i wewnętrznym rytmem przedstawionego na ekranie losu ludzkiego. Jest to sztuczność sztuki, próba talentu, głębokość potraktowania tematu. […] W krystalicznie czystej rzeczywistości wokół Mateusza ukazane zostały sprawy, problemy i przede wszystkim uczucia realne. Prostaczek nie jest pomylony, gdy zadaje swe naiwne pytania – dotyczą one w równym stopniu i jego świata, i tego naszego, zwyczajnego, tuż obok. Mateusz nie dostaje odpowiedzi. Film nie daje ich także – nie chwali współczesności ani jej nie potępia, ukazuje tylko nieoczekiwanie część z tego, co jest głęboko w jej wnętrzu: sprzeczność między ludzkim uczuciem a bezosobową rzeczywistością, możliwe tego konsekwencje. […] »Żywot Mateusza« to film ważny i piękny, któremu nie trzeba naśladownictw, powtórzeń, szkoły – by wrócić do jego skandynawskich praźródeł – jak Ibsena, silny, dopóki stoi sam”.
Lech Pijanowski, „Portret z ptakiem i kamieniem”, „Kino”, 1968, nr 2.
Pełnometrażowy debiut Witolda Leszczyńskiego wyróżniał się na tle kina polskiego późnych lat 60. Wyciszona, kameralna opowieść, oparta na prozie skandynawskiego pisarza Tarjei Vesaasa, daleko odbiegała od wywołujących gorące dyskusje tematów podejmowanych przez filmy szkoły polskiej, nie miała nic wspólnego z inscenizacyjnym przepychem popularnych w tej dekadzie widowisk kostiumowych, wolna też była od ironii charakteryzującej twórczość wstępujących dopiero reżyserów. To przykład kina poetyckiego w całej pełni tego słowa – łączącego w sobie elementy realności, przypowieści i baśni.
Historia Mateusza – człowieka o dużej wrażliwości i duszy dziecka, który żyje w notorycznym stanie egzystencjalnej trwogi, przez otoczenie jest jednak uznawany za półgłówka – urasta do rangi antycznej tragedii. Nasycona symbolicznymi znaczeniami, oczyszczona z taniej psychologii, czy też społecznej krytyki, osiąga uniwersalność mitu.
Prostota obrazowania, uroda filmowego pejzażu i niepowtarzalna gra Franciszka Pieczki sprawiają, że film – mimo filozoficznych ambicji – nie wymaga bynajmniej szczególnego przygotowania od odbiorcy. Naturalność symboliki (odnoszącej się do otaczającej bohatera przyrody) i oczywistość odniesień wynikających z przebiegu losów bohatera czynią go przejrzystym, co zarazem w niczym nie ujmuje jego głębi. (JU)