Młody rycerz Zbyszko z Bogdańca zakochuje się w dwórce Danusi Jurandównie. Dziewczyna zostaje porwana przez Krzyżaków. Zbyszko razem z jej ojcem – Jurandem ze Spychowa – nie ustaje w próbach odbicia ukochanej. W tym samym czasie zaostrza się konflikt między Krzyżakami a Polakami, który prowadzi do wielkiej bitwy pod Grunwaldem.
Koniec XIV wieku. Jurand ze Spychowa i jego ludzie ratują kupców polskich przed atakiem Krzyżaków. W konsekwencji tego zdarzenia rycerze zakonni jadą do Spychowa, żeby się zemścić. Jurand ze swoimi ludźmi jest na polowaniu, kiedy Krzyżacy mordują jego żonę i palą Spychów. Jurand dostrzega ogień, ale jest już za późno na odsiecz. Ciało zabitej żony leży na pomoście; córka Danusia rozpacza. Jurand przysięga zemstę.
Kilka lat później. Danusia mieszka na dworze księżnej mazowieckiej Anny Danuty. Księżna w czasie podróży do Krakowa zamierza zatrzymać się w karczmie w Tyńcu. Są tam już Maćko z Bogdańca i jego bratanek Zbyszko. Obaj wracają z Litwy, gdzie walczyli pod rozkazami Witolda. Wiozą ze sobą łupy. W karczmie zatrzymuje się księżna ze swoim dworem. Zbyszko jest zachwycony urodą Danusi, która na prośbę księżnej śpiewa pieśń. W pewnym momencie przygrywający jej wagant wstaje z ławki i stojąca na niej Danusia traci równowagę. Zbyszko ratuje ją przed upadkiem. Jego stryj przedstawia ich obu Danusi i księżnej. Zbyszko chce ślubować wierność Danusi. Dziewczyna zgadza się. Zbyszko przyrzeka jej, że zdobędzie kilka takich pawich czubów krzyżackich, jakie miał Krzyżak, który zamordował jej matkę.
Zbyszko i Maćko wyjeżdżają. Zbyszko zastanawia się, jak ma wypełnić swoje ślubowanie. Na ziemiach, na których przebywają, nie ma przecież Krzyżaków. Nagle Zbyszko dostrzega na horyzoncie Krzyżaka z pawim czubem. Bez zastanowienia zmierza w jego stronę, wystawia kopię i krzyczy, żeby się bronił. W obronie Krzyżaka staje polski rycerz Powała z Taczewa, który go eskortuje. Okazuje się, że Krzyżak – Kuno von Lichtenstein – jest posłem zakonu i zmierza do króla. Zbyszko naruszył jego nietykalność i będzie musiał za to zapłacić.
Na dworze Władysława II Jagiełły Zbyszko przyznaje się do ataku na Krzyżaka. Nie zaprzecza, że chciał go zabić, aby zedrzeć czub, lecz równocześnie broni się, twierdząc, że gdyby tamten krzyknął, iż jest posłem, on zostawiłby go w spokoju. Polscy możnowładcy namawiają von Lichtensteina, żeby darował Zbyszkowi jego winę. Ten przebacza, ale – jak sam mówi – tylko jako człowiek. Nie może natomiast przebaczyć jako sługa zakonu, ponieważ „kto godzi w zakon, godzi także w Chrystusa”. Zbyszko zostaje skazany na ścięcie głowy. Do dnia wykonania wyroku pozostanie uwięziony. W lochu odwiedza go Danusia. Śpiewa mu pieśń – tą samą, którą śpiewała w karczmie w Tyńcu.
Maćko, stryj Zbyszka, dowiaduje się, że gdyby sam wielki mistrz krzyżacki przebaczył winnemu, kara nie zostałaby wykonana. Maćko wyrusza do Malborka, by błagać mistrza o łaskę. Po drodze napadają go Krzyżacy, wśród których jest Fulko de Lorche, rycerz w służbie zakonu walczący z saracenami. Maćko zostaje postrzelony z kuszy. Rana jest bardzo ciężka. Nagle z lasu wyłania się Jurand ze swoimi ludźmi. Ratuje rannego Maćka, a tych Krzyżaków, którzy przeżyli atak, bierze do niewoli. W Spychowie znachor stwierdza, że nie da się wyciągnąć grotu z piersi Maćka. Maćko prosi Juranda, żeby darował mu Fulko de Lorche’a i wyrusza z powrotem na dwór Jagiełły.
Maćko odwiedza Zbyszka i namawia go, żeby przebrał się w jego ubranie i uciekał. Maćkowi nie może już nic zagrozić – czuje, że niebawem umrze. Zbyszko odmawia. Następnego dnia ma się odbyć egzekucja. Na rynku zebrał się tłum mieszczan. Z tłumu wybiega Danusia, która zarzuca na głowę Zbyszka białą chustę. To stary zwyczaj ludowy – w ten sposób można ocalić skazanego. Tłum skanduje, żeby uwolnić Zbyszka. Krzyżacy obserwujący całą sytuację są niepocieszeni.
W Krakowie odbywają się zrękowiny Danusi i Zbyszka. Na razie młodzi muszą się rozdzielić. Danusia zostaje na dworze księżnej mazowieckiej, a Zbyszko i coraz słabszy Maćko wracają do Bogdańca. W tym samym czasie Krzyżacy skarżą się na Juranda księciu mazowieckiemu. Książę jest jednak nieprzejednany i broni polskiego rycerza. Wobec takiego stanowiska Krzyżacy wracający do Szczytna planują porwanie Danusi Jurandówny. De Lorche, który jedzie z nimi jest przerażony tym, co usłyszał i grozi, że ostrzeże Danusię, jeśli Krzyżacy nie odstąpią od swoich planów. De Löwe wbija nóż w plecy de Lorche’a. Nie wie jednak, że go nie zabił. Wkrótce ciężko rannego Krzyżaka znajdują dwaj wieśniacy i udzielają mu pomocy.
Zbyszko dociera z Maćkiem do Bogdańca. Spotyka tu Jagienkę ze Zgorzelic, z którą spędził całe dzieciństwo. Zbyszko bardzo podoba się Jagience. Dziewczyna wie jednak o ślubach, jakie ten złożył Danusi.
Ostatnim ratunkiem dla Maćka może być okład z niedźwiedziego sadła, który otworzy ranę i ułatwi wyjęcie grotu. Zbyszko idzie w nocy do lasu, żeby zapolować na niedźwiedzia. Zwierze atakuje go z wielką siłą. Z pomocą przychodzi Jagienka, która szła za Zbyszkiem. Maćko po jakimś czasie zdrowieje. Zbyszko decyduje się na powrót do Danusi. Jagienka w darze oddaje mu swojego sługę Hlawę.
Tymczasem na dworze księżnej w Ciechanowie zjawiają się wysłannicy od Juranda z listem, w którym rycerz donosi, że traci wzrok i prosi córkę, aby jak najszybciej do niego przyjechała - chce zobaczyć ją po raz ostatni. Danusia wyjeżdża wraz z wysłannikami, którymi okazują się Krzyżacy. Porywają dziewczynę.
Zbyszko zmierzający na dwór księżnej Anny, znajduje w zaspie śnieżnej Juranda. Gdy rycerz odzyskuje przytomność, jest zaskoczony i przestraszony, że jego córki nie ma u księżnej. Od razu domyśla się, że porwali ją Krzyżacy. Wraca do Spychowa. Towarzyszy mu Zbyszko. W Spychowie Juranda odwiedza służka zakonna – ta sama, która brała udział w porwaniu Danusi. Nakazuje Jurandowi milczenie. Twierdzi, że Krzyżacy nie porwali jego córki, ale jedynie odbili ją z rąk zbójów. Danusia jest teraz w Szczytnie. Służka obiecuje, że jego córce nic się nie stanie, jeśli Jurand nic nikomu nie mówiąc, sam przybędzie do Szczytna i ukorzy się przed braćmi.
Jurand wyrusza do zamku krzyżackiego. Stoi pod bramą przez wiele godzin. Wartownik każe mu zejść z konia, oddać broń, zbroję i założyć na siebie worek pokutny. Jurand klęczy przed bramą kolejne godziny. W tym czasie słyszy z okna jednej z komnat śpiew Danusi. Zaczyna dobijać się do wrót. W końcu zostaje wpuszczony. Krzyżacy drwią z niego, że skamle przed nimi jak pies. Twierdzą jednak, że chcą mu oddać córkę. Ale zamiast Danusi, służba przyprowadza inną dziewczynę. Ponieważ Jurand wie, że Danusia jest w zamku, a Krzyżacy go okłamują, wpada we wściekłość. Zabija pierwszego brata zakonnego, który się do niego zbliża. Rozpoczyna się nierówna walka. Jurand zdobywa miecz i zabija kilku Krzyżaków. Z wysokości Krzyżacy zrzucają na niego siatkę. Jurand zostaje obezwładniony oraz uwięziony w lochu.
De Löwe rozkazuje bratu Rotgierowi jechać na dwór księcia mazowieckiego, by wytłumaczyć, że Jurand sam ich zaatakował i że naprawdę chcieli mu oddać córkę. Rotgier żąda od księcia zadośćuczynienia za śmierć braci zakonnych. Mówi jednocześnie, że gdyby ktoś wątpił w jego prawdomówność, gotów jest się z nim pojedynkować. Rękawicę podnosi Zbyszko. Następnego dnia dochodzi do walki. Naprzeciwko siebie stają Zbyszko i Rotgier oraz Hlawa i giermek Rotgiera. Hlawa zabija swojego przeciwnika bardzo szybko, a Zbyszko dosięga toporem Rotgiera.
Gdy zwłoki Rotgiera zostają sprowadzone do Szczytna, de Löwe jest załamany. Traktował Rotgiera jak syna. Wzburzony idzie do lochu i katuje Juranda: wypala mu źrenicę, odcina prawą dłoń i język. Wszystko to składa później w ofierze w trumnie Rotgiera. Okaleczony Jurand zostaje wyrzucony za bramę Szczytna. De Löwe chce także zabić Danusię, ale w jej obronie staje parobek, który zrzuca go ze schodów.
Zbyszko jedzie do Płocka, by przebywającego tam króla prosić o pomoc w uwolnieniu Danusi. Niegodziwości Krzyżaków potwierdza De Lorche, który doszedłszy do zdrowia, zjawia się na dworze królewskim. Zbyszko dostaje od króla list przeznaczony dla wielkiego mistrza. Jedzie wraz z polskim poselstwem do Malborka. Król wysyła posłów, ponieważ Krzyżacy zagarnęli polskie statki ze zbożem. Atmosfera w Malborku podczas spotkania jest bardzo napięta. Sytuację pogarsza fakt, że wielki mistrz jest bardzo słaby. Zbyszkowi obiecuje glejt z rozkazem uwolnienia Jurandówny. Wie, że podlegający mu bracia zakonni postępują niegodziwie nie tylko w tej kwestii. Umierając, rozkazuje, by oddać Polakom statki i za wszelką cenę załagodzić napięcia. Jego następca – Ulrich von Jungingen – dąży jednak do wojny.
Zbyszkowi udaje się odbić Danusię z rąk Krzyżaków. Dziewczyna jest wycieńczona, bardzo chora, boi się wszystkich i nikogo nie poznaje. Zbyszko jedzie z nią do Spychowa, lecz dziewczyna umiera w trakcie podróży. Do Spychowa dotarł już Jurand, którego na jednej z leśnych dróg rozpoznał Maćko. Mieszkańcy Spychowa pragną zemsty na Krzyżakach. Przed obliczem Juranda zostaje postawiony de Löwe, którego udało się pojmać. Jurand puszcza wolno swojego niedawnego oprawcę. De Löwe odjeżdża ze Spychowa i wiesza się na najbliższym drzewie.
Pod Grunwaldem dochodzi do wielkiej bitwy między zakonem a wojskami polskimi i litewskimi. Król polski czekając w lesie ze swoimi oddziałami, opóźnia rozpoczęcie walki. Przybywają do niego dwaj wysłannicy krzyżaccy, którzy – jak twierdzą, by dodać odwagi wojskom polskim – darowują królowi dwa nagie miecze. Rozpoczyna się bitwa. W walce ginie Ulrich von Jungingen. Maćko zabija Kuno von Lichtensteina. Następnego dnia polscy rycerze rzucają do nóg Jagiełły wszystkie chorągwie krzyżackie i ciało von Jungingena.
Maćko i Zbyszko wracają do Bogdańca. Czeka na nich Jagienka. (PŚ)
„Realizatorzy »Krzyżaków« stanęli do pracy ze »skrępowanymi rękami«. Prawda historyczna, Sienkiewicz, Matejko… cała tradycja wyobrażeń i emocji związanych z bitwą grunwaldzką nie pozostawiła miejsca dla zupełnej swobody twórczej. Trzeba się było zdecydować na swego rodzaju kompromis, który nie mógł być jednak kompromisem artystycznym. To »skrępowanie rąk« wyszło jednak filmowi na dobre, dało bowiem w rzeczywistości szansę uniknięcia tych błędów historycznych i artystycznych, które dawniej popełniali twórcy biorący na swój warsztat pogrom Krzyżaków pod Grunwaldem. Aleksander Ford nie powtórzył przede wszystkim »błędu« Matejki – to co tamten ujął w formie właściwej »malarstwu historycznemu«, okazało się w zestawieniu z »Krzyżakami« Forda anachroniczne i statyczne. Obraz Forda malowany wszystkimi kolorami na ruchomej taśmie filmowej, pozwolił ujrzeć grunwaldzkie zmagania z dziesiątków miejsc jednocześnie, z pozycji polskich i krzyżackich, z siodeł walczących rycerzy i spod brzuchów galopujących koni, pozwolił rozegrać batalię w czasie chociaż skróconym, ale znacznie realniejszym od jednego momentu, w jakim widział bitwę grunwaldzką Matejko i wszyscy ci spośród malarzy, którzy podejmowali ten temat. Wierność Sienkiewiczowi ograniczyła się do filmowego zilustrowania fabuły, do oddania obyczajowości tła powieści. Ale wszędzie tam, gdzie Sienkiewicz popadł w kolizję z historią […] Ford przyznał pierwszeństwo historii. Jurand ze Spychowa staje się w filmie postacią centralną, ale nie jest to wybór dowolny. To on właśnie spośród sienkiewiczowskich postaci jest najgłębiej zaangażowany w bezpośrednią walkę z Krzyżakami, to jego dzieje stają się najdobitniejszym wyrazem tragedii tych czasów. […] Jurand, ten nieustraszony, zaciekły, mściwy nadgraniczny rycerz. W nim też dochodzi do głosu najsilniej moralny i psychologiczny konflikt tych czasów a jednocześnie konflikt uczuć rycerza i ojca, pychy i upokorzenia, na nim najbardziej skupiła się wściekłość, zaborczość i wiarołomstwo rycerzy zakonu, on wreszcie stał się najdobitniejszym symbolem walki o zachowanie człowieczeństwa, poniechanie zemsty, przeciwstawienie uczuć ludzkich uczuciom zbójeckim tych, którzy z hasłami chrześcijaństwa na ustach dopuszczali się najpotworniejszych zbrodni. Andrzej Szalawski, odtwórca tej roli w filmie Forda, potrafił nas przekonać o wszystkich skomplikowanych racjach, które powodowały postępowaniem Juranda”.
Tadeusz Płużański, „Gazeta Pomorska”, nr 216, 10-11.09.1960.
„Bardzo trudno byłoby określić, w jakim stopniu bohaterowie filmu odpowiadają wizerunkom Sienkiewiczowskim. W zasadzie każdy inaczej sobie wyobraża postacie bohaterów czytanej książki i rzadko kiedy wyobraźnia filmowego twórcy pokrywa się tu z wyobraźnią przeciętego widza. Ford jednakże nie próbuje trafić w wizerunki wyimaginowane przez nas, lecz po prostu narzuca nam swoje własne postacie. I osiąga tyle, że po przełamaniu pierwszych oporów poddajemy się jego wizji bez sprzeciwu. […] Ford wydobył […] w »Krzyżakach« wszystkie te treści, które z owych odległych czasów przetrwały po dziś dzień i które są istotne i postępowe dla Sienkiewiczowskiej opowieści. […] Gdy oglądamy film Forda – mimo woli przychodzą na myśl czerwone i biało-czerwone sztandary na gruzach hitlerowskiego Berlina i przypomina się kanclerz Adenauer, ukazujący się publicznie w białym płaszczu krzyżackim. Łatwo się też dopatrzyć w tym filmie i innych analogii do obecnej sytuacji politycznej. Film wywiera duże wrażenie. Niezależnie od swej aktualnej wymowy jest wspaniałym malowidłem historycznym. Dzięki kunsztowi twórców ożyło w »Krzyżakach« średniowiecze. Ford znalazł zresztą w osobach operatora Mieczysława Jahody i zmarłego niedawno scenografa inż. Romana Manna – współpracowników inteligentnych i pełnych inicjatywy artystycznej. Toteż niektóre zdjęcia utrzymane w stylu starych płócien malarskich urzekają nastrojowością, jak na przykład scena uczty na zamku krzyżackim w Malborku, nawiasem mówiąc, świetnie zilustrowana muzycznie (Kazimierz Serocki)”.
Czesław Michalski, „Przyjaźń”, nr 29, 17.07.1960.
„Nareszcie dzieło dokonało się i dzięki kinom poszło w lud. Jest to bowiem przede wszystkim wielkie widowisko ludowe dla tych, którzy zaspokoiwszy swe wymagania w zakresie chleba, chcą teraz »circenses« – zabawy. Film – chociaż chwilami głęboko dramatyczny, chociaż nawet ma sceny naturalistyczne […] – jest głównie prześwietną, soczystą i barwną rozrywką. Ekran „Krzyżaków” zdaje się oddychać pełną piersią, głównie w zaskakująco pięknych zdjęciach Jahody, który za jednym zamachem poradził sobie z cinemascopem i Eastmancolorem. […] Ford na każdym kroku składa dowód swej obecności, poruszając aktorami w sposób znakomity, plastycznie – i w scenach, które tego wymagają – baletowo. Pozostaje w pamięci scena pojedynku widziana przez przeziernik przyłbicy krzyżaka, filmowana wspaniale. […] Nie trzeba jednak ukrywać, że główną atrakcją filmu są liczne sceny zmagań, walk, pojedynków, wreszcie finał grunwaldzki, który wypadł fantastycznie, nie ustępując znanym międzynarodowo osiągnięciom największych reżyserów scen masowych. Tak czy inaczej, te właśnie sceny zdecydują o sukcesie filmu, tak jak wyścigi decydują o sukcesie »Ben Hura«. Z nielicznymi wyjątkami muzyka wydaje mi się zbyt smutna i liryczna, nieraz nie pasująca do pełnego rozmachu obrazu. Jest ona jednak świetna w partiach przedbitewnych i końcowych. Oto film, na który czekaliśmy i na którym się nie zawiedziemy, dzieło czołowe w naszej kinematografii, która teraz – nie zapominając o współczesności – nie powinna się już bać tematów wielkich i trudnych”.
Leon Bukowiecki, „Tygodnik Zachodni”, nr 36, 03.09.1960.
„Czy obraz Forda spełnił oczekiwania widzów? I tak i nie. Postaci Sienkiewiczowskiego eposu ożyły wprawdzie na ekranie, ale nie są one pełnowymiarowe, brak im indywidualności, tego jakiegoś trudnego do nazwania wymiaru uczuciowego, który sprawia, że nawet legendarnych bohaterów przyjmujemy jako kogoś bardzo bliskiego […]. Nie musi to polegać na wyposażeniu ich w psychikę człowieka współczesnego. Może to polegać na czymś odwrotnym: na wciągnięciu widza w epokę stanowiącą tło obrazu, na przeniknięciu wyobraźni i uczuciowości widza w świat, w jakim żyli bohaterowie, w jakim żyją znowu na płótnie ekranu. Zarówno tło historyczne, jak i sylwetki psychologiczne postaci powinny być sugestywne do tego stopnia, aby widz mógł się z nimi identyfikować […]. Tymczasem w »Krzyżakach« Forda istnieje wyraźny dystans pomiędzy widzami a tym, co się dzieje na ekranie. Nie pomaga tu nawet automatyczne uruchomienie wszystkich związków uczuciowych, wszystkich »nici« łączących widza z »Krzyżakami« Sienkiewicza. Ford daje pełną satysfakcje oczom, ale nie sercu. Budzenie dumy narodowej, szacunku dla chwalebnej przeszłości ojczystego kraju, to nie wszystko. […] Zasadniczy i poważny zarzut, jaki należy postawić reżyserowi i aktorom, to niepogłębienie ról, choćby tych najbardziej eksponowanych: Zbyszka, Danusi, Juranda. Widz, aby w pełni mógł się zaangażować uczuciowo, musi mieć choćby parę centralnych bohaterów pełnowymiarowych. […] Niestety, bohaterowie Fordowskich »Krzyżaków« są ilustracyjni, odtwarzają tylko wątki, zdarzenia, sytuacje z powieści Sienkiewicza, nie tworzą oryginalnych, żyjących własnym życiem kreacji. Są wtopieni bez reszty w ciąg obrazów, stanowią ich integralną część. Są całkiem dobrzy jako żywe elementy wielkiego widowiska, ale nie wzruszają jako ludzie z krwi i kości. Trudno jest żałować teraz, post factum, ale naprawdę szkoda, że wielka szansa »Krzyżaków« jako dzieła będącego źródłem wzruszeń najszerszych warstw odbiorów – nie została do końca wykorzystana. Pozostaje jednak wartość społeczna, pozostaje wartość monumentalnego widowiska historycznego dla milionów widzów. To wystarcza, aby pozytywnie ocenić pracę Forda i wszystkich jego współpracowników”.
Z.D., „Życie i Myśl”, nr 11-12, 1960.
„Jeśli cierpliwego widza mogą razić takie czy owakie potknięcia w pierwszej części filmu, to skapituluje on wobec brawurowego finału, który jest logicznym zamknięciem całości. W sekwencji bitwy znajduje film swe całkowite uzasadnienie, jako jedyna sztuka zdolna z podobną siłą perswazyjną wywołać przed naszym krytycznym wzrokiem pełną wizję gigantycznego zdarzenia sprzed wieków. I doprawdy nie drobiazgowy autentyzm szczegółu, tylko oddanie rangi historycznej Grunwaldu mogło przesądzić o zwycięstwie twórców. Zwycięstwo to jest równie bezsporne, jak zwycięstwo Jagiełły. […] reżyseria Forda (mająca w sobie coś z autoratywności wodza naczelnego) jaśnieje blaskiem najczystszym. Ci jezdni, z furią walący się z galopujących koni, ci woje, rąbiący z takim zapamiętaniem, jakby naprawdę o życie chodziło – rodzi się wręcz podejrzenie, że gdyby miecze rozdane przez Forda statystom nie były plastykowe, bez rozlewu krwi, by się nie obeszło. […] »Krzyżacy« z samego założenia nie są filmem aktorskim, niektóre role (np. Winnickiej, Białoszczyńskiego) nie dawały w ogóle możności zagrania czegokolwiek. A liczebność sztabu aktorskiego nie sprzyjała wyrównaniu poziomu interpretacji. Ale i w tej dziedzinie można zanotować kilka sukcesów. Ryzykowna decyzja uczynienia Jagienki z Urszuli Modrzyńskiej okazała się w pełni słuszna, odkryto dla filmu Mieczysława Voita (Lichtenstein); niezawodni okazali się rubaszny Maćko – Aleksander Fogiel i wytworny De Lorce – Leon Niemczyk. […] mam chyba prawo wyrazić Fordowi uznanie wraz z przekonaniem, że zrobił film potrzebny, aktualny i poważny nie tylko skalą zaangażowanych środków, ale i swymi ambicjami artystycznymi”.
Jerzy Płażewski, „Przegląd Kulturalny”, nr 36, 01.09.1960.
„Najjaskrawszym może przykładem umowności […] przeżyć jest miłość Zbyszka do Danusi, a zwłaszcza epizod uwięzienia Zbyszka po targnięciu się na krzyżackiego posła. Odwiedziny Danusi w lochu, zakończone melodramatycznym występem wokalnym, mogą niemal służyć jako praktyczna demonstracja dramaturgicznej tandety. Bardzo niefilmowe, bardzo drewniane dialogi utrudniają zresztą sytuacje aktorów także i w pomyślniejszych okolicznościach scenicznych. I tu znów przykład: symetryczna scena ostatniej odprawy przed bitwą w namiotach Jagiełły i Ulryka. Scena mogąca mieć ogromny ładunek napięcia, a tymczasem nużąca swą retoryczną miałkością i swym schematyzmem. Całe szczęście, że ruchliwość i rozmach akcji […] tak dalece absorbują widza, iż jest on skłonny poddać się całkowicie działaniu zewnętrznej formy filmu. Istotnie, jako wizja plastyczna, jako organizacja widowiskowa, jest on czymś imponującym, czymś bez precedensu w naszej kinematografii. Ford najzupełniej zasłużył na brawa, jakie spontanicznie zrywają się z widowni przy niektórych epizodach bitwy grunwaldzkiej »rozegranej« z niesłychanym temperamentem, z godną podziwu wirtuozerią w operowaniu olbrzymimi masami statystów, a także w selekcjonowaniu efektownych szczegółów. Owe brawa należą się w równiej mierze – i to na przestrzeni całego filmu – Jahodzie za doskonałe, świetnie komponowane, pełne dynamiki i nastroju zdjęcia. Bardzo dużo zawdzięczają też »Krzyżacy« muzyce Serockiego. Zrekonstruowane przez niego stare pieśni, zwłaszcza krzyżackie, tchną autentyzmem epoki. Duże wątpliwości natomiast (mimo poręki najszacowniejszych autorytetów) budzi kostiumologia. Wiele ozdób i wzorów odznacza się podejrzanie cepeliowską elegancją, a już zupełnie szokująca jest faktura większości materiałów. Plastikowe rzędy na konie, elastycznie uginające się hełmy i pancerze, kubraki z błyszczącej dermy rażą boleśnie poczucie historycznej rzeczywistości. Tak samo, jak inne wymienione usterki, rażą do czasu. Dotąd, dopóki widza nie oszołomi ostatecznie niagara barw, tempa, ludzkich tłumów, całej tej rozrzutnej, a jednak zdyscyplinowanej wspaniałości, która mimo wszystko usprawiedliwia powodzenie »Krzyżaków«”.
Jan Józef Szczepański, „Tygodnik Powszechny”, 2.10.1960.
„Dzieło odznaczające się walorami dobrego rzemiosła, doskonałe technicznie, jak rzadko który film polski, efektowne, jak znane historie hollywoodzkie o królu Salomonie czy cesarzu Neronie. Film monumentalny, barwny, z półgodzinną sekwencją bitewną, prześcigającą niejeden western […]. Filmem rządzą historycy sztuki, architekci i kostiumolodzy. Każdy szczegół jest wiernie odtworzony, zarówno świetne niemieckie zamki rycerskie, jak i palowe grody drewniane rycerzy polskich […]. Scenariusz trzyma się aż zbyt wiernie pierwowzoru Sienkiewicza”.
P. Stehle, „Frankfurter Allgemaine Zeitung”.
„Film ukazuje na podstawie wypadków historycznych walkę narodu polskiego przeciwko niemieckiemu »Drang nach Osten«, który był typowy nie tylko w przedfaszystowskim okresie i który nie skończył się wraz z upadkiem faszyzmu… O tym, że ten bardzo aktualny film – wywołując pewne skojarzenia z drugą wojną światową, a tym samym wskazując na znaczenie granicy pokoju na Odrze i Nysie i na polskie prawo posiadania Ziem Zachodnich – osiągnął swój polityczny cel, świadczy najlepiej stanowisko prasy zachodnioniemieckiej, która […] zareagowała z tych właśnie powodów ironicznie… Atrakcyjność filmu czyni jego polityczny aspekt dostępny milionom widzów”.
Wolfgang Gersch, „Deutsche Filmkunst”.
Realizacja objęła 128 dni zdjęciowych. Zdjęcia plenerowe wykonano w Starogardzie Gdańskim i okolicach, na Zamku w Kwidzyniu (który imitował zamek w Szczytnie) i Malborku.
We wrześniu 1959 roku spłonęła część zamku w Malborku. Stało się to zanim Aleksander Ford rozpoczął tam zdjęcia. Ekipa musiała zmienić plany i nakręcić te fragmenty filmu w zupełnie innej części zamku.
W ciągu czterech lat od premiery film obejrzało 14 milionów widzów.
Był to pierwszy polski film panoramiczny.
W okolicach Starogardu zlokalizowano miasteczko filmowe, które powstało specjalnie dla potrzeb realizacji „Krzyżaków”. Mieszkało tam na stałe 1000 osób, znajdowały się stajnie dla 350 koni i mały szpital.
Na szczycie wzgórza w Grunwaldzie stał słup wysokiego napięcia. Aby nakręcić tam sceny bitwy, zerwano całą trakcję na kilka dni.
Aby wybudować dekorację Spychowa, w dno jeziora wbito 400 pali o długości 14 metrów – każdy. Dopiero na tej konstrukcji osadzono dekorację.
Ford nie był tak naprawdę współautorem scenariusza. Stawiński pisał sam. Nazwisko reżysera pojawia się w czołówce jako współscenarzysty, gdyż zmienił on kilka rzeczy w tekście podczas pracy na planie. Mieczysław Jahoda w książce „Prywatna historia kina polskiego” napisał także, że wiele kwestii zmienił osobiście lub po konsultacjach ze Zbigniewem Kuźmińskim.
Grażynę Staniszewską do roli Danusi zaproponował Jerzy Stefan Stawiński. Przez pewien czas nie wiadomo było, czy będzie mogła zagrać, gdyż zgody na to nie chciało początkowo udzielić kierownictwo PWST w Warszawie, gdzie studiowała aktorka.
Rolę Zbyszka z Bogdańca miał według pierwszych planów obsadowych grać Bogusz Bilewski, a Danusię – Barbara Kwiatkowska. W maju 1959 roku odbyły się zdjęcia próbne. Do roli Jagienki pretendowała m.in. ówczesna wicemiss Polski Krystyna Żyła.
Zbroje do filmu odlano z plastiku. Specjalnie do tego filmu opracowano metodę odlewania takich zbroi. Ich jedyną wadą było to, że przy upałach łatwo się odkształcały.
Zygmunt Król, kierownik produkcji filmu, mówił w jednym z wywiadów, że to cud, iż na planie tak gigantycznej produkcji, z tyloma końmi, nie doszło do żadnego poważniejszego wypadku. Jedynie Kalenik złamał nogę – lecz było to podobno poza planem, w czasie przerwy w zdjęciach, a Mieczysław Jahoda został raniony przez konia, który miał przed kamerą „stanąć efektownie dęba”.
Film kosztował 32 miliony złotych, jednak już w 60 dni po premierze zarobił 47 milionów.
Film był pokazywany m.in. we Włoszech, Holandii, USA, ZSRR, Belgii, Czechosłowacji, Francji, Rumunii, na Węgrzech, w Szwecji, Bułgarii, Finlandii, Kanadzie, Hiszpanii, Portugalii, Anglii, we wszystkich krajach Ameryki Południowej (oprócz Brazylii), NRD, w Jugosławii, Chinach, Birmie, Japonii, Meksyku, Japonii, Libanie.
Po zakończeniu zdjęć – jak donosił „Wieczór” z 27 listopada 1959 roku – wytwórnia planowała sprzedać niektóre dekoracje. W artykule mowa o fortecy w Bogdańcu, kościółku w Spychowie, karczmie w Krześni i młynie wodnym. Cenę wywoławczą ustalono na 50 tysięcy złotych, lecz nikt nie był zainteresowany zakupem.
Po „Krzyżakach” Aleksander Ford planował adaptację „Chłopów” Reymonta.
In the photo: Grażyna Staniszewsja
In the photo: Teresa Lassota
In the photo: Emil Karewicz
„Krzyżacy” byli realizowani na 550. rocznicę zwycięstwa wojsk polskich nad krzyżackimi w wielkiej bitwie pod Grunwaldem. Reżyser Aleksander Ford złożył osobiste zobowiązanie, że dotrzyma terminu i prapremiera filmu odbędzie się 15 lipca 1960 roku. Kilka lat później „Krzyżacy” mieli stać się jednym z głównych elementów obchodów tysiąclecia państwa polskiego. Krystyna Garbień zauważyła ponadto na łamach „Ekranu”, że z filmem związany był jeszcze trzeci jubileusz: trzydziestolecie pracy artystycznej Aleksandra Forda.
Napisanie scenariusza na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza powierzono Jerzemu Stefanowi Stawińskiemu, którego już wówczas uznawano za jednego z najlepszych polskich scenarzystów. „Była to praca łatwa, czysta i przyjemna: Sienkiewicz był rutynowanym scenarzystą i więcej używałem nożyczek niż pióra” – pisał Stawiński w swoich „Notatkach scenarzysty”. „Do tego powieść zawierała wszystkie elementy wynalezionego później westernu: biali (Polacy) i czarni (Krzyżacy), walka białych o ziemię zagrabioną przez czarnych, porwanie przez czarnych dyliżansu z białą dziewicą (Danusią) i triumf białych w finałowej strzelaninie (Grunwald). Na posiedzeniu komisji scenariuszowej intelektualiści (bywali tacy w komisjach, ale krótko) sprzeciwiali się ostro kierowaniu filmu „Krzyżacy” do produkcji: była to według nich „propagandowa łatwizna, obniżająca rangę polskiego kina. Ale któż mógł się wtedy przeciwstawić na serio reżyserowi Aleksandrowi F., zbrojnemu w najwyższe koneksje? Robił, co chciał”.
Decyzja, że „Krzyżacy” zostaną zrealizowani, zapadła w lutym 1959 roku. Swój scenariusz Stawiński skończył w kwietniu. Umówili się z Fordem, że reżyser sam opracuje tylko i wyłącznie sekwencję bitwy grunwaldzkiej. W swojej adaptacji Stawiński opracował także dialogi, które w pewnej części przeniósł wprost z powieści Sienkiewicza, a resztę napisał sam z zachowaniem archaizowanej składni języka. Ford odbierając scenariusz, jednak zapomniał lub nie chciał pamiętać, że Stawiński miał być także autorem dialogów i od razu zakomunikował, że będzie pisał je osobiście we współpracy z Leonem Kruczkowskim.
Początek zdjęć zapowiedziano na przełom lipca i sierpnia 1959 roku. Publicyści początkowo podchodzili do ekranizacji Sienkiewicza bardzo sceptycznie. O filmowych „Krzyżakach” mówiło się, że to „kobyła historyczna”. Jednak przychylną atmosferę zaczynały podgrzewać informacje, że zaczynają się zdjęcia próbne z kandydatami do głównych ról, że poszukuje się jeźdźców do udziału w scenach walk, że będzie to pierwszy polski film panoramiczny.
Sposób realizacji zdjęć miał oczywiście podnieść rangę filmu, lecz technika, której chcieli użyć twórcy, nie była jeszcze w Polsce powszechna. Sprowadzono więc z zagranicy taśmę Eastman Kodak, specjalną optykę z tzw. anamorfotami o proporcji 1:2,35. Operator Mieczysław Jahoda jeździł specjalnie do Paryża, by w filii Kodaka przeprowadzić próby taśmy. Największym zainteresowaniem cieszyła się jednak dyskusja w prasie tocząca się wokół wierności „Krzyżaków” wobec historii. „Wszystkie wydarzenia historyczne będą ukazane zgodnie z zasługującymi na wiarę źródłami i z uwzględnieniem najnowszych zdobyczy historyków i archeologów…” – mówił Aleksander Ford. „Ale nawet w filmie, którego akcja toczy się nie 550 lat temu jak w »Krzyżakach«, lecz przed paru tysiącami lat – można pokazać i naświetlić jakieś prawdy współczesne, rozwinąć różne analogie i nawiązać do aktualnych wydarzeń. W »Krzyżakach« pragnę przez wypadki sprzed pięciu przeszło wieków ukazać polityczne problemy, które i dziś nurtują Polskę i cały nasz obóz”.
Mówiąc o najnowszych zdobyczach historyków Ford miał na myśli przede wszystkim te dotyczące osoby polskiego króla, Władysława Jagiełły. Sienkiewicz pisząc „Krzyżaków”, korzystał z zapisków Długosza, znanego ze swojej niechęci wobec Jagiełły. Postać Jagiełły w książce zawierała więc w istocie wszystkie wady, jakimi obarczał króla Długosz: nieudolność w prowadzeniu polityki czy brak wiedzy w zakresie strategii wojennej. Historycy, z którymi konsultował swój projekt Ford, stwierdzili natomiast jednoznacznie, że wyniki badań wskazują coś zupełnie odwrotnego: Jagiełło na długo przed bitwą grunwaldzką przejrzał zamiary Krzyżaków i zorientował się, że starcie zbrojne jest nieuniknione. To także jego posunięcia taktyczne umożliwiły wygranie tej bitwy. I tak właśnie zdecydowano się przedstawić Jagiełłę w filmie.
Gdy w prasie pojawiły się pierwsze fotosy z filmu, zrodziły się wątpliwości dotyczące odwzorowania szczegółów ubioru i uzbrojenia. Pierwszy zaatakował Szymon Kobyliński na łamach „Ekranu”. Odpowiadał mu Lech Zahorski, autor kostiumów. Dosyć szybko ten ostatni zdobył przewagę. Jego argumentacje poparli inni dziennikarze zajmujący się historią.
Jeśli chodzi natomiast o współczesne odniesienia w „Krzyżakach”, prasa polska prześcigała się w ich tropieniu i kierowaniu przeciwko RFN. Najgłośniejszym wydarzeniem było mianowanie w tamtym czasie Konrada Adenauera mistrzem zakonu krzyżackiego i to, że kanclerz co jakiś czas – podobno – pojawiał się w stylizowanym płaszczu krzyżackim. Polscy publicyści donosili także – na przykład z festiwalu w Wenecji – że dziennikarze z RFN nie chcieli oglądać ani recenzować „Krzyżaków”, pytając, po co w ogóle realizuje się podobne filmy. Dziś chyba nie da się ustalić, na ile prawdziwe były te doniesienia polskiej prasy.
W filmowych „Krzyżakach” postacią pierwszoplanową uczyniono Juranda ze Spychowa. Już pierwsza scena przedstawia go jako człowieka bezwzględnego wobec „Krzyżaków”, cieszącego się ogromnym autorytetem wśród polskiego rycerstwa. Krzyżacy zamordowali Jurandowi żonę, porwali córkę. Głównym motywem filmu jest jego samotna walka z braćmi zakonnymi o odzyskanie córki. Jego głównym przeciwnikiem jest komtur ze Szczytna – Zygfryd de Löwe. I jak słusznie zauważył Stanisław Janicki, są to właściwie jedyne pełnowymiarowe postaci w filmie „Krzyżacy”. „Zbyszko jest prostolinijny i rycerski” – pisał o innych bohaterach Janicki – „natomiast Maćko przede wszystkim sprytny i zaradny. Jagiełło to zręczny polityk, zaś książę Mazowiecki kieruje się przeważnie pobudkami emocjonalnymi. Danusia jest liryczna, Jagienka – pełna temperamentu i energii. Wielki mistrz Konrad von Jungingen skłonny jest prowadzić politykę bardziej ugodową […]. Jego następca – Ulrich – prowadzi politykę wojowniczą, bezwzględną i zaborczą. Gotfryd, Rodgier i Lichtenstein – to ludzie podstępni, pierwotni i okrutni, natomiast Sanderus – jako jedyny wśród Niemców – jest dobrotliwy i pomaga tym, którzy doznają krzywd”.
Prapremiera „Krzyżaków” odbyła się w planowanym terminie. Ogólnopolską premierę natomiast zapowiedziano na 1 września. Nie był to oczywiście przypadek, bowiem uroczystości premierowe chciano połączyć z rocznicą napaści Hitlera na Polskę. Początkowo film był wyświetlany w miastach wojewódzkich. Później – stopniowo – zaczął być wprowadzany do mniejszych miasteczek. Przed kinami dochodziło do dantejskich scen. Zderzały się autobusy dowożące widzów z zakładów pracy, ludzie kilka tygodni wcześniej zapisywali się na bilety. „Krzyżacy” na każdym etapie rozpowszechniania bili rekordy frekwencji. Według statystyki, na przykład w Opolu każdy mieszkaniec obejrzał film Forda dwukrotnie. W Katowicach – tylko niemowlęta nie były w kinie. „Krzyżacy” do dziś pozostają zresztą pod względem frekwencji najpopularniejszym filmem polskim. (PŚ)