Turyści na Węgrzech. Dawna turystyka na Węgrzech. Współcześni turyści.
00:00:00:09 | Napis: „TAK SIĘ ROBI TURYSTYKĘ”. W tle samoloty stojące na lotnisku. |
00:00:03:14 | Kobieta jedzie na rowerze. Samochód kempingowy. Motocykliści. |
00:00:08:18 | Zdjęcia archiwalne Budapesztu. Turyści na Węgrzech. Lecący sterowiec. |
00:01:00:21 | Współcześni turyści wypoczywający nad Balatonem. Budynek IBUSZ, wymiana pieniędzy. Foldery turystyczne. |
Ponad 300 milionów dolarów wpływów z turystyki. Pełnej kasy możemy Węgrom tylko pozazdrościć. Tak jak zazdrościmy im wysokiego poziomu obsługi zagranicznych gości. Oni robią to dobrze od 80 lat. Już wtedy, z początkiem wieku, Budapeszt, nie bacząc na to, że nie leży ani w górach, ani nad morzem, wabił cudzoziemców tym, czym mógł. Urokami architektury, balatońskim jeziorem, secesyjnym szpanem uzdrowiska, ognistym czardaszem i tokajem z najlepszych piwnic. Towarzystwo z europejskich sfer chętnie zostawiało funty, franki i marki na brzegach Dunaju, chwaląc węgierską kuchnię i madziarską gościnność. Demokracja niejedno ma imię, z czasem turystyka elitarna ustąpiła miejsca masowej. Co roku wypoczywa na Węgrzech kilka milionów Polaków. Czujemy się u bratanków dobrze, choć ostatnio zniechęcają nas i zaskakują nieprzyjemnymi przepisami utrudniającymi turystyczne wczasowe życie. Czy chodzi o tę właśnie kasę, do której nie wkładamy twardych dewiz? Może, ale przecież i naszej Węgrzy nie zasilają dolarami. Głosujemy jednak za remisem.