Trudna droga boksera Tolka Szczepaniaka po olimpijskie złoto. Przed finałowym meczem nachodzą go wspomnienia. Początki w klubie, kiedy nic nie zapowiadało, że potrafi wzbić się ponad poziom małomiasteczkowego zabijaki. Mistrzostwo Polski, którego świętowanie zakończyło się burdą i wyrokiem skazującym, treningi w celi, i wreszcie szansa dana mu – wbrew atakom prasy – przez trenera i działaczy sportowych. Tolek, reprezentując Polskę na olimpiadzie, zdobywa złoto.
Sportowcy zwiedzają autokarem Rzym. Bokser Tolek Szczepaniak nie czuje się najlepiej w międzynarodowym towarzystwie.
W centrum olimpijskim trwają gorączkowe przygotowania; masażysta rozgrzewa bokserów, trener jest zdenerwowany, bo któryś z zawodników się zgubił. Tolek wyjmuje z torby maskotkę – misia. Przez szybę obserwuje przygotowania kolegów, a w telewizorze ogląda ich na ringu. Nachodzą go wspomnienia, przerywane co jakiś czas przez osoby wchodzące do pokoju.
Zgrupowanie nad polskim morzem. Na plaży masażysta uwodzi dziewczyny. Uwagę Tolka zwraca Danka, której on też wydaje się nie być obojętny. Danka przychodzi obejrzeć jego trening; trener Zgoda instruuje Tolka i wytyka mu błędy.
Tolek rozmawia z Danką w kawiarni przy plaży. Zaczepia ich Walczak, sława boksu, i zaprasza Tolka do klubu. Podczas sparingu z Walczakiem widać, że Tolek jest wyraźnie słabszy. W pewnym momencie Tolek uderza nieprzepisowo, więc Walczak daje mu nauczkę. Danka jest zdezorientowana.
Wieczorem Tolek zasadza się na Walczaka w parku. Chuligańskim zwyczajem nałożył kastet, jednak Walczak go pokonuje. Trener rozdziela walczących. Tolek chce rzucić boks. Użycie kastetu w zasadzie go dyskwalifikuje, ale trener dostrzega w Tolku potencjał i daje mu szansę.
W rodzinnej miejscowości, przy muzyce i alkoholu, Tolek świętuje zdobycie tytułu mistrza Polski. Poobijana twarz boksera wzbudza zainteresowanie Marii. Pijany Tolek opowiada o swoich walkach. Ludzie uwielbiają jego historie – jest tu bohaterem. Jednak kiedy jeden z biesiadujących stara się napełnić jego mistrzowski puchar piwem, Tolek wywołuje burdę, nokautując kogo popadnie.
Tolek w więziennej celi wspomina Dankę. Czas mu się dłuży. Rozpoczyna treningi ze współwięźniami. Z dnia na dzień poprawia formę. Później, po odbyciu wyroku, w rodzinnym miasteczku w ramach przeprosin stawia kolegom kolejkę. Boją się mu odmówić.
Tolek odwiedza trenera Zgodę. Jednak by mógł oficjalnie trenować, najpierw komisja dyscyplinarna musi znieść dyskwalifikację. Trener podejmuje zakulisowe działania – wie, że władze potrzebują sukcesu. Działacze długo rozważają, czy Tolek może reprezentować Polskę na olimpiadzie. W końcu przekonuje ich pokaz sparingowy. Tolek jest szczęśliwy. Być może w osiągnięciu wygranej trochę pomógł mu Walczak.
Prasa wytyka Zgodzie, że wysyła na olimpiadę kryminalistę. Dziennikarz Ryszard nachodzi Tolka przed walką, swoją bezczelnością wyprowadza go z równowagi. Trener stara się załagodzić spór. Działacze się zastanawiają, jak obłaskawić prasę. Sukces Tolka z pewnością by w tym pomógł.
Ostatni masaż. Przed wyjściem na ring Tolek spotyka w toalecie swojego przeciwnika, Rosjanina. Z kurtuazją przepuszczają się w drzwiach. Zawodnicy zakładają rękawice i w światłach kamer wychodzą na ring otoczony przez tłum kibiców. Mecz zaczyna się niemrawo – obaj bokserzy walczą z rezerwą, ale powoli ich walka nabiera tempa. W drugiej rundzie Tolek otrzymuje kilka ciosów i wtedy rusza do ataku jak burza. Tolek powala przeciwnika na deski; ten jednak wstaje i nadal jest groźny. Tolek łamie palec. W trzeciej rundzie Tolek jest o wiele bardziej defensywny. Udaje mu się ponownie wypunktować przeciwnika. Finałowa wymiana ciosów jest wyczerpująca, ale przynosi Tolkowi upragnione zwycięstwo. (JU)
„»Bokser« udał się; obok »Chudy i inni«, jest to jedyny, jak dotąd, przyzwoity polski film w sezonie. Stosuje on z powodzeniem język współczesnego kina. Kamera używa przeważnie zbliżeń, tak że widowisko jest niejako w samych twarzach wykonawców, poza którymi już niewiele więcej widać na ekranie. […] W rezultacie film nie składa się ze »scen« aranżowanych, przygotowanych literacko, trącących teatrem – jak właśnie bywa w kinie z Gregorym Peckiem – lecz z »momentów«, zanotowanych jakoby przypadkowo, chaotycznie, jak leci. Styl ten ma pozór zdawkowości. […] W istocie jednak mamy tu do czynienia z robotą precyzyjną. Wielkie znaczenie ma montaż i rytm: przeciągnięcie obrazu coś znaczy, połączenie dwóch ujęć opowiada więcej, niż pracowita inscenizacja z dekoracją i makijażem, uprawiana w kinie tradycyjnym. […] Jeżeli w ciągu dwóch godzin mamy oglądać, w monumentalnym powiększeniu ekranowym, tę samą twarz – bo do tego sprowadza się kino współczesne, które z uporem opowiada nam historię przeważnie codzienną, jednego wybranego bohatera – to musi on mieć zawartość przeżycia, intensywność wewnętrzną, promieniowanie, które nie zawiedzie wytężonej uwagi widowni. […] W tym względzie, wartościowym nabytkiem okazał się Daniel Olbrychski. […] Jego bokser jest kreacją w nowym stylu. Jest to portret psychologiczny sportowca, ogarniętego obsesją zwycięstwa. Jego zacięte spojrzenie nie opuszcza ekranu: wzrok, który wyraża jedno – wygrać. Sugestii tej ulegamy i to jest tryumf filmu: i my również przestajemy interesować się czymkolwiek poza złotym medalem. […] ale jeśli chodzi o sugestię, o poczucie autentyczności, o udzielającą się wibrację atmosfery dokoła postaci i jej – choćby ubogiego – życia wewnętrznego, »Bokser« jest jednym z najlepszych osiągnięć naszego kina.”
Zygmunt Kałużyński, „Sport a film polski”, „Polityka”, 1967, nr 11
„Jeżeli mamy do czynienia z filmem sportowym, to przecież musimy w nim szukać wydźwięków takich, jak zaangażowanie społeczne sportu, rola wychowawcza sportu i różne podobne sprawy. Myślę, że twórca, który chce zrobić film sportowy, zaczyna niemal od kalkulowania sobie jak najlepiej w schemacie opowiastki filmowej te imponderabilia uwydatnić. Taki porządek rzeczy stał się odruchowo i właściwie już nieświadomie obowiązujący nie tylko twórców, ale i krytyków. […] Jestem ciekawy, co krytyka będzie pisała o »Bokserze«. Być może, iż się mylę i film ten zostanie oceniony właściwie, nie nastręczy naszym krytykom trudności. Co do mnie – sprawa wydała mi się nadzwyczaj prosta i jasna, kiedy zdałem sobie sprawę, że »Boksera« nie należy oceniać jako film o sporcie. Dziedzina wykorzystał po prostu tematykę sportową dla zrobienia filmu. […] Wybrał temat niewątpliwie efektowniejszy, tym lepiej. Istotne jest, że pokazał człowieka, który oczekuje na decydującą w swoim życiu walkę, a oczekując, przypomina sobie wszystko, co do tego decydującego momentu doprowadziło go. Retrospekcja, częstokroć w filmach sztuczna, będąca jedynie scenariuszowym ułatwieniem, tu wypada jak najbardziej naturalnie. Więcej. Jest formalnie konieczna. […] Zwolennicy tego filmu ostrzegali mnie, że będę musiał przetrzymać nużące trochę, pozbawione akcji początkowe sekwencje. Nie zgadzam się z nimi. Te sekwencje nie są ani trochę nudne i stanowią organiczną całość filmu. Wprowadzają od razu ten duszny, niezwykły i choć zawsze taki sam, nigdy niepowtarzalny, nastrój: nastrój hali sportowej i tych, którzy staną się jej bohaterami, nastrój przed wielkim spotkaniem. […] Ponieważ od razu zastrzegłem się, że nie piszę recenzji, nie czuję się zobowiązany do oceny aktorskiej filmu. Na pewno zupełnie normalnym zdaniem jest fakt, że Tadeusz Kalinowski jest równie świetny, jak we wszystkich innych swoich filmach. Rzeczą niezwykłą jest fakt, że Leszek Drogosz równie dobrze daje sobie radę z trudami sztuki aktorskiej, jak Daniel Olbrychski z trudami sztuki pięściarskiej. Wiem, że pojawił się ktoś w naszej sztuce bardzo ważny. Pojawił się chłopak obdarzony absolutnym słuchem filmowym. Nie umiem napisać o nim tak, jakbym chciał, bo nie znalazłem jeszcze właściwych słów dla wzruszeń, których dostarcza mi ten chłopak u progu swojej kariery. I myślę, że trzeba się o niego troszczyć, może lękać.”
Stanisław Dygat, „Pojawił się ktoś ważny”, „Ekran”, 1967, nr 13
„Wcześniej oglądaliśmy owoce naiwnego zdziwienia w rodzaju »Zawsze w niedzielę« – reżyser zobaczył sportowca i do dziś nie może powstrzymać się od śmiechu, albo »Ściany czarownic« – autorzy zobaczyli ludzi jako tako jeżdżących na nartach i do dziś nie mogą wyjść z podziwu. […] W »Bokserze«, jak powiedziałem, jest inaczej. Rekwizyty są egzotyczne – olimpiada w kraju tropikalnym, pisuar otwierany za pośrednictwem fotokomórki – natomiast konflikt jest nasz, krajowy. Zawodnik tęgo popija, demoluje knajpę trzeciej kategorii, jednak w obliczu palących potrzeb medalowych w przededniu olimpiady zostaje zrehabilitowany i w końcu staje na podium. Zupełnie jak w życiu. Świat sportu odarto w tym filmie z kostiumu, w który przybrał go, już blisko 100 lat temu, Coubertin, odgrzebując ideę antycznych igrzysk olimpijskich. […] Po pierwsze: stał się elementem przemysłu rozrywkowego i poddany został prawom wszystkich mechanizmów działających przy organizacji masowych widowisk. Po drugie: od kiedy odkryto skuteczność propagandową sportu, uczyniono z niego narzędzie oddziaływania prestiżowo-politycznego. […] Właśnie o to mają do filmu pretensje ludzie blisko sportu stojący. Pretensja ta jest następująca: że fałszuje prawdę, że daje odstręczający obraz stosunków rządzących w świecie wyczynu. Jest to moim zdaniem nieprawda. […] To nie Dziedzina, do spółki z Tomaszewskim i Suszką, pogrąża sport w oczach nie wtajemniczonej publiczności. Sport padł ofiarą mechanizmów społecznych, o których mówiliśmy wcześniej. Po drugie, i to rozstrzyga o wartości filmu, demaskacja dokonana przez autorów nie jest tak straszliwie kompromitująca, jakby się wydawało. […] Ukazano bowiem – udało się to zresztą wcześniej Ichikawie w jego filmie »Olimpiada w Tokio« – że najbardziej delikatną, ale najważniejszą częścią przemysłowo-handlowej maszynerii wyczynowego sportu jest pojedynczy zawodnik, czyli człowiek. Jego instynkt walki napędza cały mechanizm.”
Maciej Wierzyński, „Samotność boksera”, „Kultura”, 1967, nr 13
„Męski pojedynek dwóch pięściarzy, ich zręczność, zmysł błyskawicznej orientacji, a jednocześnie dżentelmeńska postawa – to na pewno te walory boksu, które zasługują na szeroką popularyzację. Ale boks to również jedna z niewielu dziedzin sportu, w której wyzwalają się i dochodzą do głosu niskie instynkty, gdzie często wyżej ceni się brutalność, bezpardonowość i siłę ciosu niż elegancką, finezyjną szermierkę na pięści. Pokaz boksu w takim wydaniu – oglądany nierzadko np. w filmach amerykańskich – budzi odrazę i niewiele ma wspólnego z rzetelną popularyzacją sportowych idei. […] Reprezentant Polski w kolarstwie, piłce nożnej czy boksie to jeden z najbardziej popularnych bohaterów naszej współczesności, to dla wielu niedościgniony przykład hartu, poświęcenia, odwagi, ale i wzorzec postawy moralnej, społecznej. Wystarczy choćby cytat z biografii Daniela Olbrychskiego, który doszedł do dużej i tak pomocnej w zawodzie aktorskim sprawności fizycznej właśnie poprzez… marzenia o wielkiej karierze zawodniczej. […] Jest to tzw. film z kluczem – i każdy jako tako obeznany kibic wie od pierwszych niemal kadrów, że za kanwę posłużyła tu kariera Mariana Kasprzyka, historia jego wieloletniej rywalizacji z Leszkiem Drogoszem (który notabene gra w filmie samego siebie), ukoronowana zdobyciem złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. […] Film roztrząsa uniwersalny problem moralny, aktualny nie tylko w świecie sportowym. Czy człowiek, który popadł w konflikt z prawem, z obowiązującymi normami współżycia społecznego – ma prawo do rehabilitacji? […] Film wykazuje, że może, że ma prawo – i czerpie tę pewność z rzeczywistości, z owego autentycznego wydarzenia. W tym jego siła, ale chyba i słabość – sprawa była bowiem swego czasu bardzo głośna i szeroko dyskutowana. […] Reżyser Julian Dziedzina odniósł sukces – dlatego, że zdecydował się na zastosowanie artystycznego skrótu, symbolu, wyrazistego kontrapunktu, że starał się ukazać cały dramat w płaszczyźnie beznamiętnej refleksji psychologicznej, unikając natrętnego dydaktyzmu i zbędnego moralizatorstwa. Jest to nareszcie jeden z niewielu oglądanych ostatnio filmów polskich, gdzie zasadnicze treści przekazywane są za pomocą obrazu, słowo zaś zostaje na ogół ograniczone do swych niezbędnych funkcji. Do koncepcji reżysera dostroiła się nowoczesna, sugestywna fotografia Mikołaja Sprudina. […] Mamy więc problem i atrakcyjną realizację – temu trzeba przyklasnąć.”
Jerzy Peltz, „Życie i ring”, „Film”, 1967, nr 13
„O ile »Ściana czarownic« była złym filmem bez większych ambicji, o tyle »Bokser« jest złym filmem z ambicjami. Ale prasa film chwali, ganiąc jedynie ambicje. Scenariusz Bohdana Tomaszewskiego i Jerzego Suszki został – jak wiadomo – oparty na autentycznym wydarzeniu. Opowiada o błyskawicznej karierze młodego zawodnika, o jego »zawrocie głowy od sukcesów«, o dyskwalifikacji, wreszcie o przywróceniu go do łask w związku z olimpiadą, gdzie ma bronić barw polskich. […] Ilustracyjność zarzucam »Bokserowi«, jak większości produktów naszej kinematografii dzisiejszej. Wróćmy do »Ściany czarownic«. Nie wygląda na przypadek, że filmy Dziedziny i Komorowskiego są do siebie podobne. To właśnie prawo ilustracyjności. Zróbmy film o narciarzach: treningi, zjazdy, zawody. I wprowadźmy konflikt: główny bohater, sportowiec, zacznie chuliganić. Identycznie ułożyło się w »Bokserze«. […] Inną płaszczyzną, na której oba dzieła się spotykają, i na której spotyka się znów większość polskich filmów, jest snobizm. [...] W tej płaszczyźnie jednak Dziedzina pobił Komorowskiego. Obawiam się, że pobił wszelkie rekordy. […] Od początku zostajemy wprowadzeni w nierealny i wbrew chyba zamierzeniom autorów, groteskowy świat ultranowoczesnych urządzeń, łącznie z radarowymi drzwiami prowadzącymi bodaj do ubikacji. […] Po ilustracyjności i snobizmie dochodzimy do sprawy nie mniej charakterystycznej dla bieżącej produkcji – do tak zwanej nowoczesnej narracji. W »Bokserze« polega ona na tym, że najważniejsze rzeczy zostały pokazane w formie retrospekcji. […] I nagle, jak znów w tylu naszych filmach, kiedy już wydaje się, że wszystko stracone, przychodzi pod koniec pewne ożywienie. W »Bokserze« jest nim, zrobiona pod dokument, finałowa walka olimpijska naszego bohatera. Mają rację recenzenci, że z technicznego punktu widzenia jest to jedna z najlepszych walk, jakie zostały zainscenizowane na ekranie. […] Trzeba już wyjątkowej nieudolności, żeby zepsuć to, co jest życiem niezależnym od twórcy, czyli życiem materialnym przed kamerą. Dziedzina w tym miejscu nie zepsuł. Ale zepsuł w innym. Nie dokończył walki, przerywając ją stop-klatką. To nie była złośliwość wobec widza. To była znów »twórczość«. Do wszystkich grzechów polskiego filmu dołącza się bowiem jeszcze jeden: wyjątkowa pewność siebie naszych filmowców.”
Aleksander Jackiewicz, „Źle o »Bokserze«”, „Życie Literackie”, 1967, nr 14
„Stanisław Grzelecki, krytyk filmowy: Konkludując – mnie ten film bardzo się podoba ze względów przede wszystkim formalnych. Uważam, że jest naprawdę dobrze zrealizowany. Jestem pełen uznania dla reżysera Dziedziny, który przyjemnie nas wszystkich zaskoczył. Dalej, jest to film bardzo interesujący, jako poważna próba analizy bardzo istotnego społecznego problemu od strony moralnej i psychologicznej. A że ten film prowadzi do wniosków negatywnych, że utwierdza tych, którzy mają wątpliwości, to może i dobrze. […] Jerzy Zmarzlik, zastępca redaktora naczelnego »Przeglądu Sportowego«: Czyżbyśmy mieli do czynienia z filmem demaskatorskim? Sądzę, że tak. Ten film, bardzo dobry pod względem reżyserskim, mający wspaniałe partie sportowe, jeszcze raz zdemaskował prawdę, że nie umiemy robić filmów sportowych, z których byłaby jakaś pociecha, które by mówiły, a nawet krzyczały, że ruch sportowy to bardzo pożyteczna dziedzina życia. Wszystkie dotychczas wyprodukowane filmy nie mówią prawdy o sporcie albo przedstawiają część prawdy, część wyrwaną z całości, z klimatu i dlatego dezorientują opinię publiczną. […] Andrzej Lewandowski, dziennikarz sportowy: W ostatnim okresie mieliśmy film sportowy »Jutro Meksyk«, zrobił on na mnie bardzo przygnębiające wrażenie. […] Rozmawiałem długo z nieżyjącym dziś Cybulskim, który kreował w tym filmie rolę trenera. Cybulski znał sport ze swoich własnych doświadczeń (był członkiem AZS). Powiedział mi, że według niego największym błędem twórców filmowych i literackich jest traktowanie zawodnika jak worka mięśni, do którego wrzuca się problem wyników i to właśnie dehumanizuje sport. Wydaje mi się, że porównanie filmów »Jutro Meksyk« i »Bokser« wykazuje spory postęp w przedstawieniu sportu. Tutaj ta dehumanizacja nie jest tak daleko posunięta. Film odsłania elementy przeżyć zawodnika, choć są to przeżycia dość ograniczone. […] Maria Maleszewska-Kwaśniewska, Polski Komitet Olimpijski: Nie muszę powtarzać pochwał za realizację i wykonawstwo tego filmu. Główny bohater gra rzeczywiście świetnie. Ale z pojęć pedagogicznych czy psychologicznych w sprawach typowo wychowawczych sportu powstał w tym filmie chaos. Skrzywia on obraz wartości sportu; zastanawiam się, jak odbierze taki film młodzież? Na pewno negatywnie. Nie dotrze do niej ten olbrzymi wysiłek wychowawczy, który na co dzień podejmują setki działaczy sportu. Moim zdaniem »Boksera« nie powinno się pokazywać młodzieży poniżej lat 16. […] Emilia Kępińska, dyrektor pedagogiczny Studium Nauczycielskiego: Normalni ludzie, nie wtajemniczeni w kulisy sportu, powitają ten film z dużym uznaniem. Jest to film bardzo interesujący; wbrew temu, co słyszałam, nie odcięłabym go od młodzieży. Mówię to właśnie jako pedagog. Najważniejszym czynnikiem jest tu sympatyczny i porywający bohater. Gdyby był odrażający, to pogłębiłby negatywne widzenie boksu. Ale sympatia widza jest po stronie tego młodego chłopca. Co go charakteryzuje? Szlachetny upór. Nawet w więzieniu nieustannie ćwiczy i nieustannie myśli o walce. Czy myśli o medalu? Nie. Marzy o boksie, bo go porywa walka. Chce po prostu występować na ringu. […] Zbigniew Klaczyński, redaktor: Trudno się zgodzić z tezą, że w filmie nie pokazano moralnego wpływu otoczenia. Jest w nim przecież postać trenera, który ryzykuje pozycję zawodową stawiając na chłopca. Jest bardzo piękna postać, którą gra Drogosz. Są to sprawy ładnie i cienko zarysowane: kiedy np. bohater rzuca Drogoszowi tylko jedno słowo: dziękuję – rozumiemy, że docenił postawę przeciwnika. Prawda, że postać chłopca zamyka się znakiem zapytania: film przedstawia pewien etap jego moralnej i sportowej edukacji. Etap nie zamknięty. Ale odnoszę wrażenie, że gdyby autorzy uwzględnili te postulaty – powstałaby może jakaś płaska i instruktażowa czytanka. Ale nie byłoby filmu, o którym z takim zaangażowaniem wszyscy dyskutowali.”
„Przed premierą. Bokser. O filmie »Bokser« mówią…”, „Kino”, 1967, nr 5
W filmie występuje Leszek Drogosz, zwany „czarodziejem ringu”, mistrz polski, mistrz europejski i brązowy medalista olimpijski w boksie.
Inspiracją dla twórców filmu i wzorem postaci Tolka Szczepaniaka był Marian Kasprzyk, mistrz olimpijski w boksie.
Na zdjęciu: Daniel Olbrychski
Na zdjęciu: Małgorzata Włodarska