Górnicy w kopalni. Wydobycie węgla. Górnik awansowany na dyrektora kopalni. Zakłady włókiennicze. Robotnicy awansowani na kierownicze stanowiska.
00:00:00:00 | Czołówka: "POLSKA KRONIKA FILMOWA 8/49". |
00:00:18:22 | Napis: "Na nowych STANOWISKACH". |
00:00:22:13 | Górnicy podczas pracy. Wydobycie węgla. |
00:01:05:18 | Dyrektor kopalni w swym gabinecie. |
00:01:22:01 | Górnik otrzymuje Złoty Krzyż Zasługi. |
00:01:36:06 | Hala zakładu włókienniczego. |
00:02:19:12 | Wykres liniowy przedstawiający poziom produkcji fabryki na przestrzeni ostatnich lat. |
Było to w listopadzie 1948 roku. Górnik z kopalni "Makoszowy", Czesław Zieliński pobił wszystkie ustalone dotąd rekordy wydobycia węgla osiągając 720% normy. Osiągnięcie Zielińskiego nie było przypadkiem, lecz rezultatem zorganizowanego, spotęgowanego entuzjazmem, wysiłku. Dziś tysiące górników bierze udział we współzawodnictwie pracy, posługując się metodami opracowanymi przez Pstrowskiego, Zielińskiego, Cyronia i innych. sam Zieliński jest dziś wicedyrektorem kopalni "Wieczorek" w Janowie. Zajmuje się właśnie sprawą budowy nowych chodników na kopalni będącej pod jego kierownictwem. Za zasługi i udział we współzawodnictwie pracy został on odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Takich ludzi jak Zieliński mamy w Polsce coraz więcej. W samym tylko przemyśle węglowym awansowano ostatnio 7 tysięcy górników. W przemyśle włókienniczym wysunięto na kierownicze stanowiska 3 tysiące robotników, w tej liczbie wiele kobiet. Maria Gołębiakowa, naczelny dyrektor PZPBiW w Łodzi jeszcze niedawno stała przy warsztacie tkackim. Kiedy miała 16 lat zaczęła pracować w wielkiej fabryce Szajblera. Wtedy inni ludzie byli dyrektorami i Gołębiakowa nie mogła nawet marzyć o objęciu kierowniczego stanowiska. Dyrektor Szymański także był robotnikiem. Dziś zajmuje jedno z czołowych stanowisk w naszym przemyśle włókienniczym. Bronisław Radzikowski to także były robotnik, dzięki wykazywanym zdolnościom i pracy został wysunięty jest na dyrektora PZPB nr. 3.
„Nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera” – mówiło popularne niegdyś przysłowie, dobrze również pasujące do sytuacji awansu górnika dołowego na stanowisko dyrektora kopalni. Ta wzorcowa według kroniki sytuacja była tak naprawdę utrapieniem powojennego przemysłu, które polegało na braku wykwalifikowanych kadr. Nieprzestrzeganie technologicznych norm, na co przedwojenni fachowcy niejednokrotnie nie chcieli się zgodzić, sprawiało, że na kierownicze stanowiska trafiali ludzie z tzw. awansu społecznego, w którym głównym kryterium była dyspozycyjność wobec władzy. Taka praktyka utrzymywała się przez kolejne PRL-owskie dekady i co jakiś czas powracała jako temat kroniki. W latach 1945-49 na stanowiska kierownicze w przemyśle oraz strukturach administracyjnych i partyjnych awansowało ok. 17 tysięcy robotników. W następnych latach liczba ta kilkakrotnie wzrosła. (MKC)