Komedianty

Komedianty
Loading the player ...
Polska
1961
Reżyseria: Maria Kaniewska
Zdjęcia: Adolf Forbert
opis filmu
O filmie

Koniec XIX wieku, tereny Galicji. W trupie objazdowego teatru pracuje młoda i utalentowana Dziunia, początkujący aktor Janek oraz nieposiadający talentu scenicznego Hipolit – syn adwokata. Artyści rywalizują zarówno ze sobą, jak i z innymi zespołami teatralnymi. Romansują i kochają bez wzajemności. Tylko Dziunia ma szansę na sukces.

Pierwowzór literacki: Ignacy Maciejowski, U progu sztuki
Czas akcji: koniec XIX wieku
Miejsce akcji: Bochnia, Kraków, Nowy Sącz, Rzeszów
Kierownik produkcji: Stanisław Daniel
Prawa: Studio Filmowe KADR
System koloru: czarno-biały
Język: pl
Obsada
Ewa Radzikowska (Dziunia Jagielska), Henryk Boukołowski (Janek Nowiński), Leonard Pietraszak (Hipolit Gronczewski), Barbara Rachwalska (matka Dziuni), Wiesława Kwaśniewska (Ludka), JÓZEF KONDRAT (Werner), JADWIGA ANDRZEJEWSKA (garderobiana Papuzia), Krzysztof Chamiec (hrabia Alfred Łaski), Czesław Kalinowski (Hipolit Gronczewski, ojciec), STANISŁAW ŁAPIŃSKI (ksiądz), Bohdana Majda (krawcowa), Andrzej May (poeta Edward), Stanisław Milski (sufler), Marian Nowicki (dyrektor Gąsowski), Hanna Skarżanka (żona dyrektora Gąsowskiego), Roman Sykała (Szczerbiec)
zwiń zakładkę
treść

XIX-wieczna Bochnia. Do miasta przybywa Janek, młody członek wędrownej trupy teatralnej. Dzięki wrodzonemu sprytowi udaje mu się przetransportować cały ekwipunek grupy. Na miejscu spotyka swoich towarzyszy. Rozpoczynają się przygotowania do wystawienia „Zbójców”.
W zespole prym wiedzie Hipolit. Mężczyzna pochodzi z bogatej rodziny, ale decydując się na zawód aktora, stracił możliwość korzystania z rodzinnego majątku. Marzy, by stać się prawdziwym artystą, ale na razie główne role zawdzięcza nie talentowi, lecz flirtowi z żoną dyrektora teatru. W przystojnego amanta zapatrzona jest młoda aktorka Dziunia. Matka aktorki przestrzega dziewczynę: romans z Hipolitem nie przyniesie nic dobrego.
Spektakl wzbudza zainteresowanie bocheńskiej elity. Artyści zostają zaproszeni na elegancką kolację. Niecodziennie trafia się im okazja do darmowego posiłku, zatem chętnie się zgadzają. Zaproszenie nie jest jednak bezinteresowne. Oficerowie postanowili zakpić z komediantów i kiedy nagle gaśnie światło, zaczynają napastować aktorki. Cały incydent kończy się bójką i zatargiem z lokalną żandarmerią.
Kolejne spektakle przynoszą nikłe wpływy. Grupa postanawia zmienić repertuar. Zamierzają wystawić „Hamleta”. Dziunia i Janek marzą o dużych rolach. Reżyser podgląda ich próbę, po czym obsadza chłopaka w roli Grabarza, a Dziunię w roli Ofelii. Taka obsada nie odpowiada dyrektorowej, to ona pragnęła zagrać Ofelię. Konflikt psuje relacje w zespole, sztuka okazuje się fiaskiem. Dziunia ucieka z Hipolitem. Trupa się rozpada.
Jagielska nie może zaakceptować związku córki z Hipolitem. W Rzeszowie wraz z Jankiem i Wernerem organizuje przedstawienie. Dziunia i Hipolit otrzymują główne role. Spektakl zawdzięcza sukces wielkiemu talentowi dziewczyny. Zakochana aktorka przypisuje jednak wszystkie zasługi Hipolitowi. Mężczyzna jest rozgoryczony i zazdrosny, wkrótce porzuca Dziunię.
Nowy Sącz. Jagielska ma dość aktorskiego życia. Pragnie w końcu się ustatkować i otworzyć własną restaurację. Dla jej córki liczy się tylko teatr. Problemem Dziuni jest brak miejsca, w którym mogłaby zaprezentować się szerokiej publiczności. Dyrektor nowosądeckiego teatru nie zgadza się na gościnne występy. Ponadto, chcąc zaszkodzić obu damom, wysyła zbirów, którzy usiłują zrujnować interes Jagielskiej. Jednak do młodej aktorki uśmiecha się szczęście. Znany poeta chce, aby deklamowała jego wiersze. Występy Dziuni robią furorę. Dyrektor w końcu udostępnia jej salę teatralną. Kariera Dziuni rozkwita.
Dziunia przyjeżdża do Krakowa na przymiarki kostiumów. W kawiarni wpada w oko pewnemu szlachcicowi. Hrabia stara się uwieść piękną aktorkę i zaprasza ją do teatru na „Damę Kameliową”. Gdy jego umizgi nie przynoszą spodziewanych rezultatów, arystokrata wyśmiewa umiejętności aktorskie Dziuni.
Nowy Sącz. Aktorka występuje w „Adriannie”. Do miasta przybywają obaj zalotnicy Dziuni. Hipolit zwierza się Jagielskiej, iż ma zamiar ożenić się z jej córką. Matka chętnie widziałaby dziewczynę u boku zamożnego adwokata. Rozmawia o tym z córką, jednak Dziunia unosi się dumą i odrzuca obu kandydatów. Jej jedyną miłością jest sztuka.
Janek, reżyser Werner i poeta układają nowy repertuar. Literat jest rozczarowany, gdyż jego sztuka nie znajdzie się na afiszu. Tymczasem poniżeni konkurenci sugerują dyrektorowi teatru, że Dziunia może zapragnąć podkupić jego aktorów. Finansista zleca sabotaż przedstawienia. Pani Jagielska szuka pomocy u poety, ale ten traci zainteresowanie losami artystki.
Dziunia traci reputację dobrej aktorki. Werner ma dość ciągłych zmagań. Kolejna osoba opuszcza trupę. Janek i Dziunia nie poddają się. Ruszają w dalszą drogę. (MP)

zwiń zakładkę
głosy prasy

„Przez cały czas wmawia się nam, że bohaterka tego filmu jest fenomenalną, zapoznaną aktorką, którą czeka jeszcze wielka przyszłość, niestety jednak na ekranie oglądamy prawie bez przerwy p. Radzikowską. Oglądamy ją nie tylko w momentach, kiedy ze sceny prezentuje swoją sztukę, ale również w życiu prywatnym, w codziennych perypetiach, w komplikacjach romansowych i innych. I niestety, w wyniku tych oględzin, mamy prawie pewność, że sceptyczny i ohydny lowelas, który odmawia jej talentu i powiada, że jest ona prowincjuszką bez cienia umiejętności warsztatowych, stanowi jedyną trzeźwo myślącą postać tego dramatu. Ogromnie trudno jest zrobić film o wielkiej aktorce bez wielkiej aktorki. Podobnie niewykonalne wydaje się zrobienie filmu o teatrze bez odpowiedniej konwencji. Akcja »Komediantów« rozgrywa się przed I wojną światową, w końcu XIX wieku. Jest to epoka niby niedaleka, ale przecież taka, na którą nie potrafimy już patrzeć jako na coś naturalnego, zwykłego, której nie umiemy oglądać bez cudzysłowu. Rekonstruowanie jej wprost, na zasadzie realistycznej, zawsze niestety zatrąca falsyfikatem”.

K.T. Toeplitz, „Komedianty”, „Świat”, 1962, nr 8.


„Narracja powolna, ale sprawna, niedramatyczna i nie angażująca widza, ale w jakiejś mierze zaciekawiająca go. Opowieść nie moralizująca wprost, ale poprzez zdarzenia, a właściwie poprzez cały ciąg zdarzeń. Opowieść prosta, ale i wiarygodna, jak relacja dokumentalna. Dokumentalizm zresztą jest podstawowym walorem filmu. Dzięki przyjęciu i konsekwentnemu stosowaniu dokumentalnej formuły narracji i inscenizacji, Kaniewska mogła uniknąć kompletnego fiaska i tych niebezpieczeństw, które stwarzało uznanie pierwowzoru literackiego za nośny i dziś dramat obyczajowy. Dzięki dokumentalnej formule filmu widz nie musi traktować go serio, ale z przymrużeniem oka, jak zwykło traktować się stare zapiski kronikarskie, pokryte patyną czasu i bardzo niedoskonałe, ale posiadające cechy niekłamanego świadectwa minionych czasów”.

Kazimierz Kochański, „Komedianty”, „Tygodnik Kulturalny”, 1962, nr 7.


„Nie sądzę, żeby ten film został ciepło przyjęty przez naszą krytykę. Jestem natomiast prawie pewien, że bardzo ciepło zostanie przyjęty przez publiczność. Bo trudno się spodziewać, żeby chwalcom »Zaduszek« podobała się jego prostota, bezpretensjonalność i ujmująca rzetelność w filmowym opowiedzeniu historii, słusznie uznanej przez reżysera i scenarzystę za dość wyrazistą, by można było zrezygnować z osobistych »wypowiedzi« na jej tle, z doczepiania do niej »akcentów« i »wydźwięków«, nie mówiąc już o nagminnie straszących w naszej kinematografii udziwnieniach. […] »Komedianty« nie wzbudzą zapewne wielkich dyskusji, nie pojadą też chyba na wielkie światowe festiwale. Czy zresztą jurorzy w Cannes, w Wenecji lub w San Sebastian umieliby dostrzec poezję, zagubioną na szlaku między dziewiętnastowiecznym Rzeszowem a Starym Sączem? Czy ulegliby urokowi, otaczającemu przedstawienia, dawane w przygodnych salkach przez wygłodniałych członków takiego czy innego »towarzystwa«? Czy przemówiłaby do nich jedyna w swoim rodzaju atmosfera amatorskiego »wieczorku artystycznego« z tamtych czasów, wieczorku z udziałem nieodzownego »chóru Sokołów«? Ach, ten chór Sokołów! Już choćby dla zobaczenia tej jednej sceny warto pójść na »Komediantów«”.

Juliusz Kydryński, „Komedianty”, „Życie Literackie”, 1962, nr 7.


„Reżyser Maria Kaniewska, przy pomocy A. Ścibor-Rylskiego, złapała się za jeden z takich »rzewnych« tematów – wędrowny teatr z końca przeszłego wieku, owa ruchoma, na wpół cygańska trupa, początki kariery wielkiej artystki tamtych czasów. Jeśli przyjąć, iż autorzy wzięli się za ten temat ze względu na jego nieustające oddziaływanie na wyobraźnię zwykłego widza – ukazywanie »tajemnicy« teatru, spojrzenie za kulisy, poznawanie sztuki »od kuchni« – to znaczy, że chwycili się jednego z tradycyjnych już samograjów (ot, coś jak temat »ludzi cyrku«). Jeśli zaś chcieli dać kawał prawdy obyczajowej i historycznej o epoce – to tego jest w filmie »Komedianty« raczej niewiele. Myślę, że dość płytka i mizerna artystycznie książka Sewera-Maciejewskiego »U progu sztuki«, stanowiąca podstawę filmu, nie mogła dać zbyt wiele interesującego materiału ani na fabułę, ani na problemy, ani na postaci, a jej zawartość obserwacyjno-rodzajowa nie wykracza również poza znane schematy i banały”.

Andrzej Braun, „Komedianty”, „Zwierciadło”, 1962 nr 8.


„Twórcy »Komediantów« założyli sobie, że jeśli przenieść na ekran melodramatyczno-satyryczną powieść Sewera-Maciejewskiego sprzed 80 lat, to zachowa ona cały swój melodramatyzm i satyryczne ostrze w stanie nietkniętym. A upływ czasu wpłynie na to tylko, że zabarwi się ona dodatkowo wdziękiem z myszką tej galicyjskiej belle époque. […] śmiech zamierzony niegdyś przez poczciwego Sewera dziś ulotnił się z jego tekstu kompletnie. Kogo z nas rozpłomieni satyra na chór »sokołów« albo na huzarów w gabinetach, popijających szampitra z szansonistkami? […] Na dobrą sprawę były dwa wyjścia, skoro się już wzięto do tej staromodnej literatury. Zrobić […] zabawną kpinę z cesarsko-królewskich łyków, hrabiów i wielbicieli sztuki. Albo zrobić drapieżny dramat o goryczach zawodu aktorskiego […]. Oba te rozwiązania wyparło rozwiązanie trzecie: zaangażowanie »konsultanta historycznego od spraw teatru« i dążenie reżysera do – jak czytamy ‒ »wiernego obrazu epoki« […]. Mimo bohaterskich wysiłków Barbary Rachwalskiej i Józefa Kondrata, by wlać w tę rzewną historię nieco prawdy i trochę nas zabawić – uczestniczymy w rezultacie w czymś w rodzaju części artystycznej u cioci w Nowym Sączu. Przyjemne to zapewne dla cioci, ale osobom postronnym podglądać przez niedociągniętą firankę – nie radzimy”.

Jerzy Płażewski, „U cioci”, „Przegląd Kulturalny”, 1962 nr 9.

zwiń zakładkę
ciekawostki
  • W głównej bohaterce pierwowzoru literackiego dopatrywano się odniesień do biografii Heleny Modrzejewskiej.

zwiń zakładkę
plakaty i fotosy
zwiń zakładkę
zwiń zakładkę