Oleńka w micie uwięziona

Oleńka w micie uwięziona

Zarówno w historii przygodowo-awanturniczej, jak i w pokrzepiającej opowieści o wspaniałości narodu polskiego – a w obydwu tych kategoriach „Potop” można odczytywać –  miejsca dla kobiet jest niewiele. W wersji filmowej, okrojonej z wielu wątków literackich, zabrakło barwnej Anusi Borzobohatej-Krasieńskiej, na ekranie pojawiają się jedynie w krótkich scenach ciotka Kulwiecówna, dziewczęta czeladne – „sikorki”, siostry Paculanki oraz naturalnie Oleńka Billewiczówna – omdlewająca w ramionach Kmicica, ale jednak wierniejsza ojczyźnie niż miłości. Ta filmowa Oleńka to po części szlachcianka polska z XVII wieku, po części wcielenie mitu kobiety z okresu popowstaniowego, a po części dziewczyna Anno Domini 1974. Na jej obraz nakładają się także konwencje literackie i filmowe.

 

Osiemnastoletnia szlachcianka z zubożałej rodziny, mieszkająca na peryferiach Rzeczypospolitej w okresie wojen szwedzkich, raczej niepiśmienna i raczej bez wykształcenia[1]– u Sienkiewicza zyskała wyjątkową urodę, dumę i rozwagę, a przede wszystkim niewzruszony system wartości, na którego najwyższym miejscu sytuuje się wrażliwość na ludzką krzywdę oraz patriotyzm. Oleńka dzieli świadomość tożsamości narodowej z pozostałymi pozytywnymi bohaterami „Potopu”, mimo że w realiach siedemnastowiecznych istnienie takiej świadomości jest przez historyków poddawane w wątpliwość[2]. W tym przypadku Sienkiewicz nałożył na tamte czasy kontekst wieku XIX, ponadto uwzględnił rosnącą po nieudanych powstaniach rolę kobiet. To wówczas narodził się mit Matki Polki, zgodnie z którym oddanie sprawie narodowej stało się niemal drugą naturą polskich szlachcianek, zarówno panien, jak i mężatek. Dlatego też Oleńka jest nie tylko nosicielką uczuć patriotycznych, wzmacnianych wiarą katolicką, lecz także wystrzega się wszelkich rozterek i wątpliwości co do skomplikowanej sytuacji, w jakiej znalazła się Rzeczpospolita w roku 1655.

 

W ówczesnych realiach historycznych podstawowym obszarem działania dla panny patriotki był wybór właściwego męża. W przypadku Oleńki wybór ten zostaje mocno zawężony przez testament dziadka, w którym dziewczyna stała się przedmiotem spadku: może albo poślubić chorążego orszańskiego Andrzeja Kmicica, albo spędzić życie w klasztorze. Na szczęście osieroconą Oleńką opiekuje się szlachta laudańska; gdyby nie ona, kawaler mógłby odebrać swój legat i wyprawić wesele choćby i tego samego dnia, kierowany impulsem miłości od pierwszego wejrzenia. Gwarantem wolności osobistej i seksualnej Oleńki są naturalnie także męski honor i rycerskość wobec dam – bywają one jednak zbyt często jedynie frazesem. Tymczasem wolność ta jest kluczowa. Można domniemywać, że gdyby do pohańbienia bohaterki doszło, zawaliłaby się cała misternie budowana fabuła „Potopu”. Postać Oleńki jest bowiem niezwykle istotna ze względów konstrukcyjnych, a w wersji filmowej, skoncentrowanej na historii Kmicica, widać to jeszcze wyraźniej. To przecież motywacja romansowa popycha bohatera do kolejnych działań, a chęć zyskania aprobaty dziewczyny sprawia, że z zabijaki i utracjusza staje się on człowiekiem odpowiedzialnym i myślącym. „Zacnymi uczynkami na nią zasłużę” – obiecuje Kmicic i swojej obietnicy dotrzymuje. Oleńka jest wzorem cnót i kierunkowskazem moralnym, ponadto funkcjonuje  analogicznie jak romantyczna powstaniowa narzeczona:  jako nagroda i ukojenie, w tym przypadku dla wojownika, który ze złej drogi nareszcie wkroczył na dobrą. Jej postawa jest niewzruszona, bohaterka godzi się nawet ze śmiercią ukochanego, skoro ma być ona karą za zdradę ojczyzny. Cóż z tego, że od początku do końca jej zachowanie pozostaje przewidywalne; gdyby nie dziewczyna, kto wie, jak potoczyłyby się losy Kmicica, a wraz z nim całej Rzeczypospolitej! Podobnie jak orszański chorąży dzięki konwencji baśni wychodzi cało z kolejnych nieprawdopodobnych opresji, podobnie i cnota Oleńki pozostaje nienaruszona: Kmicic choć porywa pannę, to jednak szanuje jej niewinność, zaś książę Bogusław dzięki interwencji ciotki Kulwiecówny, nie jest w stanie wcielić w życie swych niecnych planów –  zarówno napaści na dziewczynę, jak i zaaranżowania fałszywego małżeństwa.

 

Nie wszystkie kobiety mają tyle szczęścia, co Oleńka. Gdy w Rzeczypospolitej szaleje wojna, niewiasty w zaciszu gospodarstw przędą, śpiewają i odmawiają modlitwy. Ich zachowanie stanowi o ciągłości kultury, to one są wyznacznikiem zwykłego codziennego trwania. Niespokojne czasy dają jednak o sobie znać. Oto kompani Kmicica powróciwszy z wojenki „zabawiają się z sikorkami”. Lekko brzmiące sformułowanie najprawdopodobniej oznacza gwałty dokonywane na dziewczętach ze służby. Ten element ówczesnej obyczajowości przywołany został na zasadzie kolorytu epoki. Konsultant i współscenarzysta „Potopu” profesor Adam Kersten wspominał, że twórcy wybrali zasadę łagodnego korygowania i lukrowania historycznych realiów, oszczędzając widzom szokujących scen. Podobnie jak w powieści, także w filmie mimo obecności scen realistycznych można odnieść wrażenie, że „zło przestaje być złem, okrucieństwo okrucieństwem a zabijanie zabijaniem”[3]. Dodajmy także: a gwałt gwałtem. Kiedy Butrymowie donoszą Oleńce o nieprzyzwoitym zachowaniu Kmicicowych żołnierzy, ganią ich jedynie za... rozpustę. Dopiero później, gdy owa gromada zechce potańczyć ze szlachciankami, stanie się to powodem bijatyki, czego następstwem będzie spalenie Wołmontowic i utrata przez Kmicica sympatii Oleńki.

 

„Potop” filmowy to bezsprzecznie popis kunsztu aktorskiego Daniela Olbrychskiego, który brawurowo przedstawił metamorfozę swojego bohatera. Małgorzata Braunek jako Oleńka wypada przy nim blado, przede wszystkim dlatego, że reżyser, podobnie jak Sienkiewicz, rolę Billewiczówny widział jednowymiarowo. Co prawda, Hoffmanowi zależało na tym, aby pozostając wiernym pierwowzorowi, uwzględnić wyobraźnię współczesnego widza i jego gusty, ale w tym przypadku jedynym ustępstwem wobec oryginału okazał się wybór aktorki o nowoczesnej urodzie, odbiegającej zarówno od ideałów kobiecego piękna w wieku XVII, jak i od opisu literackiego. Jednak ani charakter, ani aspiracje Oleńki nie zostały uwspółcześnione, mimo że reżyser podjął decyzję o obsadzeniu w tej roli artystki, która po roli w „Polowaniu na muchy” (1969) Andrzeja Wajdy stała się wręcz ikoną współczesnej dziewczyny, jednocześnie kobiecej i silnej. W dużej części zresztą z tego właśnie powodu (innym argumentem był chłodny typ urody aktorki) już sama decyzja o wyborze Braunek wywołała wśród przyszłych widzów szereg nieprzychylnych komentarzy.

 

Wbrew ich obawom rola Oleńki w „Potopie” diametralnie odbiega od dotychczasowego wizerunku aktorki. Małgorzata Braunek nie kryła zresztą, że miała z nią spory kłopot: „Co tu dużo ukrywać, książkowa Oleńka jest postacią nieco nieprawdopodobną. Jest zbyt idealna! […] nie ma żadnych wątpliwości we wszystkich możliwych dziedzinach… Zna się świetnie na polityce, tak skomplikowanej w owych czasach, ma niezłomne zasady i najmniejszych problemów z wyborem zawsze […] najsłuszniejszego stanowiska. Ma też zawsze dość hartu, żeby wszystko robić dla dobra Ojczyzny, nie oglądając się na sprawy osobiste. I tak umie bez wahań prawidłowo oceniać ludzi! Wreszcie – czy jest do uwierzenia, że może się tak niezłomnie opierać tak wspaniałemu – bądź co bądź – mężczyźnie jak Kmicic?”[4]. Aktorka rozmawiała z reżyserem o znalezieniu jakiejkolwiek skazy na krystalicznym charakterze Oleńki. Podczas zdjęć pojawiły się pomysły, aby bohaterka rzeczywiście zakochała się w adorującym ją księciu Bogusławie, ostatecznie jednak filmowa kreacja pozostała wierna literackiemu obrazowi, a sugestie, że Oleńka jest zauroczona księciem, nakreślone zostały nader subtelnie. Braunek, filmowana głównie w zbliżeniach i półzbliżeniach, zagrała swoją rolę kameralnie i powściągliwie. Jest w „Potopie” pięknością zdystansowaną i wyniosłą, raczej aseksualną. Oleńka jako prowincjonalna dziewczyna z Wodoktów niemal mdleje podczas pierwszego spotkania z Kmicicem, pocałunek mężczyzny wywołuje u niej dreszcz emocji, ale jako pobożna i przyzwoita szlachcianka owe emocje powściąga. W scenach konfliktu z Kmicicem aktorka konsekwentnie unika spojrzenia na ukochanego, wygłasza opinie, spoglądając przed siebie, niejako ex cathedra, i wydaje jedyne właściwe osądy i polecenia. Kiedy odprawia kompanów narzeczonego, wykazuje się, co prawda, „kawalerską fantazją” – tak ocenia to sam Kmicic – jednak zachowaniu Oleńki daleko do żywiołowości i odwagi innej bohaterki Sienkiewicza: Basi, „hajduczka” z „Pana Wołodyjowskiego”.

 

Filmowa Oleńka, podobnie jak ta literacka, swoją niezłomnością i dystansem utrudnia widzowi pozytywną identyfikację, funkcjonuje raczej na zasadzie znaku i symbolu. Jest bytem nieskażonym, ideałem zbyt idealnym. Lukru jest w niej za wiele – nawet jak na historię polukrowaną dość obficie. Być może przeważył fakt, że skoro Kmicicowi, późnemu następcy polskich bohaterów romantycznych, udało się znaleźć szczęście w ojczyźnie, to i jego domowe szczęście nie mogło mieć żadnych wad? Jednak ważny wydaje się także schemat odbioru. Kazimierz Wyka odnosząc się do odcinkowego trybu publikowania Trylogii, pisał, że „po równi stanowi dzieło pisarza, co wytwór sytuacji ideowej czasu, jego niezaspokojonych potrzeb […] jest więc cykl Sienkiewicza przykładem zamówienia społecznego, zrealizowanego natychmiast i ponad oczekiwania obydwu stron: twórcy i odbiorców. Jest tworem zupełnej symbiozy pomiędzy pisarzem a określonymi potrzebami czytelników”[5].

 

Poniekąd taki osąd można odnieść także do adaptacji kinowej. Film przyjęty został znakomicie i nadal ma wielu widzów, a poza falą krytyki obsady, która miała miejsce jeszcze przed jego realizacją, nie wywołał większych zastrzeżeń. Jerzy Hoffman pozostał wierny mitowi „Potopu” jako opowieści ku pokrzepieniu serc, w której miłość do ojczyzny przezwycięża szlacheckie przywary i słabości. Utrwalone w narodowej świadomości wizerunki dzielnego Kmicica, panów patriotów oraz kryształowo przyzwoitej Oleńki w pełni zaakceptowali – a może poprzez krytykę obsady nawet wymusili? – widzowie w latach 70. Otwartym jest natomiast pytanie, czy taką konstrukcję postaci akceptujemy po 40 latach od premiery my, współcześni widzowie. Wydaje się bowiem, że to właśnie stereotypowe potraktowanie kobiecej bohaterki, uczynienie jej tłem i dopełnieniem mężczyzny, podporządkowanie jej konstrukcji wymowie ideowej przy jednoczesnym zignorowaniu potrzeby zbudowania postaci z krwi i kości, jest największą słabością znakomitego przecież filmu. Ale chodzi nie tylko o to, czy skłonni jesteśmy narzekać (bo pewnie tak), że papierowa, że mdła, że zbyt idealna, ale także, a może przede wszystkim – czy dopuścilibyśmy dziś do przemiany obrazu Oleńki, do jakiego stopnia, i jaki obraz miałby to być? A ponadto: na ile ingerencja w tkankę Sienkiewiczowskiego uniwersum byłaby w tym przypadku możliwa, czy manipulowanie postacią Oleńki nie zaburzyłoby świata przedstawionego w sposób zasadniczy? Obawiam się, że gdybyśmy chcieli zobaczyć w „Potopie” bohaterkę silną, prawdziwą i zmysłową, jedynym wyjściem byłaby całkowita reinterpretacja powieści, przepisanie jej na nowo z punktu widzenia kobiety.  Ale to zapewne dla większości rozwiązanie zbyt radykalne.

 

[1] M. Ferenc, Czasy nowożytne, [w:] Obyczaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych, red. A Chwalba, Warszawa 2008, s. 125

[2] jw., s. 121

[3] M. Oleksiewicz, 535 dni Potopu, Warszawa 1975, s. 29

[4] Jak uwierzyć Oleńce?, rozm. M. Andrzejewska, „Trybuna Mazowiecka”, 29.12.1974

[5] K. Wyka, Sprawa Sienkiewicza, [w:] T. Bujnicki, A. Helman, „Potop” Henryka Sienkiewicza. Powieść i film, Warszawa 1988, s. 90

comments