Pilot kapitan Karol Doroń katapultuje się z uszkodzonego samolotu podczas patrolu nad Bałtykiem. Doroń zostaje uznany przez kolegów za tchórza, wspiera go jedynie doświadczony dowódca pułku. Dzięki niemu Karol zostaje przywrócony do służby. Wkrótce ma okazję udowodnić, jak świetnym jest pilotem.
Narrator filmu obejmuje dowództwo pułku lotniczego w niewielkim nadmorskim miasteczku. Tamtejsza jednostka szczyci się chlubnymi tradycjami z czasów drugiej wojny światowej. Wkrótce po przyjeździe pułkownik zostaje zaproszony na kolację do domu kapitana Karola Doronia. Przy stole najważniejszą osobą wydaje się niewidomy brat gospodarza, Piotr. To legendarny lotnik, który w czasie wojny dokonał bohaterskiego czynu: pomimo obrażeń, które kosztowały go utratę wzroku, udało mu się ocalić pilotowany samolot i bezpiecznie wylądować.
Dla żołnierzy pułku z młodym, porywczym porucznikiem Jędrkiem na czele, Piotr jest ideałem i autorytetem moralnym. Z jego postawą nie zgadza się za to Karol, człowiek ostrożny i powściągliwy, wierzący, że we współczesnym lotnictwie nie ma miejsca na ułańską brawurę. Z tego powodu między braćmi narasta konflikt, spotęgowany jeszcze przez to, że niepełnosprawny Piotr zaczyna żywić namiętne uczucia do opiekującej się nim Marii, żony Karola.
W drodze na lotnisko Karol spotyka młodą, atrakcyjną dziewczynę, która przedstawia się jako Pchełka. To piosenkarka zaangażowana do miejscowego klubu oficerskiego, a zarazem dziewczyna Jędrka.
Podczas ćwiczebnego lotu Doroń zaczyna tracić panowanie nad maszyną. Kiedy nad morzem odrzutowiec gwałtownie traci wysokość, pilot decyduje się katapultować. Udaje mu się ocalić życie, jednak traci samolot. Podczas pobytu w szpitalu lekarz przekonuje go, że podjął słuszną decyzję, za którą nikt nie będzie go potępiał. Tymczasem Piotr, wciąż żyjący wspomnieniami, a jednocześnie zazdrosny o brata, postrzega jego czyn jako przejaw tchórzostwa. Gdy komisja uznaje działania Karola za adekwatne do sytuacji, były pilot podważa tę opinię. Udaje mu się zasiać ziarno wątpliwości wśród kolegów z pułku. Nieufność w stosunku do Karola potęguje się do tego stopnia, że gdy wraca ze szpitala, zostaje zbojkotowany. Wśród żołnierzy szerzą się plotki o problemach psychicznych Doronia, jego najzagorzalsi oponenci są zdania, że zszargał dobre imię jednostki. Jedynie nowy dowódca uznaje postępowanie kapitana za słuszne, jednak nie udziela mu otwarcie poparcia, sądząc, że zaogniłoby to i tak trudną sytuację.
Karol dostaje tymczasowy zakaz latania. Nie jest w stanie zrozumieć ani zaakceptować tej decyzji, staje się drażliwy i zamknięty w sobie, a jednocześnie nie potrafi bronić swoich racji. Nie zauważa, że jego położenie rzutuje także na Marię, która podczas wizyty w sklepie zostaje wystawiona na atak miejscowych plotkarek. Pomiędzy małżonkami narasta rozdźwięk. Zdesperowana kobieta szuka pocieszenia u szwagra, w rezultacie stając po jego stronie w konflikcie z bratem, a także nieświadomie podsycając uczucia Piotra.
Podczas jednego z lotów, które Doroń obserwuje jako członek obsługi naziemnej, dochodzi do niebezpiecznego incydentu. Lekkomyślny Jędrek, dążący do przejęcia pozycji Karola jako dowódcy klucza, popisuje się w powietrzu brawurowymi akrobacjami. Kiedy pułkownik rozkazuje mu lądować, porucznik tylko o mały włos unika katastrofy. Mimo to jego zachowanie nie zostaje potępione przez innych pilotów, przeciwnie, młodzieniec podtrzymuje swoją reputację godnego spadkobiercy heroicznych tradycji pułku. Obserwujący całe zdarzenie Doroń wpada w jeszcze większą depresję, którą próbuje wyleczyć wizytą w kasynie oficerskim. Ponownie spotyka tam Pchełkę, śpiewającą melancholijną piosenkę o przemijaniu i samotności. Okazuje się, że ukochana Jędrka, bojąc się o jego życie, podziela zdanie Karola na temat rzekomego bohaterstwa.
Nastrój bohatera pogarsza się, kiedy po powrocie do domu widzi, jak Maria chowa jego skórzaną, lotniczą kurtkę, niejako dając mu do zrozumienia, że nigdy już nie będzie pilotował samolotu. Napięcie potęgują złośliwe uwagi Piotra. Następnego dnia na lotnisku kapitan słyszy obraźliwe i kpiące aluzje na temat swojego katapultowania. Doprowadzony do ostateczności Doroń nie załamuje się jednak, wręcz przeciwnie, odzyskuje równowagę psychiczną i pewność, że postąpił właściwie. Podczas konfrontacji z Jędrkiem i grupą jego popleczników mężczyzna dowodzi swoich racji.
Pułkownik, który był świadkiem całego wydarzenia, pozwala Karolowi wziąć udział w ćwiczebnym locie, a następnie przywraca go do czynnej służby. Uszczęśliwiony Doroń wraca do domu, gdzie Maria reaguje na jego wieści niepewnością, podczas gdy zazdrosny Piotr otwarcie oskarża go o tchórzostwo i stwierdza, że brat nie powinien wracać za stery samolotu. Napięta, wroga atmosfera zwiększa zdenerwowanie Karola, który spędza bezsenną noc. Rankiem ma problemy z koordynacją i zachowaniem spokoju. Jego partnerem podczas lotu ma być Jędrek. Pułkownik prosi Doronia, by pilnował nieodpowiedzialnego młodzieńca.
Podczas rozmowy z Marią Piotr próbuje skłonić ją do potępienia Karola, jednak w rezultacie zdradza się z zawiścią wobec brata. Poznawszy prawdziwe motywy szwagra, kobieta uświadamia sobie, że zawiodła męża. Bojąc się o jego życie, biegnie na lotnisko. Piotr podąża za nią. Kiedy traci równowagę, pomaga mu czekająca na Jędrka Pchełka.
Lot odbywa się w bardzo trudnych warunkach, przy niskim pułapie chmur. Jędrek lekceważy procedury bezpieczeństwa, co powoduje, że niemal całkowicie traci widoczność. Doroń otrzymuje rozkaz sprowadzenia partnera na ziemię, jednak pycha Jędrka sprawia, że podejmuje on karkołomną próbę powtórzenia wojennego wyczynu Piotra. Jego wybryk kończy się rozbiciem odrzutowca, którego płonące szczątki blokują pas startowy, uniemożliwiając Karolowi bezpieczny powrót. Brak paliwa wyklucza dotarcie na zapasowe lotnisko. Kapitan wykazuje się znakomitymi umiejętnościami pilotażu i ląduje bezpiecznie, precyzyjnie omijając zniszczony samolot, i budząc podziw swoich niedawnych adwersarzy. Tym samym zostaje automatycznie zrehabilitowany w oczach kolegów. Kiedy wysiada z kabiny odrzutowca, czeka już na niego Maria. (AP)
„Jest to, zaiste, osobliwy stop: wspaniałe popisy odrzutowców, otwierające jak gdyby jakiś nowy, nieznany świat – a tuż, niżej, remanent psychologicznego banału, filmowej sztampy, pozornych – w tym ujęciu – dylematów, które rozwiązują się łatwo i bezboleśnie”.
Konrad Eberhardt, „Poezja lotnictwa i proza banału”, „Film”, 1961, nr 39.
„Drapella-reżyser nie potrafił znaleźć właściwej formy artystycznej dla Drapelli-scenarzysty. […] Tym większa szkoda, bo film miał zadatki na solidny, wciągający obraz psychologiczny. Zabrakło boga-reżysera, swobodnie kierującego akcją, podporządkowującego wszystkie elementy jednej naczelnej idei”.
Oskar Sobański, „Zabrakło boga…”, „Ekran”, 1961, nr 36.
„Film jest zdecydowanie słaby, przede wszystkim dlatego, że oparty jest na schematycznej i prymitywnej konstrukcji dramaturgicznej, na operowaniu argumentami banalnymi lub niesmacznymi, że jest antologią tanich i wyświechtanych chwytów reżyserskich. W tym filmie przypomniano wszystko, co zdarzało się nam już oglądać w złych filmach”.
Kazimierz Kochański, „Dwa filmy festiwalowe”, „Tygodnik Kulturalny” 1961, nr 39.
„Jeśli w »Przeciwko bogom« odnajdziecie kawał rzetelnego filmu to na pewno będą nim te partie, za które całkowite uznanie należy się operatorom: Wacławowi Florkowskiemu i Mikołajowi Sprudinowi. Pokazali oni w tym filmie coś, co wypada zakwalifikować wyżej niż ładne zdjęcia lotnicze. Udało im się mianowicie odsłonić przed widzem jakąś warstwę swoiście romantycznej urody nowoczesnej techniki, zawartą w sylwetkach samolotów, w szybkości, z jaką prują powietrze odrzutowce zwinniejsze niż ptaki i szybsze niż dźwięk”.
Zbigniew Klaczyński, „Ułańskie nieporozumienia”, „Trybuna Ludu”, 23.09.1961.
„Niestety, zawiodła argumentacja, którą autorzy przeprowadzają głównie za pomocą słów, a nie faktów. Mówiony komentarz zaczyna zagrażać polskiemu filmowi fabularnemu. Głośne myślenie, nawet w życiu, rzadko daje dobre rezultaty, w filmie zaś – jeśli jest stosowane zamiast akcji – jest nieporozumieniem dramaturgicznym. […] Tak jest właśnie w »Przeciwko bogom«”.
T.Woj., „Przeciwko bogom”, „Dziennik Łódzki”, 29.09.1961.
„Wykręciwszy się z rzemiosła kiepską ideologią, Drapella uznał, że nie musi prowadzić aktorów, wskutek czego »Przeciwko bogom« prezentuje nam najniższy w ciągu ostatnich lat poziom aktorstwa filmowego. Wszyscy aktorzy każdym gestem dają nam do zrozumienia, że z niesmakiem odrabiają chałturę”.
Hiv., „Inne gatunki”, „Argumenty”, 1961, nr 42.
Współautorem scenariusza filmu „Przeciwko bogom” był wybitny polski poeta Stanisław Grochowiak.
Część ekipy realizatorskiej miała wcześniejsze doświadczenia z dziełami o tematyce lotniczej. Reżyser Hubert Drapella w swoim fabularnym debiucie zatytułowanym „Historia jednego myśliwca” (1958), opowiedział historię polskiego pilota walczącego podczas wojny w szeregach RAF. Operator Wacław Florkowski natomiast był autorem zdjęć do bardzo dobrze ocenianego krótkometrażowego reportażu „Oblatywacze” Heleny Amiradżibi (1959), w którym ukazana została praca oblatywaczy odrzutowców.
Jak podkreślają twórcy w napisach czołowych, film „Przeciwko bogom” powstał dzięki pomocy ze strony Dowództwa Wojsk Lotniczych oraz OPL OK (Korpusu Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju).
Samoloty, które pilotują bohaterowie filmu Drapelli, to odrzutowce typu Lim-5 (skrót pochodzi od słów „licencyjny myśliwiec”). Pomimo polskiej nazwy były to w rzeczywistości popularne w państwach Układu Warszawskiego Migi-17, od 1955 roku produkowane na radzieckiej licencji w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL-Mielec.
„Przeciwko bogom” to pierwszy film, który realizowano w nowych halach zdjęciowych Wytwórni Filmów Fabularnych przy ulicy Chełmskiej w Warszawie.
In the photo: Stanisław Zaczyk
In the photo: Tadeusz Kosudarski