Podczas podróży transatlantykiem spotykają się Liza, strażniczka w Oświęcimiu, i Marta, polska więźniarka. Choć nie zamieniają słowa, spotkanie wywołuje wspomnienia. Liza zwierza się nieświadomemu niczego mężowi ze swej przeszłości, wybielając swoją rolę w obozie koncentracyjnym. Lecz jest i druga wersja wspomnień, bardziej ponura – w których Liza próbuje kilkoma gestami dobroci kupić lojalność więźniarki. I jest szczerze zawiedziona, kiedy nie spotyka się z wdzięcznością… Ta historia nie ma zakończenia. Marta wysiada ze statku, Liza nigdy nie dowie się, jakim cudem więźniarka przeżyła obóz.
Informacja o śmierci reżysera przed ukończeniem filmu.
Narracja fotograficzna. Liza po latach pobytu w Ameryce powraca do rodzinnych Niemiec. Na pokładzie statku widzi pewną kobietę, co wywołuje w niej wstrząs. Powracają wspomnienia, którymi musi podzielić się z mężem.
Narracja filmowa. Liza latem 1943 roku trafia do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Zarządza pracą w wielkim obozowym magazynie, segreguje dobytek przywożonych ludzi. Z transportu dobiera sobie pomocnice, między innymi Martę. W komandzie Lizy praca jest lżejsza, a więźniów traktuje się lepiej. Dowiedziawszy się, że w obozie przebywa narzeczony Marty, Tadeusz, Liza sprowadza go do pomocy w rachunkowości. Kochankowie się spotykają.
Marta zachorowała, lecz w obozowym szpitalu warunki są fatalne. Liza z powrotem zabiera ją na blok, bo tu lepiej może się nią zaopiekować. Ratuje jej życie lekarstwami z apteki SS. Po powrocie do zdrowia Marta zamyka się w sobie, coś skrywa.
Pewnego dnia przychodzi po nią do baraku sam komendant Grabner. Posłusznie idzie za nim na blok śmierci. Liza, którą za kilka dni mają zabrać do Rzeszy, prosi o pozwolenie zwiedzenia tego bloku. Marta się tam przeniosła ze względu na Tadeusza, zabitego w końcu przez Niemców. Wydaje się, że Marta podzieli jego los.
Narracja fotograficzna. Opowieść dla męża to pierwszy wariant historii. Wydarzenia na statku zachowały się jedynie fragmentarycznie – trudno więc ustalić, co planował reżyser. W każdym razie Lisa próbuje potwierdzić tożsamość Marty. I wtedy odżywają kolejne wspomnienia – prawdziwsze.
Narracja filmowa. Liza obrażona na Martę – włożyła tyle wysiłku, by ją uratować. Chociaż nie całkiem bezinteresownie… W magazynie szerzy się plaga kradzieży. Zgodnie z instrukcją przełożonej, należy zdobyć zaufanie więźniarek, by ją ukrócić.
Do komór koło krematorium przychodzą nowe transporty. Żołnierze wlewają do komór cyklon B. Liza ma momenty słabości. Także wtedy, gdy widzi, że Marta ratuje czyjeś niemowlę, a ona nie reaguje. Jest zła na siebie. Wierzy jednak, że łagodnością pozyska Martę. To dlatego postanawia sprowadzić Tadeusza. W zamian domaga się donosów na inne więźniarki.
Prawie udaje się zrealizować ten plan. Niestety incydent z psem strażniczki Ingi, który zagryza na oczach wszystkich jedną z więźniarek, niweczy jej wysiłki. Znów trzeba pozyskiwać zaufanie. Niedługo później ktoś z obozu męskiego truje psa Ingi.
Do Oświęcimia przyjeżdża międzynarodowa komisja. Na pokazówkę wytypowano komando Lizy. Chora Marta z umieralni, jaką jest obozowy szpital, z powrotem trafia na blok i tu dostaje lepszą opiekę. Liza w zamian oczekuje od niej, że zagra przed komisją rolę zadowolonej więźniarki. Wypytywana przez komisję Marta milczy zastraszona. Potwierdza jednak, gdy przełożona strażniczek mówi, że więźniarka mogła się tu nawet spotkać z narzeczonym. Liza jest zadowolona – w końcu złamała Martę.
Tymczasem życie obozu toczy się dalej. Tajemny romans Marty i Tadeusza kwitnie za cichym przyzwoleniem Lizy. Liza ratuje Marcie życie podczas selekcji więźniów. Marta jednak – o dziwo – zdaje się nie czuć żadnej wdzięczności.
W jednym z baraków znaleziono ukryty greps, Liza zwołuje apel. Żąda przyznania się winnej. A Marcie każe na głos odczytać jego tekst. Dziewczyna, niewiele myśląc, zamiast treści prawdziwego grepsu recytuje zmyślony list miłosny. Dopiero później Lisa zorientuje się w tym oszustwie, spostrzeże na karteluszku nazwiska i cyfry – to gryps dla ruchu oporu o warunkach życia w obozie.
Wcześniej jednak zostaje wezwana do przełożonej, która informuje ją o rychłym przeniesieniu do Niemiec. Jest jeszcze do wyjaśnienia kwestia przemyconego dziecka żydowskiego, o czym doniosła Inga. Liza, by wykazać się niezłomnością, domaga się ukarania całego komanda.
Tymczasem na placu apelowym do napisania grepsu przyznaje się Marta, co jest równoznaczne z wyrokiem śmierci. Lisa nie chce jej uwierzyć…
Narracja fotograficzna. Nie wiadomo, jak kończy się ta historia. Co jest samousprawiedliwieniem strażniczki? A co prawdą o ukrytych w każdym człowieku ludzkich odruchach? W porcie Marta, lub tylko przypominająca ją kobieta, schodzi na ląd. Liza płynie dalej. (JU)
„Film, który ukazał się na ekranach pod tytułem »Pasażerka«, nie upoważnia do rozważań na temat, jaki mógłby być ostateczny kształt dzieła Andrzeja Munka. A jeśli nawet – to rozważania te powinny pozostać wyłącznie prywatną sprawą widza. Bowiem – mimo skromności zespołu przygotowującego z całym pietyzmem »Pasażerkę« na ekrany tak, by niczego nie dodawać do fragmentów utworu Munka – otrzymaliśmy gotowy, zamknięty film. Jest to oczywiście film zupełnie szczególnego rodzaju – film o filmie i jego twórcy, osobliwy gatunek dokumentu czy pamiętnika. […] Nikt nie pokusił się o dokończenie filmu za Munka, lecz dokonano rzeczy znacznie ciekawszej, pozwalając – przez sposób prezentacji materiału – wniknąć głęboko w problematykę warsztatu twórczego realizatora. Ten film mówi o Munku więcej niż jego ukończone, znakomite przecież dzieła. […] Ten miejscami nie wypełniony konspekt przyszłego dzieła obnażył mimo woli założenie konstrukcyjne pozwalające na bliższe wniknięcie w metodę twórczą Munka. […] Munk zawierzył szczególnym możliwościom sztuki filmowej. Odkrył bowiem jej wrażliwość na obiektywną prawdę, której nie jest w stanie zafałszować, zakamuflować subiektywna, indywidualna interpretacja – i to zarówno filmowego bohatera, jak i określonego wobec rzeczywistości artysty. W historii Lizy, byłej dozorczyni oświęcimskiego obozu przecięły się i nałożyły na siebie jej indywidualne poszukiwanie ludzkiego wymiaru dla obozowej przeszłości i obiektywny obraz funkcjonowania trybu wprzęgniętego w służbę fabryki zagłady. […] Prawdę o Lizie poznajemy wbrew niej samej, choć kamera – tak posłuszna jej relacji – notuje tylko to, na co bohaterka pozwala. Szokującym kontrapunktem opowieści Lizy jest chłodny obiektywizm tła. Rzeczywistość krematoriów i oświęcimskiego błota nie jest koszmarnym snem, ani dziełem apokaliptycznego zła, lecz wzorowo funkcjonującą, dobrze zautomatyzowaną fabryką, w której czynność odbijania puszek z cyklonem czy zmywania hydrantem ścian po egzekucji, ma w sobie jakąś dobrze znaną, swojską codzienność. I to beznamiętne sfotografowanie »codzienności«, którą jest masowe, straszne umieranie – jako ledwo zapamiętanego przez Lizę tła jej psychologicznego konfliktu – staje się źródłem grozy, wobec której bledną obrazy pomyślane jako najbardziej wstrząsające z wielu pamiętnych filmów. Cóż to mógł być za film!”.
Alicja Helman, „Ostatnie dzieło Andrzeja Munka” „Kultura”, 1963, nr 38.
„Oglądam zatem »Pasażerkę« Andrzeja Munka – nie jestem w stanie oprzeć się zdumieniu: obcujemy oto z dziełem pełnym, spoistym, zamkniętym. […] Arcydzieło to nie jest kalekie – lecz po prostu małe rozmiarem, nie wypełnia czasu zwykłej projekcji. Nie brak mu spoistości wewnętrznej – lecz kilkuset metrów taśmy. Publiczność czytująca prasę filmową wie, że nie ma w nim części współczesnej, rozgrywającej się na statku, której Andrzej Munk nie zdołał dokończyć. W powieści Zofii Posmysz właśnie ta dzisiejsza podróż statkiem Lizy, byłej nadzorczyni z Oświęcimia, stanowi istotną zawartość książki, retrospekcje jedynie ją uzupełniają. Także audycja telewizyjna zachowała ten priorytet współczesności. Natomiast Andrzej Munk zupełnie wyraźnie przesunął punkt ciężkości utworu na retrospektywne partie obozowe, nie rezygnując także i z transatlantyku wraz z jego pasażerami: Lizą, byłą nadzorczynią z Oświęcimia, oraz domniemaną Martą, dawną więźniarką. […] Tej konfrontacji, uzyskanej przez równoległość dwóch nurtów czasu: przeszłości i teraźniejszości – w filmie nie ma; ale rzecz paradoksalna! – trudno odczuć to jako brak zagrażający jednolitości czy pełni dzieła. […] Napisano w jakimś materiale informacyjnym, że Liza »kłamie« mężowi. Byłbym niechętny tak rygorystycznemu potraktowaniu jej wspomnień. Wielkość »Pasażerki« polega na tym, że oświęcimskiego oprawcę rodzaju żeńskiego, podwładnego innych oprawców, ukazuje nam w wymiarze ludzkim, dostępnym naszym pojęciom. Pozwala to zaobserwować tym dokładniej, jak zbrodnia lęgnie się tutaj pośród uczuć w zasadzie właściwym wszystkim ludziom, nieomal graniczy z dobrymi uczynkami. To ważne. […] »Pasażerka« ukazuje nam osobliwą i wstrząsającą walkę więźniarki, która nie broni się przed poniewierką, jakiej doznaje od swojej nadzorczyni, lecz przeciwnie – przed jej »łaskawością«, folgami, propozycjami Marta wie, że każde ustępstwo grozi tutaj utratą ostatniego jej dobra – godności, a przecież niczego w zamian nie gwarantuje. […] Ta obrona ofiary przed »przychylnością« kata uzyskuje w »Pasażerce« wymiar wielkiego uogólnienia, czyni z tego filmu jedno z nielicznych odkrywczych arcydzieł, jakie poświęcono epoce pieców. Stanowi ono zarazem dowód, że ostatni film Andrzeja Munka nie dopełniał poprzednich jego dzieł, ale przeciwnie, zaczynał nowy rozdział jego twórczości”.
Konrad Eberhardt, „Przeciw niepamięci”, „Film”, 1963, nr 40.
„I oto otrzymaliśmy ostatni film Munka. To, co pozostało z zamysłu »Pasażerki« i co przedstawił Lesiewicz, może zaledwie dać tylko bardzo ogólnikowe pojęcie o prawdziwym zamierzeniu reżysera. Oczywiście, przedtem było – telewizyjne przedstawienie. Był też scenopis przyszłego filmu. A jednak wiadomo, że większość materiału zdjęciowego, jakim z konieczności dysponowała ekipa kończąca przerwany film, tak właśnie – większość materiału nie zadowalała Munka. I właściwie, nie sposób dowiedzieć się, co było powodem tego niezadowolenia. Chociaż zrozumienie tego być może jest dla odczytania ostatniego filmu Munka najważniejsze. […] Pomimo całej pracowitości Munka, jego ogromnego kunsztu, telewizyjne przedstawienie »Pasażerki« pozostawiło mi wyraźne uczucie niedosytu. A kiedy dowiedziałem się, że Munk zafascynowany tematem zamierza stworzyć film, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż będzie to reżyserska pomyłka. […] Może to przesada, ale nie lubię zaaranżowanych ad hoc rozrachunków z sumieniem. Ileż do tego potrzeba zbiegów okoliczności. A więc musi być elegancki statek, tak elegancki, aby podróż na nim pozwalała człowiekowi oderwać się od lądowych spraw. Tak wspaniały, aby pasażerowie wstępując na jego pokład »odradzali się« na nowo w szczęśliwszym, milszym, pozbawionym konfliktów świecie. […] W tym, co zostało zrealizowane z filmowej wersji »Pasażerki« uderza zdecydowane rozbudowanie postaci więźniarki. Nie jest ona już tylko upersonifikowanym wyrzutem sumienia. Munk, nie rezygnując z pokazywania wszystkich scen retrospektywnych wedle kolejnych wersji wydarzeń opowiadanych przez SS-mankę, zarysowuje jednak w sposób zdecydowany postać jej antagonistki. Tak, bo to już nie jest tylko sprawa pomiędzy katem a ofiarą. Ofiara musi wybierać pomiędzy różnymi drogami postępowania – tak jak wybierali więźniowie. I niezależnie od kolejnych zmian w opowieści SS-manki, ona już pozostaje tą samą dziewczyną. Wiemy już, co wybrała i wiemy już, że walczy. Stąd dodatkowe komplikacje w myśleniu byłego kata – dzisiejszej szczęśliwej kobiety i żony. Rzecz bowiem nie tylko w tym, że była SS-manka boi się swojej przeszłości. Munk udowadnia, iż pomimo tyrad o młodzieńczej naiwności, jakie wygłasza pod adresem swojego męża, pragnąc usprawiedliwić swoje postępowanie w dawnych latach – pozostała tą samą, zawsze gotową do podjęcia rzuconej ongiś funkcji kobietą. W sztuce nie było o tym mowy. […] Po raz pierwszy chyba w filmie przypomniano nam to, co zaświadczyły pamiętniki i proza Borowskiego. Społeczność więźniów była niełatwa do przeniknięcia. I walka z tą społecznością wymagała szukania nie tylko kandydatów na »kapo«, ale i werbowania inteligentnych szpicli. Wszystko to – myślę oczywiście o pozostawionych przez Munka taśmach filmowych – zarysowane zostało zaledwie grubą krechą. […] Munk jak nikt chyba potrafił wydobyć z kadru filmowego maksimum ekspresji. Można oczywiście powiadać o stylizacjach na pewnego rodzaju »szorstkość filmów dokumentalnych«, można podkreślać owe prześwietlenia taśmy (też nie wiadomo, czy świadome), analizować zasady budowania obrazu – ale wszystko to nie zdoła wyjaśnić, dlaczego tak pokazane sceny wywierają na nas wrażenie tego samego nieomal autentyzmu, co kroniki kręcone przez filmowców w czasie wyzwolenia Oświęcimia. […] W »Pasażerce« reżyser rezygnuje jednak ze swoich dotychczasowych doświadczeń. Próbuje zrealizować temat, jakiego bym mu nigdy nie przypisał. Próbował wyjść poza naznaczony »Eroiką« krąg doświadczeń. Sięgnąć do tematyki, którą tak skrzętnie omija się w naszym filmie – opowiedzieć o rzeczywistości koncentracyjnego łagru. […] I żeby już pointa była pełna: dobrze, że film ten kończył właśnie Lesiewicz, jeden z tych, którzy także próbują ciągle – nie rezygnując z charakterystycznej dla okresu »polskiej szkoły« pasji dyskusyjnej – dokładniej, pełniej oddać sprawy najbliższej nam, żywej i ciągle mieszającej się ze współczesnością historii”.
Ernest Bryll, „Wyjście z legendy”, „Współczesność”, 1963, nr 20.
Reżyser filmu Andrzej Munk zginął w wypadku samochodowym 20 września 1961, po zrealizowaniu części filmu - głównie scen retrospektywnych nakręconych na terenie muzeum w Auschwitz-Birkenau. Współpracownik reżysera Witold Lesiewicz scalił je w film. Został on uzupełniony komentarzem Wiktora Woroszylskiego przeczytanym przez Tadeusza Łomnickiego.
Zdjęcia do filmu realizowano w Oświęcimiu na terenie obozu KL Auschwitz oraz na pokładzie M/S „Batory".
In the photo: Andrzej Munk
In the photo: Anna Ciepielewska
Ostatni, nieukończony, film Andrzeja Munka, którego realizację przerwała tragiczna śmierć reżysera. Z nakręconych niemal w całości scen retrospektywnych, rozgrywających się w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau i stanowiących jeden z dwóch poziomów narracyjnych filmu, Witoldowi Lesiewiczowi udało się później zmontować zgodną ze scenariuszem opowieść. Zabrakło drugiego poziomu, czyli scen współczesnych, rozgrywających się na pokładzie transatlantyku, w których dochodziło do konfrontacji kata i ofiary po latach. Sceny te zostały zasygnalizowane w postaci fotografii z komentarzem objaśniającym ich sens, autorstwa Wiktora Woroszylskiego. Nikt nie podjął się dokręcenia brakującego materiału, zwłaszcza wymagającego oddania tak wielu niuansów psychologicznych.
„Pasażerka” wzbudziła ogromne zainteresowanie na festiwalu w Cannes w 1964 roku i jest chyba najbardziej znanym za granicą filmem Munka. Zdecydowała zapewne waga tematu, ale i zaskakujące ujęcie, uniwersalność opowieści, która daleko odchodzi od prostej relacji historycznej na temat obozów koncentracyjnych (na wzór „Ostatniego etapu” Wandy Jakubowskiej) ku wnikliwej analizie psychologicznej relacji między esesmanką i więźniarką.
Reżyser, mimo kontrowersyjnego tematu, unika epatowania czy to brutalnością, czy też naturalistycznym przejaskrawieniem opisu. Oszczędność środków wyrazu – zwięzłość narracji, stonowanie postaci, scenograficzna wiarygodność (zdjęcia kręcono w byłym obozie koncentracyjnym) – przydają filmowi Munka rys dokumentalny. Zarazem w konstrukcji opowieści widać ślad pomysłu na ironiczną konfrontację, dla której właściwym miejscem miało być współczesne spotkanie kata i ofiary. Tym bardziej szkoda, że Munk nie zdążył w pełni zrealizować swojej koncepcji. (JU)